Skocz do zawartości
Nerwica.com

estelka

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia estelka

  1. Wyobraź sobie że Świat Twoich myśli jest pełen lęku i niepokoju. Pływasz w nim na środku oceanu brudu i smutku. Za wszelką cenę chcesz uciec, więc starasz się wyłapać jakikolwiek fragment pozytywu, by dryfować na nim. Znajdujesz coś co wygląda obiecująco. Trzymając się tego, pozwalasz sobie na złudzenie stabilności. Zadzierasz głowę ponad chmury, by jak najbardziej, z uśmiechem na ustach, cieszyć się obserwując piękno nieba. Nie zastanawiasz się, nie myślisz, płyniesz z prądem, żyjąc snem o potędze, wypierając rzeczywistość bezkresu złych myśli w których jesteś zanurzony po uszy. Czujesz szczęście. Chcesz w tym trwać. Trwasz. Do czasu. Czasem niewielki przypadek, czasem czysta ciekawość, w końcu przyzwyczajenie.. Ale zawsze coś. Spoglądasz w dół, a obraz obrzydliwego oceanu, który widzisz znowu przerasta Cię i Twój umysł. Tracisz podparcie i zaczynasz się topić. Nie widzisz pięknego nieba, dookoła jest tylko czarna głębia. Wszystko to, od czego uciekałeś napiera na Ciebie znowu z tą samą niszczycielską mocą. Czasem ten niewielki czynnik zapalający przeradza się w lawinę smutku, lęku i przerażenia. Czasem rodzi przed Tobą uczucie bezradności, którego bezmiar jest ciężki do zaakceptowania. Chcesz uciec. Za wszelką cenę chcesz się wydostać z tego koszmaru, ale nigdzie nie widać brzegu. Panikujesz, toniesz, nie potrafisz wygrać z żywiołem, nie potrafisz myśleć, nie potrafisz tego znieść, nie potrafisz uciec. W końcu, by uwolnić się, chciałbyś po prostu utonąć. Ale nie toniesz. Nie da się utonąć. Możesz jedynie trwać. Wymęczony walką i paniką stajesz się obojętny. Nie dbasz już o samotność, nie dbasz o emocje, nie dbasz gdzie się znajdujesz, nie dbasz o kogokolwiek. Nie marzysz, nie czujesz, nie obchodzi Cię nic. Wegetujesz, dryfujesz, nie ma Cię. Po kolei pojawiają się myśli, dają o sobie znać pozytywne emocje, uczucia, aż w końcu chęci, jednak Świat Twoich myśli jest pełen lęku i niepokoju. Pływasz w nim na środku oceanu brudu i smutku. Za wszelką cenę chcesz uciec, więc starasz się wyłapać jakikolwiek fragment pozytywu, by dryfować na nim………………………
  2. Witam! Postanowiłam otworzyc temat ktory ma na celu dotrzeć do wyobraźni osob ogladajacych PTSD z zewnątrz. Wiem, ze ciezko znalezc zrozumienie dla niektorych zachowan, jakie towarzysza naszej codziennosci u osob, ktore nie potrafia ogarnac umyslem tego co czujemy. Wiem, ze podsumowanie "potrzebujesz pomocy" w ustach kogos bliskiego jest bardzo trafne, jednak z drugiej strony, kiedy wydobywa sie z niepotrzebujacych pomocy i nierozumiejacych nas ust, potrafi byc bardzo raniące. Slowo pisane ma czasem wielka moc. Potrafi na spokojnie dobranymi stwierdzeniami wyrazic to co kryje umysl. Chcialabym, by kazdy, kto ma ochote zdefiniowac, zmetaforowac, wyrazic, nazwac lub po prostu wymienic to, co czuje, zrobil to tutaj. Mam nadzieje, ze pomoze to chociaz jednej martwiacej sie duszyczce zrozumiec chociaz jeda przepelniona smutkiem duszyczke. pozdrawiam!
