Skocz do zawartości
Nerwica.com

monikamariola

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez monikamariola

  1. Na razie chyba poczekam z wizytą u psychologa. Poczytałam trochę na necie to tu to tam. Uspokoiło mnie to, że nie cierpię na żadną depresję. Podobno jest ogromna różnica między depresją a żałobą. I z tego co tam było napisane to mam prawo się tak fatalnie czuć i przez cały okres trwania żałoby jest kilka faz, chyba powoli przechodzę do kolejniej. Już mniej obwiniam się za smierć Adama, teraz jest mi źle, smutno, przykro... joanna5 to nie jest na pewno tak jak myślisz. Nie zrobił tego żeby robić na złośc komukolwiek. To facet, który miał 33 lata, ogromne problemy i to on cierpiał od bardzo dawna na depresję. Co niestety dopiero dotarło do mnie po jego śmierci. Odkad go znałam był bardzo zamknięty w sobie, wiedziałam, że coś jest nie tak ale dopiero niedawno, rozmawiając z moją przyjaciółką powiedziała do mnie: "Nie zadręczaj się, Adam od wielu lat cierpiał na depresję". I musiałam przyznać jej rację. Żałuję, że za późno...
  2. Ja jestem z Warszawy więc pewnie nie bedzie problemu. Troche szukałam już zresztą. Ale też czytałam, że często lekarze prywatni nastawieni są na kasę a ja zupełnie zielona jestem w tym temacie. Jak za duży wybór jest to też niedobrze
  3. Dzięki wielkie za Wasze dobre słowa! Obawiam się, że sama nie dam sobie rady. Szukam kogoś z kim mogłabym o tym porozmawiać. Rozmawiałam z przyjaciółką, przyjacielem ale to za mało, chyba potrzebuję specjalisty. Byłam na forum gdzie szukałam psychologa ale problem jest taki, że pracuję na umowę zlecenie, nie mam ubezpieczenia więc chyba pozostaje mi tylko wizyta prywatna. Kompletnie się w tym wszystkim nie orientuję, ludzie piszą o depresjach a ja nawet nie wiem jak nazywa się ten stan, w którym się znajduję. Pójdę do psychologa ale gdzie?
  4. Na początku witam wszystkich serdecznie! Mam problem, szukam pomocy ale szczerze mówiąc to sama nie wiem jakiej... Do tej pory byłam osobą pogodną, wesołą optymistką i pomoc psychologa była ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałam. Ale w przeciągu ostatnich 3 miesięcy straciłam 2 bliskie mi osoby i nie potrafię sobie z tym poradzić. Szukam kogoś z kim mogłabym o tym porozmawiać. Rozmawiałam z przyjaciółką, przyjacielem ale to za mało, chyba potrzebuję specjalisty. Widziałam wcześniejsze posty, adresy itp, itd. ale problem jest taki, że pracuję na umowę zlecenie, nie mam ubezpieczenia więc chyba pozostaje mi tylko wizyta prywatna Kompletnie się w tym wszystkim nie orientuję, ludzie piszą o depresjach a ja nawet nie wiem jak nazywa się ten stan, w którym się znajduję. Czy na Sobieskiego 112 znajdę pomoc? Jeśli nie to gdzie mam jej szukać? Mieszkam na Woli ale jeżeli będę musiała to dojadę. Błagam, pomóżcie!
  5. Byłam wczoraj na cmentarzu. Myślałam, że to pomoże ale chyba bardziej się zdołowałam. Pogrzeb był 17.12. Nie byłam na nim. Ale wciąż były na grobie te wszystkie wieńce, "Adamowi koledzy i koleżanki z pracy", "Kochanenu tatusiowi, synowi, bratu"... Masakra... Stałam tam godzinę, zapaliłam świeczkę, zostawiłam kwiaty i list ale nie potrafię się z tym pogodzić...
  6. Nie wiem jak zacząć... Mam na imię Monika. I mam wielki problem. Mój były chłopak nie żyje o czym dowiedziałam się 8 dni temu... Ale zacznę od początku. Poznaliśmy się w 2003 roku, banalna historia, Onet chat... Gadka szmatka, zauroczenie, pierwsze spotkanie i to "coś" ale też ten wewnetrzny niepokuj... Pokochałam go (((chyba))) od pierwszego wejrzenia. Chłopak przeciętny, z problemami, czułam to ale nie zdawałam sobie sprawy z tego. Nie chciałam, nie mogłam, nie potrafiłam....? Nie wiem do dziś Było nie jak w bajce. On miał dziewczynę. Ale spotykaliśmy się dalej. Coś pięknego. Dla niego. Dzisiaj to wiem. Ja byłam większą realistką. Opowiadał mi co zrobimy RAZEM, jak będziemy żyli RAZEM itp, itd... Z powątpiewaniem odpowiadałam "aha", "taaa...".... Chciałabym żeby to była prawda!!! Ale wiedziałam, że nigdy tak nie będzie... I tak minął rok, było cudownie ale jeszcze nie potrafiłam tego docenić... Z natury jestem optymistka, żyję tym co jest tu i teraz... Był zbyt "ponury" jak dla mnie, ja chciałam cieszyć się życiem, jego problemy mnie przytłaczały, nie rozmawialiśmy o nich... Nie trzeba było, wszystko było jasne... Powiedziałam dosyć. Nigdy nie kazałam mu wybierać ja czy ona, nic z tych rzeczy. Powiedziałam KONIEC, bo nie mogłam tego wytrzymać. Czego? Tego przytłaczającego "czegoś" co był zawsze koło niego... Dzwonił-nie odbierałam.... Przyjeżdżał-nie było mnie.... Minął jakiś czas. Rok 2009, początek. Nasza klasa. Początki. Wzięłam telefon do ręki żeby poszukać znajomych. Teoś.... Znalazłam, napisałam, było ok. Spotkaliśmy się po latach, z grubsza powiedział co u niego, ja mu co u mnie... Był kwiecień. Cisza i nagle: 3 grudnia dzwoni, przyjedź do mnie.... A ja nie mogłam... Byłam po pracy, następnego dnia do pracy... OLAŁAM GO! Napisał: To ja na Ciebie czekam cały upojny wieczór, a Ty mi mówisz że nic z tego. Chciałem pogadać, jestem tak rozbity że huj, wszystko straciłem Byłaś ostatnią kobietą, która mogłaby mi pomóc i tak jak każda "niemam czasu", A Ja mam czas Ja mu na to Nie mow tak, nie mozesz wzbudzac we mnie poczucia winy, bo cokolwiek sie u Ciebie stalo to nie moja wina... Zreszta powinienes tez wziac pod uwage to, ze jednak troche czasu minelo, tez mam swoje sprawy, swoje problemy, obowiazki i przyjemnosci. To, ze mnie nie ma teraz z Toba nie musi wcale oznaczac, ze nie chcialam tego. To było 3 grudnia a 5 odebrał sobie życie... nie potrafię z tym żyć. A co jesli bym się z nim spotakała? A może to by coś pomogło? A CO JEŚLI URATOWAŁA BYM M Życie> Kocham go...
×