Oczywiście zdaję sobie z tego sprawe, ale jednak wydaje mi sie, że moje lęki są zbyt częste. Zasadniczo nie wiem jak to w ogóle nazywać. Łączy się to za pewne z sytuacją w moim domu, która kiedyś mnie bardzo dobijała, miałam wtedy 13 lat i pewna lekarka po jednej pobieżnej wizycie zaaplikowała mi amitryptylinę. Teraz po kilku latach usiluję sie dowiedzieć czegoś więcej o zastosowaniu i szczegółowym działaniu tego leku... Wydaje mi się, że nie było z jej strony w porządku podanie mi tego leku. Byłam wtedy w USA i poszła ze mna do niej moja siostra, ponieważ miałam objawy bardzo silnej migreny, która jak dziś wnioskuje była spowodowana czymś, co działo sie w mojej psychice wtedy... Dzisiaj po 4 latach potrafię już zrozumieć, co się ze mna dzieje i staram sie szukać wszelkich przyczyn. Nie moge powiedzieć, żebym chorowała na depresję, bo raczej osoba, która nierzadko wmawia sobie,że jest szczęśliwa, chyba nie ma takiego problemu. Jednak mogę śmiało powiedzieć, że czasami odczuwam długotrwałe, męczące podenerwowanie, które nie jest normalne. Rok temu wyprowadziłam sie z domu, ale wciąż kiedy przyjeżdżam na weekendy lub ferie itp. odczuwam lęk. Czasami boję sie wstawać z łóżka, wolałabym spędzić w nim cały dzień, oby tylko zaraz wsiąść do busa i znowu wrócić do Krakowa.. Tam się uspokajam. Bo może fakt, że często wydaje mi się, że ktos za mną chodzi lub po prostu mnie śledzi mogę już nazwać jakąs obsesją... Sama się w tym plącze, sama jeszcze mało o tym wiem. Nie załamuje się jednak, ale staram drążyć i łączyć ze sobą fakty. Szkoda, że nie stać mnie na psychologa... Dziękuję każdemu, komu chciało się to wszystko czytać...