Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hortensja

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Hortensja

  1. No właśnie też mam wrażenie że On sobie nie zdaje sprawy czym tak na prawdę jest związek. Czasami wydaje mi się że chce mieć mnie ale też chce mieć wiele innych rzeczy których nie da się ze sobą pogodzić. Myślicie że jak po prostu odejdę on może coś pojąć ? Ja nie widzę innego rozwiązania. Jego własny Tata kazał mi odejść bo widzi jak jest ciężko z nim...
  2. Mam 23 lata On też. Może u nas chodzi też o to że ja już dojrzałam a on jeszcze czasami się gubi z ta dojrzałością.. ? Zwłaszcza że ma strasznie niestabilnych jeszcze kolegów, którzy mam wrażenie że mu mówią że jest ze mną ograniczony... Dziękuję Ci za odpowiedź Moniko... Tez mi już klik osób radziło bym zbadała o siebie, właśnie to robię :) Jeśli chodzi o życie z nim szczerze, nie chodzi o Uzależnienie, bo ja go naprawdę strasznie kocham. Jak jest między nami idealnie po prostu zachowujemy się jak byśmy się co dopiero poznali, mogę mieć napisane na czole że strasznie go kocham.. Z jego strony jest to samo. Tylko chodzi właśnie o to niknięcie jego.. wtedy ja staram się wytłumaczyć że mnie to boli a on... jak by nic nie rozumiał... Szczerze ostatnio jak się pokłóciliśmy, napisał mi że strasznie chce naszej stabilizacji... wtedy ja mu napisałam co musi zrozumieć i co mnie boli, on to odebrał jako wyrzuty i powiedział że chce ciszy... Myślicie że to może kwestia dojrzałości? Że kiedyś zrozumie wszystko... ? Właśnie nie mam tych 100% że się zmieni.
  3. Sorry że Ci to napiszę ale właśnie widzę że Twoja żona jest tak troszkę nierozumna jak mój facet. Tylko że Ty widzę że dla niej robisz bardzo wiele jak piszesz że i tak tak mało wychodzisz... Ja wiem że sa takie osoby które straszliwie boją się że stracą ukochaną osobę i najchętniej trzymały by ją w klatce. Ale musisz jej to wytłumaczyć w jakiś sposób bardzo delikatny sposób.. Pewnie jest prawdziwą domatorką i nie rozumie tego że ty masz potrzebę. Może też zastanów się czy nie ma jakiegoś podłoża z przeszłości że się tak boi... I powiem Ci jedno pod żadnym pozorem jej nie rób o to pretensji, bo tym nic nie zdziałasz, wręcz przeciwnie ona zacznie myśleć jak to baba że Ciekawie dlaczego Ci tak na tym zależny.. Musisz ją czymś podejść tym co lubi, zobaczysz ulegnie :) Powodzenia !
  4. Przeczytałam Wasze wszystkie tu posty i niestety u mnie też jest coś takiego jak samotność w związku... Facet z którym jestem od ponad 5 lat zachowuje się często tak jak by nie rozumiał całkowicie moich uczuć. Jeżeli mówię mu że mnie coś boli to odbiera to jako atak, wyrzuty i zrzędzenie. Dodatkowo jest człowiekiem upartym, zawziętym, często musi być tak jak o chce, i jak powiesz że nie, to się obraża, potrafi nie odzywać miesiąc, albo nawet dwa...( ma to po swojej mamie) I właśnie teraz mamy ten okres nieodzywania się bo on sobie tak właśnie życzy... Mało tego kazał mi to uszanować jeśli mamy się kiedykolwiek porozumieć. I właśnie ten brak możliwości dojścia do niego i natychmiastowego z nim porozumienia się mnie przygnębia bardzo, często tracę całkowitą witalność do życia, spada mi poziom radości... A najgorsze są dni kiedy jesteś sama w domu wtedy potrafię płakać kilka godzin, aż zasypiam zmęczona z płaczu. Dlaczego czuję się samotna? Bo nie potrafię przekazać swojemu facetowi co mnie np. rani czy co mi się nie podoba. Każde moje nie on nie przyjmuje do siebie. Mało tego jeśli ja mu powiem nie to on potrafi być bardzo oburzony i zdegustowany, ale on swoje nie może mi powiedzieć o każdej porze. Czuje się czasem jak jego kukiełka sterowana jego myśleniem. Ponad to zawsze co robiłam robiłam dla niego, często zatracając siebie w