  3. w moim zyciu dzialo sie duzo zlego.. moje dziecinstwo od 6 roku zycia praktycznie nie istnialo.. wychowywalam sie w swoistej patologii rozwodu rodzicow, w ktorym, w odroznieniu od konwencji, to Tata byl ta "dobra strona". bylo to ponad 15 lat temu, w czasach, gdzie na slowo "pchycholog" ludzie reagowali niemal jak na "szatan". traf chcial, ze moja mama z jakiegos glowowego powodu nie podolala malzenstwu i wychowaniu dzieci. po 13 latach malzenstwa zaczelismy ja tracic. znalazla sobie na boku mezczyzne, ktory przyslonil jej caly swiat. po woli tracila checi do tego, zeby miec z nami cokolwiek wspolnego. podczas rozwodu dwa niezalezne osrodki psychologiczne orzekly u niej "myslenie zyczeniowe", ale sadze, ze miala glebsze problemy psychiczne. po rozwodzie, z powodow finansowych, mieszkala z nami w mieszkaniu jeszcze przez kilka dobrych lat, w podczas ktorych doslownie nie rozmawiala z nami. traktowala nas, jakbysmy nie istneli, wrecz probowala nam uprzykrzyc zycie do tego stopnia, zebysmy wyniesli sie z mieszkania. na kazdym kroku upokarzala nas i sprawiala nam przykrosci. mieszkanie przez ten czas nie bylo w ogole sprzatane, a my zylismy w wiecznej paranoi przed jej nowymi pomyslami, jak nam uprzykrzyc zycie. dopiero po kilku latach, kiedy tacie udalo sie "splacic" jej wyprowadzenie sie z domu, zaczelismy funkcjonowac jako niepelna, ale jako rodzina - ja, moj brat i tata. mialam juz wtedy 14 lat i mnostwo zlosci w sobie. zaczal sie moj okres dorastania i buntu. uwielbialam kosztowanie sie w narkotykach, sznytach, alkoholu, papierosach, imprezach.. narobilam wiele przykrosci mojemu tacie, ktory polowe swojego zycia poswiecil na to, zeby wychowac nas na jak najlepszych ludzi. na szczescie wyroslam ze "zlego towarzystwa", ale pozostalo we mnie wiele rzeczy z ktorymi ciezko mi sobie dac rade.. przede wszystkim bezgraniczny zal i zlosc do niej za to, co sie stalo.. przez wiele lat mialam problemy z tym, by znalezc sobie kolezanki - przy nowej dziewczynie w otoczeniu sztywnialam zupelnie i nie potrafilam zachowywac sie naturalnie.. otaczalam sie samymi facetami, w ktorych towarzystwie wykazywalam wiele "chlopaciarskich" cech. na szczescie nigdy nie mialam problemow z sexualnoscia. moja mama pojawila sie znowu w pewnym momencie mojego zycia. widzialysmy sie raz w miesiacu - dawala mi wtedy alimenty. przy kazdym spotkaniu ona zachowywala, jakby nie stalo sie nic wielkiego, a ja dusilam w sobie zlosc, ktora po wyjsciu z jej domu przeradzala sie w zalamanie, placz i beznadziejnosc. w koncu, podczas spotkania sprowokowalam klotnie. wyszlam od niej z domu i nie bylam tam przez kilka miesiecy. ona w tym czasie takze do mnie nie dzwonila. nie powiedziala mi o swojej chorobie. po prostu po tych kilku miesiacach zadzwonila do mnie, i chciala sie ze mna zobaczyc. kiedy przyszlam do niej, zamarlam - otworzyla mi w drzwi w peruce. miala raka sutka. nieoperowalny. za pozno zglosila sie do lekarza. moje emocje po tym spotkaniu prawie przysporzyly mnie o szalenstwo. nie potrafilam jej pomimo wszystko wybaczyc. nie ze zlosci, po prostu nie potrafilam. miotalam sie z tym przez caly okres jej choroby. bylam przy jej smierci w szpitalu. to bylo