Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nuna

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Nuna

  1. Nuna

    Czy to jest coś normalnego?

    ale właściwie to boję się lekarzy... po tym jak jeden potraktował mnie dość.. hm, nieprofesjonalnie. Jestem chora w dziedzinie ginekologii że tak powiem, mama załatwiła mi wizytę u niby najlepszego w okolicy, płci żeńskiej. Ogólnie wyglądało to tak, że zrobiła mi badania, to ok, a potem siedziałam i byłam trochę, no wiecie, poruszona tym, że w ogóle coś może być nie tak, że mogę być chora.. a ona nagle zaczyna pieprzyć że do końca życia mogę brać tabletki itd, że mogę być bezpłodna... no to ja już cała roztrzęsiona ale chciałam coś wiedzieć o tej chorobie.. babka mi coś zaczęła rysować na kartce papieru, coś pieprzyć po medycznemu.. a ja roztrzęsionym głosem zapytałam o coś na tej kartce, a ta babka na mnie w ogóle z taką pogardą popatrzyła i "coo dziecko, nie uważało się na biologii w szkole? Nie oglądałaś nigdy książek? Nie wiesz co to hormony?" w tym momencie pękłam i się popłakałam. i oczywiście było mi głupio że to zrobiłam. siedziała też tam moja mama, i oczywiście nic nie powiedziała ani w ogóle nie zaareagowała. A ta baba jeszcze dodała "nooo nie ma co płakać, chyba już dużą dziewczynką jesteś" no i chyba poleciałam wtedy do łazienki i siedziałam tam jakiś czas aż matka poszła pod te drzwi i powiedziała "pani doktor czeka, jak nie przyjdziesz to policzy mi za następną godzinę" czy coś takiego.. od tamtego czasu boję się rozmawiać zupełnie z lekarzami, ludźmi w urzędach itd.. najgorsze jest to że to brzmi jak zachowanie się 10letniej dziewczynki najwyżej, a to było jak byłam w maturalnej klasie..
  2. Cześć. Długo przeglądałam forum zanim odważyłam się coś napisać. Tak naprawdę nawet nie wiem od czego mam zacząć. Myślę sobie że jestem taką po prostu normalną dziewczyną, właśnie zaczęłam studia. Różnymi rzeczami się w życiu interesowałam, zawsze miałam dobre oceny, chodziłam do dobrych szkół, publicznych. Nie wiem czy to jest jakaś choroba, depresja, zaburzenie czy cokolwiek. Czy po prostu wymyślam. Po prostu powiem jak jest i co czuję.. bo ostatnio w tym wszystkim zaczęłam się gubić i sama nie wiem co robić. Po pierwsze może powiem o rodzicach. Moi rodzice mają dość dużo kasy, mają mnóstwo znajomych, często różni ludzie zwracają się do mojej mamy z prośbą o pomoc, poradę. Ale tak naprawdę ja sama nie umiem jej o niczym powiedzieć… czuję się jakbym za każdym razem dostawała poradę typu „jesteś już dorosła, powinnaś sobie z tym poradzić”, „zarób sobie” „załatw sobie”, „inni mają gorzej” „wymyślasz” , nawet jeśli miałam problemy z chłopakiem i płakałam parę dni to jedyne co usłyszałam „jesteś dorosłą kobietą, nie szanujesz się jeśli płaczesz, pokazujesz światu że jesteś słaba i chcesz litości” i same takie gadki... Wydaje mi się że rodzicom głównie zależy na tym, żeby dobrze wypaść przed znajomymi.. matka potrafi bagatelizować cokolwiek by się ze mną nie działo, jeśli nie chciałam iść do szkoły bo się czegoś bałam.. nie chodziło o jakiś sprawdzian czy coś, bo dobrze się uczyłam (choć moich rodziców tak naprawdę nie obchodziły NIGDY moje oceny, ani nawet czy mam odrobione zadanie itd..) ale miałam problemy ze znajomymi.. nie było mowy żeby o tym pogadać z nią, więc tylko trzęsąc się cała prosiłam żeby mi pozwoliła nie iść do szkoły.. potrafiła mi powiedzieć tylko że jestem leniem i w tej chwili mam iść do szkoły i ją nic nie obchodzi.. po czym np. szła do drugiego pokoju i częstowała jakiś gości herbatą robiąc wszystko żeby nie zwracali