tym. Wiem że to mój błąd bo za bardzo go nauczyłam tego że z mojej miłości ma ode mnie wszystko. Ale to przez moje głupie myślenie, że jak będę się starała to będziemy szczęśliwi. A on w ostatnim czasie paskudnie zaczął wykorzystywać moje uczucia. W tamtym roku mieliśmy kryzys, rozstaliśmy się.. Ton on do mnie wrócił, całkowicie zmieniony wręcz idealny, chyba za szybko go przyjęłam... Ponad pół roku było idealnie. Był w każdym momencie mojego życia, troszczył się... Czułam się jak w bajce. Nasze rozstanie głównie spowodowane było jego kolegami, dla których mógł by zrobić wszystko... Po pół roku, znów przyszło to samo, znów mnie zaczął zostawiać dla kolegów, przestał, dzwonić, pisać, coraz mniej przychodzić do mnie, by spędzać czas z kolegami.. Ja czekałam spokojnie a on w tym czasie szalał z nimi. Nigdy nie chciałam mu zabierać kolegów, nigdy nic mu nie zabraniałam, ale jak już poczułam że całkowicie niknie pękło coś we mnie... Zaczęłam znów mu mówić co mnie boli, pytać czemu tak jest....Wiecie co on zrobił? Nie nie zmienił się, tylko właśnie powiedział że ciągle mam wyrzuty i ciągle mi coś nie pasuje... Jest całkowicie głuchy i ślepy na moje uczucia. A ja czasami nie mogę w to wszystko uwierzyć, że osoba którą tak kocham ma dwie twarze. Czasami twarz jest idealna pełna poświęcenia mi, a czasami ślepa na to co ja czuję. Tak to się po prostu nazywa egoizm. Ponad to jest właśnie jeszcze jeden problem ostatnio mi powiedział że ma we mnie 100% pewności, bo ja tak na prawdę nigdy nie odeszłam... Wiem że jest w tym dużo mojej winy bo to ja musiałam nauczyć go tej pewności. Teraz zastanawiam się co ja mam zrobić? Niby już ponad tydzień się ze sobą nie odzywamy, ale kusi mnie cokolwiek do niego napisać.. Nienawidzę tego jego milczenia, tego braku dojścia do porozumienia i zakończenia tego. By życia dalej szczęśliwie.... Myślicie że jest coś w stanie to zmienić? Wiem że dobrym rozwiązaniem jest też po prostu pokazanie mu że nie ma we mnie 100% pewności.. Dla tego obiecywałam sobie że jak odezwie się to ja też będę obojętna, tylko to też jest taka zabawa w kotka i myszkę... Powiem Wa coś jeszcze, że nie tylko traktuje mnie czasami traktuje jak wroga, ale też tak traktuje swoich rodziców. Jak sie ktoś o niego martwi, i zwraca mu uwagę, to on się obraża i traktuje to jako atak. Wiem że to jest dziwne strasznie dziwne.. I właśnie tak zostałam z tym wszystkim sama... Pomagają mi jego rodzice, ale przecież z nimi nie będę żyła tylko z nim. ? Myślicie że jest coś w stanie to zmienić.....?
  5. "Masakra " wiem doskonale co czujesz, moja historia nie jest może podobna do Twojej, ale wiem że czujesz się uwieziona we własnym ciele.. Wiesz czemu tak jest? Boisz się samotności... Dziewczyno ale lepsza jest ta samotność niż zycie z Katem, który udaje przy ludziach idealnego. Słuchaj sama znam kobietę która żyła w takim związku w małżeństwie, mąż przy ludziach Anioł a w domu potrafił chodzić jej po twarzy butem... Dlaczego na to pozwoliła, bo bała się samotności iże nie da rady... "Masakra" ten człowiek się nie zmieni, na pewno jak ty będziesz wszystko z pokorą przyjmowała na siebie i na wszystko mu pozwalała. Nie jesteś jego własnością i kukiełką do pomiatania. Weź się w końcu zbierz w sobie i powiedz mu dość!! Nie ulegaj jego skrusze i pokorze, bo pewnie zna Twój słaby punkt... On musi poczuć Kim On jest i co się z takim robi.. Niech poczuje teraz Twojego kopa w swoje 4 paskudne litery ... I co z tego że Ty go kochasz jak on Cię traktuje jak rzecz do po wyżywania się, poszedł do burdelu mówisz, no to tylko mu pogratulować... Jak sobie nie radzisz idź do psychologa... Na terapie... Zobaczysz że jesteś pełna wartości i stać Cię na kogoś lepszego !! Nie poddawaj się !