niecaly rok temu. nieopisanym jest widziec, jak zastyga cialo kogos, kto dal mi zycie i jednoczesnie sprawil to zycie bardzo ciezkim. nie potrafilam sobie z tym poradzic. mialam zal do siebie, ze nie potrafie jej wybaczyc, jednoczesnie zal do niej, ze przez ten caly czas NIGDY nie uslyszalam od niej slowa "przepraszam". ogarnela mnie pustka, bezsilnosc i stres. kiedy dlawilam je za dnia, przychodzily do mnie w nocy w postaci koszmarnych snow. ogarnialo mnie szalenstwo i depresja, zaczelam czytac duzo ksiazek na temat technik relaksacji. udalo mi sie wygrac z koszmarami. wystarczyla mi krotka sesja wyciszajaca przed snem, a po koszmarze - przeanalizowanie go z wymysleniem smiesznego lub szczesliwego zakonczenia. piekna sprawa.. w moim zyciu mam wielkie problemy z emocjami i ze stresem. znam wiele ksiazkowej teorii, ktora jest mniej lub bardziej skuteczna. boje sie spotkania ze specjalista, bo wiem, ze w poszukiwaniu dobrego psychologa, musialabym otworzyc sie ze swoimi problemami przed wieloma ludzmi, a nie chce tego. jestem w momencie mojego zycia, w ktorym nabralam dystansu, pozbylam sie zlosci i staram sie tlumic w sobie negatywne emocje.. cala moja energie zyciowa poswiecam na samodoskonalenie siebie i szukanie swiatla w poszarganym zlymi doznaniami umysle - to mowi moja swiadomosc.. jednak podsiadomosc jest nadal zla, i bardzo zestresowana dziewczynka, bojaca sie o przyszlosc, z ktora nie moge dojsc do porozumienia.. kiedy napotykam przeciwnosci losu, wylacza sie logika, gore bierze podswiadomoc i umysl emocjonalny - poszargany, uprzedzony do swiata, zestresowany, staje sie prawdziwym potworem z kocami, ktore rania moich najblizszych.. podswiadomosc przystarza mnie o lęki, ktore spadaja na mnie w najmniej oczekiwanych momentach i paralizuja.. nie potrafie zdefiniowac mojej przypadlosci i nie potrafie sobie dac rady z podswiadomoscia.. zastanawiam sie, czy ktos z Was orientuje sie w moich doznaniach i wie, jak probowac z tym walczyc.. pozdrawiam
  4. chyba wiem, co masz w glowie.. pamietaj, ze jestes jedyna osoba, ktora moze wplynac na swoje zycie. wszystko, czym jestes i co robisz, zalezy od TWOICH wyborow i TWOJEGO nastawienia do siebie. jestes dobry, a to piekne, podstawa do zycia. musisz tylko na tej podstawie wybudowac swiat wlasnych zasad, w ktorym jestes na prawde wartosciowym czlowiekiem. to nie jest proste i na pewno wiele razy bedziesz watpil i wahal sie, czy podolasz.. ale wiedz, ze na pewno uda Ci sie zmienic wiele w swoim zyciu na lepsze, musisz postawic bariery, zasady, ktorymi sie bedziesz kierowal.. potrzebujesz tylko motywacji. najlepsza i pierwsza motywacja jestes TY! jestes najwazniejszy w Twoim zyciu, wiec zmien swoj swiat dla siebie. pamietaj, ze kazdy popelnia bledy, ktorych cholernie zaluje i ktore bardzo doluja i odbieraja checi.. sztuka nie jest nie popelniac bledow, ale widziec je i uczyc sie na nich.. zajmij sie soba, uwierz w siebie i malymi kroczkami pozbadz sie tego bajzlu z glowy.. fajna laska, godni zaufania ziomale i kontakt z Twoimi starszymi - wszystko przyjdzie do Ciebie samo, kiedy tylko Ty zaczniesz byc z siebie dumny.. i nigdy nie mysl, ze jestes sam. pozdrowki, wierze w Ciebie.
