Skocz do zawartości
Nerwica.com

kocimiętka

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kocimiętka

  1. kocimiętka

    Witam.

    :/ trochę wyczucia...
  2. kocimiętka

    Witam.

    Sztygarek, myślę, że sam fakt, że tu przyszedłeś jest dowodem na to, że wolałbyś znaleźc pomoc i wsparcie, niż ze sobą skończyć. Majster ma rację, narkotyki to nie jest wyjście z sytuacji. Daj sobie szansę, daj szansę specjalistom, którzy są po to, by pomagać. Spróbuj jeszcze raz z tym psychiatrą, przecież zawsze jest szansa na to, że będzie lepiej, skoro teoretycznie gorzej już być nie może. Nie płacz, tylko pooddychaj głęboko, poszukaj w internecie lekarza, poczytaj opinie osób, którym udało się zażegnać najgorsze.. Wiem, że w takim stanie niełatwo jest myśleć racjonalnie, sama o tym doskonale wiem, ale spróbuj. Trzymam kciuki :)
  3. kocimiętka

    Witam.

    Wiem, że nie ma racji i właśnie to mnie boli. Liczę na to, że któregoś razu wybierze się ze mną do psychologa (bo dobrze by było, gdyby powiedział coś od siebie na temat mojego zachowania, przedstawił swój punkt widzenia) i od niego - jako autorytetu (?) - usłyszy, że to nie do końca moja wina. Martwie się, że mój chłopak nie ma pojęcia jak mi pomóc. Twierdzi, że gdybym złamała nogę na chodniku, to by mnie wziął na ręce i zaniósł do szpitala, ale kiedy chodzi o moją głowę, to nie jest w stanie nic wymyslić. Dam znać w poniedziałek po wizycie co powiedział psycholog. Chciałabymdostać od niego jakąkolwiek dawkę nadziei, że kiedyś mi się uda zapanować nad własnym umysłem i emocjami. Dzięki serdeczne za słowa otuchy :)
  4. kocimiętka

    Witam.

    Żeby nie zaśmiecać forum podczepiam się pod topic i też witam! Przewertowałam to forum wzdłuż i wszerz i sama nie wiem od czego zacząć. Jest tu tyle cudownych osób, wrażliwych, mądrych życiowo... poczułam się nagle jak "w domu", bo nikt nie ocenia, każdy przechodzi podobną męczarnię i wie jak wesprzeć. Jestem tu pierwszy raz, ale nie ostatni. W maju ubiegłego roku udałam się do psychiatry z objawami - jak sądziłam - depresji (albo jej pierwszych kroków). Byłam rozchwiana emocnonalnie, bardzo płaczliwa, z zaniżoną samooceną, nadwrażliwa, nieumiejąca pokonać przeciwności losu (nawet sie nie starałam, tylko uciekałam, m.in. postanowiłam zmienić studia bo uznałam, że na poprzednich nie dam rady), przejmuąca się najdrobniejszą uwagą pod swoim adresem (zwłaszcza w związku), niepotrafiąca zmusić się do wykonywania czynności, które potencjalnie sprawiłyby mi radość (np. czytanie książki) itp. Pani psychiatra uznała, że to nie jest depresja, nie jest to także nerwica (właściwie nie powiedziała co to jest), że jestem jeszcze młoda (23) i poradzę sobie bez długotrwałego leczenia. Wysłała mnie do psychologa i przepisała Wellbutrin "na dobry początek terapii". Wellbutrin brałam około 3 miesiące (przez ten czas nie poszłam do psychologa bo wyjeżdżałam). Stałam się nieco bardziej agresywna, libido prawie całkiem zanikło (co dziwne przy Wellbutrinie, który ponoć je pobudza), płaczliwość i huśtawka nastrojów odrobinę osłabły, ale uznałam, że to zasługa chwilowego braku problemów i przeciwności losu (były wakacje), a nie leku. Odstawiłam lek i zwątpiłam. Przez miesiąc nastrój był stosunkowo stabilny, ale wraz z nadejściem jesieni wszystko uderzyło ze zdwojoną mocą. Mam ogromne problemy w związku, ponieważ mój partner nie jest już w stanie wytrzymywać moich histerii i ciągłego płaczu "bez powodu" i zaniżonej samooceny, przez którą jestem zazdrosna o inne kobiety (jego koleżanki, które wg.mnie mogłyby mi zagrozić i być lepsze, zabawniejsze, podzielać jego zainteresowania - nie to co ja). Przestałam mieć kontrolę nad emocjami, w afekcie, podczas ataków płaczu bądź histerii myślałam o samobójstwie. Głównie po to, żeby zemścić się m.in. na chłopaku za brak pomocy i osądzanie (on nie przyjmuje do wiadomości, że można sobie nie radzić ze sobą.. uważa, że wszystko da się opanować wyłącznie dzięki silnej woli...). W pon. jestem umówiona z psychologiem. Poczekam na jego opinię i zadecyduję czy wracać do psychiatry i dać lekom jeszcze jedną szansę. Dajcie znać co myślicie :). Czy to depresja?
×