  6. Przeczytałam Wasze wszystkie tu posty i niestety u mnie też jest coś takiego jak samotność w związku... Facet z którym jestem od ponad 5 lat nie rozumie całkowicie moich uczuć. Jeżeli mówię mu że mnie coś boli to odbiera to jako atak, wyrzuty i zrzędzenie. Dodatkowo jest człowiekiem upartym, zawziętym, często musi być tak jak o chce, i jak powiesz że nie, to się obraża, potrafi nie odzywać miesiąc, albo nawet dwa...( ma to po swojej mamie) I właśnie teraz mamy ten okres nieodzywania się bo on sobie tak właśnie życzy... Mało tego kazał mi to uszanować jeśli mamy się kiedykolwiek porozumieć. I właśnie ten brak możliwości dojścia do niego i natychmiastowego z nim porozumienia się mnie przygnębia bardzo, często tracę całkowitą witalność do życia, spada mi poziom radości... A najgorsze są dni kiedy jesteś sama w domu wtedy potrafię płakać kilka godzin, aż zasypiam zmęczona z płaczu. Dlaczego czuję się samotna? Bo nie potrafię przekazać swojemu facetowi co mnie np. rani czy co mi się nie podoba. Każde moje nie on nie przyjmuje do siebie. Mało tego jeśli ja mu powiem nie to on potrafi być bardzo oburzony i zdegustowany, ale on swoje nie może mi powiedzieć o każdej porze. Czuje się czasem jak jego kukiełka sterowana jego myśleniem. Ponad to zawsze co robiłam robiłam dla niego, często zatracając siebie w tym. Wiem że to mój błąd bo za bardzo go nauczyłam tego że z mojej miłości ma ode mnie wszystko. Ale to przez moje głupie myślenie, że jak będę się starała to będziemy szczęśliwi. A on w ostatnim czasie paskudnie zaczął wykorzystywać moje uczucia. W tamtym roku mieliśmy kryzys, rozstaliśmy się.. Ton on do mnie wrócił, całkowicie zmieniony wręcz idealny, chyba za szybko go przyjęłam... Ponad pół roku było idealnie. Był w każdym momencie mojego życia, troszczył się... Czułam się jak w bajce. Nasze rozstanie głównie spowodowane było jego kolegami, dla których mógł by zrobić wszystko... Po pół roku, znów przyszło to samo, znów mnie zaczął zostawiać dla kolegów, przestał, dzwonić, pisać, coraz mniej przychodzić do mnie, by spędzać czas z kolegami.. Ja czekałam spokojnie a on w tym czasie szalał z nimi. Nigdy nie chciałam mu zabierać kolegów, nigdy nic mu nie zabraniałam, ale jak już poczułam że całkowicie niknie pękło coś we mnie... Zaczęłam znów mu mówić co mnie boli, pytać czemu tak jest....Wiecie co on zrobił? Nie nie zmienił się, tylko właśnie powiedział że ciągle mam wyrzuty i ciągle mi coś nie pasuje... Jest całkowicie głuchy i ślepy na moje uczucia. A ja czasami nie mogę w to wszystko uwierzyć, że osoba którą tak kocham ma dwie twarze. Czasami twarz jest idealna pełna poświęcenia mi, a czasami ślepa na to co ja czuję. Tak to się po prostu nazywa egoizm. Ponad to jest właśnie jeszcze jeden problem ostatnio mi powiedział że ma we mnie 100% pewności, bo ja tak na prawdę nigdy nie odeszłam... Wiem że jest w tym dużo mojej winy bo to ja musiałam nauczyć go tej pewności. Teraz zastanawiam się co ja mam zrobić? Niby już ponad tydzień się ze sobą nie odzywamy, ale kusi mnie cokolwiek do niego napisać.. Nienawidzę tego jego milczenia, tego braku dojścia do porozumienia i zakończenia tego. By życia dalej szczęśliwie.... Myślicie że jest coś w stanie to zmienić? Wiem że dobrym rozwiązaniem jest też po prostu pokazanie mu że nie ma we mnie 100% pewności.. Dla tego obiecywałam sobie że jak odezwie się to ja też będę obojętna, tylko to też jest taka zabawa w kotka i myszkę... Powiem Wa coś jeszcze, że nie tylko traktuje mnie czasami traktuje jak wroga, ale też tak traktuje swoich rodziców. Jak sie ktoś o niego martwi, i zwraca mu uwagę, to on się obraża i traktuje to jako atak. Wiem że to jest dziwne strasznie dziwne.. I właśnie tak zostałam z tym wszystkim sama... Pomagają mi jego rodzice, ale przecież z nimi nie będę żyła tylko z nim. ? Myślicie że jest coś w stanie to zmienić.....? [Dodane po edycji:] Petunia a jak Tobie się życie ułożyło? Minęło już sporo czasu od kiedy tu pisałaś...
×