  5. Andrew, przykro mi, ze tak znosisz dlugotrwaly stres.. czy pronowales juz jakis metod na uspokojenie siebie i organizmu? ja podczas dlugotrwalych stresow mialam rowniez problemy z zoladkiem i jelitami. czulam, jakbym pod mostkiem miala napompowany balon powietrza - cos, co zatykalo mnie na kilka dni i nie dalo sie tego pozbyc zadnymi przepisanymi przez lekarza pierwszego kontaktu lekarstwami. do tego bolalo mnie na tyle, ze paralizowalo wiekszosc ruchow.. przy krotkotrwalych stresach mam cos zupelnie przeciwnego - reakcje przyspieszonego trawienia, ktora tez utrudnia normalne funkcjonowanie, ale objawy sa chyba zbyt slabe, zeby okreslac to mianem nadwrazliwego jelita. caly czas probuje z metodami relaksacji i sadze, ze pomogly mi one zniesc stres na troche inny poziom percepcji i zmniejszyly reakcje mojego zoladka. inaczej znosze dlugotrwaly stres i mniej go odczuwam w swiadomosci, ale kiedy staram sie go pozbyc ze swiadomosci, wylewa sie z podswiadomosci w postaci koszmarow sennych. niestety zauwazylam tez, ze wplywa on niekorzystnie takze na moj uklad immunologiczny. niezaleznie od wszystkiego, teraz zamiast zoladkowo, podczas dlugotrwalego stresu zaczynam chorowac ciezko - w lecie na grype, a zima nawet zapalenie oskrzeli. zastanawiam sie, czy ktos juz przechodzil przez podobny scenariusz lub czy ktos wie, jak oszukac podswiadomosc.
  6. Smerfetko, czy budzac sie w nocy czujesz sie niespokojnie, czy po prostu w pewnym sensie wyspana i dlatego nie mozesz wrocic do snu? moze po prostu budzisz sie bez konkretnego powodu? ja jestem spiochem, zasypiam bez problemu, ale niemal codziennie budze sie w nocy kilka razy z wrazeniem, ze zaspalam lub cos jest nietak - czuje niepokoj, ktory potrafi obudzic mnie z kazdego snu.. nie mam problemu z ponownym zasnieciem, ale samo budzenie sie jest bardzo meczace.. zastanawiam sie, czy jest jakies lekarstwo na cos takiego..
  7. estelka

    bondzorno ;)

    witam! tak, jak wszyscy, zakladajacy tu swoj topic, jestem nowa osobka na Waszym forum.. nie mam nerwicy stwierdzonej kliniecznie - nie badal mnie nigdy zaden psycholog.. nie bylo mozliwosci, a ja nie ufam za bardzo lekarzom, gdyz przy zetknieciu sie kilku opinii na ten sam temat zawsze przekonuje sie, ze opinie lekarskie sa zbyt diametralnie rozne.. sama nie wiem, czy moj przypadek ma cos wspolnego z nerwica, czy jest to jakakolwiek blokada umyslowa, czy po prostu zwykly pesymizm.. ciezko jest to stwierdzic samemu, nie majac zadnego innego punktu odniesienia, oprocz swojego umyslu.. jedno jest pewne - szukam odpowiedzi na wiele dreczacych mnie co do dzialania mojego musku pytan i jestem przekonana, ze uda mi sie znalezc tu wiele tematow, z ktorych wykrzesam cos dla siebie lub od siebie. w tym miejscu powinnam opisac swoje zastanawiajace mnie zachowania, ale sczerze mowiac, to zbyt obszerny temat na wypisanie wszystkiego w jednym poscie.. wszystko wywleke raczej w miare wglebiania sie w tresc forum.. poza tym, raczej nikomu nie chcialoby sie tego na raz czytac. po prostu nie czuje sie dobrze w swoim umysle, mam w sobie wiele wad i blokad, a za soba wiele ciezkich przezyc z dziecinstwa i okresu dorastania. postaram sie zachowac dystans, by nie wpasc w hipochondrie. postaram sie tez sluzyc swoimi wieloma spostrzezeniami innym.. poki co, wszystkich serdecznie pozdrawiam
×