Przeryczałam całe popołudnie! Czy mi lepiej wcale nie.
Prawie 5 lat temu związałam się z facetem z 2 dzieci. Chłopcy mieli wtedy 12 lat i 10 lat. Zamieszkali u mnie. Nie mieli własnego "m". Matka chłopców zostawiła ich w wieku 9 i 6 lat. Przez okres 5 lat cierpliwie znosiłam wszelkie impertynencje w stosunku do mojej osoby ze strony dzieci. Ich ojciec a mój partner uważa, że za wiele od nich wymagam. Jestem zbyt surowa bo zostali poszkodowani przez los bo matka ich zostawiła. kłócił się ze mną w ich obecności ale czy wymaganie od nastolatka aby sprzątał po sobie i chodził do szkoły i uczył się to zbyt wielkie wymagania? W pewnym momencie doszło do wyzwisk zostałam k...i szmatą ich ojciec odciął się od tematu bo nie słyszała awantury. Potem pojawiła się "kochana mamusia" która przyszła dzieci odwiedzić w Wigilię Bożego Narodzenia i ... zaczął się koszmar. Alkohol i narkotyki. Wynoszenie rzeczy wartościowych z domu. Imprezy podczas naszej nieobecności w domu. Kradzieże. Pobicia rówieśników. Mój partner nie bardzo sobie z tym wszystkim potrafi poradzić. W końcu młodszego wzięła matka do siebie. Starszy chłopak za sprawą kuratora trafił do ośrodka odwykowego. Na tę chwilę jest już w trzecim. Za kilka dni kończy się okres deklaracji i chce wracać do domu...a właśnie dziś usłyszałam od partnera. "Jeżeli on ucieknie i przyjdzie do domu ja go przyjmę i nie chcę mu fundować huśtawki nastrojów więc odejdę od ciebie" Tak się zastanawiam kto tu komu funduje huśtawkę nastrojów?