Witam , niedawno odkryłam to forum i postanowiłam że też się podzielę moją historią ( hehe ale zabrzmiało). Pierwszy atak miałam 5 lat temu , niespodziewanie bez żadnych wcześniejszych sygnałów że coś jest nie tak. Poczułam nagłe kołatanie serca ( od tamtego czasu wiem że kołatanie kołataniu nie równe) i silne zawroty głowy. Upadłam , gdy wszystko się uspokoiło poczułam drętwienie palców u rąk. Najpierw najmniejsze a potem stopniowo całe dłonie. W duchu pomyślałam że chyba umieram, nie chciałam wszystkich straszyc ,więc spokojnie powiedziałam mamie że coś jest nie tak chyba i trzeba jechać do jakiegoś lekarza. Zanim dotarliśmy nie miałam czucia w obu rękach aż po łokcie. Poczułam wtedy, że trace czucie równiez w nogach . Oczywiście jeszcze naprzemienne uczucie gorąca i zimna , i brak oddechu. W gabinecie co by nie było nudno dołączyły jeszcze drgawki :) . Potem zaczął się straszny okres w moim życiu chodzenie od lekarza do lekarza. Mnóstwo wyników ,które nic nie wykazywały. A ja wiecznie od ataku czułam się zmęczona , słaba , było mi niedobrze. W koncu padła diagnoza a w zasadzie podejrzenie diagnozy : może pani ma nerwice. Lekarz przepisał mi doraźnie jakiś środek uspokajający , ale po dwóch opakowaniach stwierdziłam że jedyna rzecz jakiej moge sie po tych lekach spodziewac to uzależnienie więc je odstawiłam. Potem było kilka mniejszych ataków po których lądowałam na pogotowiu , tam dostawałam zatrzyk i mieli kłopot z głowy . Mąż wtedy półprzytomną wiózł mnie do domu. Podjęłam decyzję, że udam się do psychiatry ( a nie było to łatwe ). Poprosiłam go o konkretną diagnozę , odpowiedział dokładnie to co chcialam usłyszeć nie umiera pani to tylko albo aż nerwica. Od tamtego momentu potrafie zapanować nad tą cholerną chorobą , może nie całkowicie ale na 95% . I to tak w małym skrócie :).