Skocz do zawartości
Nerwica.com

talitakum

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia talitakum

  1. talitakum

    to tylko ja.. :)

    -Nie, nie wyczytałam na forum. Lekarze z którymi się spotykałam odradzali mi leki. Jeszcze wcześniej odradziłam sobie sama;) naprawdę wierzę, że można bez.. - naprawdę myślisz, że sam strach nie byłby już wystarczającym powodem, żeby czegoś nie robić, jeżeli się posiada NL? -Świadomie i dobrowolnie połknęła, żyje, ma się dobrze i nie reaguje krzykiem na mój widok;P -życz..:) konsekwencja nie jest moją dobrą stroną za to chęć wyzdrowienia jest silna.. i obie niezbędne :)
  2. talitakum

    to tylko ja.. :)

    To nic niezwykłego;) tak sobie tylko zbyt często sprawdzam sztywność karku albo kształt i reakcję źrenic w lusterku. W domu jeszcze ewentualnie próbę Roomberga. Lekom nie ufam, nie wierzę, że zgodnie z nazwą mogą zapewnić pełne wyleczenie, przecież działają tylko objawowo. A nie w objawach tkwi największy problem. Poza tym, strach przed wystąpieniem działań ubocznych paraliżuje mnie dość skutecznie. Mam coś tam w torebce, jakiś lek doraźny, ale nawet nazwy zapomniałam, połknęłam kiedyś jedynie pół tabletki, pół dając siostrze jako szczurowi eksperymentalnemu ( zdecydowanie nie jestem wzorem dla rodzeństwa;) ), i ta jak podejrzewałam trzęsłam się tylko ze strachu. Przeciwko lekarzom nie mam nic, tylko nie mam na nich czasu. Jak już mówiłam, w zasadzie funkcjonuję jakoś i wciąż odwlekam moment konfrontacji z psychologiem. Byłam kilka razy u psychiatry, a przez pół roku chodziłam na psychoterapię, pomogła. Chyba umiem wyciągać wnioski, bo umówiłam się już do psychoterapeuty. Więc nie mam zamiaru walczyć samodzielnie.
  3. talitakum

    to tylko ja.. :)

    Witam. Myślę, że to forum jest mi potrzebne, może ja też przydam się tu komuś. Po prostu czasem chciałabym opowiedzieć wszystko i nie musieć tłumaczyć jakie mechanizmy mną kierują. Z nerwicą zmagam się od ponad 4 lat, chociaż zauważam, że od "zawsze" gdzieś we mnie tkwiła. Nie borę leków, nie chcę, ciągle jeszcze wierzę, że uda się bez nich. Nauczyłam się już wiele.. Umiem z nerwicą w jakiś tam sposób współistnieć, ataki i lęk, szereg objawów wegetatywnych (przerobiłam chyba wszystko co tylko się da) nie zmuszają mnie już do zmiany planów. A przynajmniej nie w takim stopniu jak dawniej. Nie robię już setek tysięcy badań, mimo że nadal uważam, że w moim organizmie nie wszystko jest w porządku, jak zresztą chyba każdy z tutaj obecnych. Panicznie boję się schizofrenii i śmierci, wiem jednak, że ta pierwsza nie idzie w parze z lękiem przed nią, a druga i tak jest nieuchronna. Co nie przeszkadza mi mierzeniu tętna, ciśnienia i temperatury w sposób prawie nałogowy, umiem też niepostrzeżenie w tramwaju przeprowadzić sobie proste badanie neurologiczne i korzystam z tej umiejętności, a jakże. No tak, wynika z tego, że wszystko już wiem... nic bardziej mylnego... Każdy dzień męczy mnie strasznie, zwłaszcza ostatnio się pogarsza.. i chyba dlatego tu jestem. To wszystko, ta cała moja wiedza i upór w realizowaniu wyznaczonych celów mimo paniki wymaga ode mnie tak wielkiego wysiłku na co dzień, że powoli tracę siły.. Czasem czuję, że przegrywam walkę.. a nie mam zamiaru sobie na to pozwolić.. ciągle jeszcze umiem cieszyć się chwilą a serce wypełnia mi nadzieja, mimo wszystko, odradza się wciąż nieposkromiona. Tak wiem..znowu trzeba zacząć od nowa. Ale może skończyć się tym, że uda się uwolnić na zawsze..przecież może.. prawda?
×