uwagi że siedzę i ryczę, i robię wszystko żeby mnie nie było słychać, bo jest mi wstyd tego że płaczę.. ogólnie im starsza jestem tym bardziej na wszystko reaguję płaczem.. Poza tym pamiętam że za każdym razem gdy tylko mi się coś nie udawało i płakałam w dzieciństwie to mama kazała mi iść do swojego pokoju i tam płakać. Niezależnie czy coś zrobiłam źle i mi było przykro (np. zepsułam swoje wycinanki), czy brzydko się odezwałam i dostałam w twarz od mamy, gdy tylko się rozpłakałam słyszałam że nie ma zamiaru tego słuchać i mam iść się wypłakać do pokoju a jak mi przejdzie to wrócić. Oprócz tego, mój tata jest trochę nerwusem. Potrafi się wydrzeć o wszystko. Np. siedzę sobie w pokoju, czytam książkę a tata wpada i zaczyna się drzeć po mnie, że on musi wychodzić, że jestem nienormalna bo nie wiem że on szuka jakiejś książki albo okularów że co to za córka która siedzi na dupie zamiast pomóc, że jego szlag trafia itd. Itp. I tak za każdym razem. Jak ma jakiś problem to zamiast poprosić o pomoc to się drze i zwala na wszystkich winę, a jak się ktoś zdenerwuje, to grozi że przywali w pysk itd.. ogólnie na co dzień o tym wszystkim nie myślę. Ale jestem w takim momencie życia że nie wiem co zrobić. Byłam w niezbyt fajnym związku, w którym pokładałam nadzieję, ale wyszło na to że on uciekł do mojej przyjaciółki… zabolało podwójnie… No było minęło, ale większość znajomych się po tym ode mnie jakby odwróciła. Zaczęły się studia. Zostałam w domu i studiuję niedaleko, miałam swoje powody ale umarły wraz ze związkiem z tym facetem. A teraz bardzo żałuję. Znajomi albo się ode mnie odwrócili albo wyjechali do większych miast, a i tak nie miałam ich wiele. Marzyłam, że na studiach się odrodzę, zawrzę nowe znajomości, nauczę znów cieszyć się życiem, a jest tylko gorzej. Nie umiem w ogóle rozmawiać z ludźmi. Jak ktoś mi coś powie, jakąś uwagę,(np. nauczyciel, wykładowca) albo po prostu usłyszę coś za plecami w stylu „o boże a ona musi wszystko zapisywać” to od razu zbiera mi się na płacz. A jak zbiera mi się na płacz to nie umiem logicznie myśleć. Nie umiem nic z siebie wydobyć, nic powiedzieć składnego. A jak powiem pół zdania to znów jeszcze bardziej chce mi się płakać bo wiem że i tak nikt nie rozumie nic z tego bełkotu który się ze mnie wydobywa.. Poza tym na wszystko negatywne potrafię reagować tylko na 2 sposoby, albo płaczem, czyli tak jak wyżej, albo jak się wstydzę tego płaczu i denerwuję się, że nikogo on i tak nie wzruszy, to dostaję agresora. I wyzywam, wściekam się, wrzeszczę. Jedyne co udało mi się opracować to milczenie. Bo i tak nic ciekawego nie powiem, nie uda mi się odpowiedzieć na pytania, normalnie dyskutować, to po co w ogóle coś mówić. Ale jak milczę to to doprowadza drugą osobę do szaleństwa, no sami powiedzcie jak zareagowalibyście na to, że chcecie z kimś pogadać a on nagle zamilknie i koniec. Więc i tak wychodzi kłótnia. Ogólnie chodzi mi o to że NIE UMIEM zawierać znajomości, bo nie umiem normalnie rozmawiać z ludźmi, boję się relacji z ludźmi i albo siedzę cicho i boję się odezwać albo jestem agresywna. I ogólnie to chyba przez większość czasu jak jestem sama to płaczę Jestem teraz w kropce, bo nie wiem co mam ze sobą zrobić. Boję się iść do psychologa, że po prostu rozpłaczę się albo zatnę i nic nie powiem mu, bo nie będę wiedziała co jak powiedzieć od czego zacząć, co jest ważne. Albo że powie że to i tak wszystko jest nieważne i normalne. Jest jeszcze parę spraw ale wtedy ten post by się rozrósł do 20stronicowego eseju. A i tak podziwiam tych którzy tu dotarli. Proszę o pomoc i rady
×