Witam. To mój pierwszy post.
Mam 33 lata i za soba pierwsze wizyty w poradni psychiatrycznej.
Niestety dziwne uczucie.
Wynikłe z tego, że kiedy mam ostrego doła to siedzę w domu i jest ze mną koniec. Natomiast wybierałem się do poradni w chwilach w których czułem jasność mojej sytuacji i miałem chęć wyjścia naprzeciw moim problemom oczekując fachowej rady. Było to trochę z gatunku desperata, który rzuca się w ręce psychiatry na zasadzie róbcie co chcecie, mam to w nosie.
W sumie to desperackie podejście buduje mój obraz jako dosyć trzeżwego, rozumnego, faceta, odpowiadającego konkretnie na pytania. Ale jak ja mam sie pokazać w stanie zdołowania jak wówczas leże i kwiczę???
Normalny nie jestem-to wiem. Wstępnie zdiagnozowany zostałem jako zaburzenia osobowości, osobowość unikająca, podejrzenie schizofrenii prostej (jestem w stanie zawieszenia od młodych lat).
Dostałem skierowanie na dzienny, ale wczesniej zasugerowano z mojej strony symulację. Na dzienny się nie zgłosiłem, bo nie wiedziałem co tam będzie, czego się spodziewać i ogólnie minęła mi jesienna huśtawka i na razie nie wracam.
Ale znów mam doła, z myślami samobójczymi, jako bardzo konkretny wynik jasnego, ogólnego bilansu życiowego- 0+0=0
Po tych pierwszych podchodach czuję się nie bardzo. Mam wrażenie , że poradnie psychiatryczne służą do wystawiania lewych l-4 i popychania starszych osób na wczesniejszą rentę (same ludzie po 50 -tce). A dla mnie naprawdę potłuczonego brakuje już "statystyki" i chcą mnie "odstrzelić".