Skocz do zawartości
Nerwica.com

Violaa

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Violaa

  1. Nie nazywałabym tak czegoś, po kilku zdaniach... Depresja to poważna sprawa, więc ja nazwę swoje nieudolności głupotą. Jak tak się dłużej zastanowiłam, to jest i racja w tym braku akceptacji, ale głownie pytanie brzmi: po co mówić? Po co miałabym to zmieniać? Skoro przy większości nie czuje ani troszeczkę potrzeby "wygadania się" czy coś w tym stylu. A gdy już coś takiego poczułam, tylko i wyłącznie dlatego, że dana osoba dała do zrozumienia, że jest chciałaby pomóc, to żałowałam po prostu tego włażenia na czyjąś głowę. Boję się przyzwyczajenia do polegania na kimś. Proszę... Nie mówcie mi gdzie mam iść. Nie pójdę. Ale skoro już żeście zdiagnozowali to może jakieś sugestie co do działania (oprócz wizyty tu i tam...)?
  2. Czy ja wiem... Akceptacja? Hm... Być może by się znalazła, ale po co miałabym o tym gadać? Jestem raczej wesołą z natury osobą. Jakbym tak wszystkim nagle zaczęła narzekać na to jak się czuję, pomimo że nie daję im tego zazwyczaj poznać, to całkiem zmieniło by mój wizerunek w ich oczach. Po co to robić? Szczególnie, gdy wątpi się w jakieś zrozumienie. Otaczają mnie silni ludzie, optymistycznie patrzący przed siebie albo tacy, którzy wręcz gardzą takim użalaniem się. To, że odważyłam się napisać tutaj, jest też znakiem na to, że tu prędzej znajdę jakąś wskazówkę niż wśród kogoś bliskiego. Ale wstyd... Tak. Na pewno jest. Bo nagle okazało się, że dziewczyna, która przez 18 lat radziła sobie spokojnie z każdym problemem i nie płakała praktycznie w cale, teraz ma go z głupim opanowaniem nieskomplikowanej wiedzy, przeczytaniem książki, zrobieniem prania - a tak... to cięzkie jak cholera wziąć się za cokolwiek, gdy w głowie ma żarzący się pierścień, ściskający bezlitośnie. http://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_depresji_Becka Otóż o nim mowa. Z reguły uważam, że wynikom testów wierzyć się nie powinno. Dodam, że miałam ponad 20pkt. Hm. ... hm Nie wiem, czy sama się boję. Wydaje mi się, że nie. Że wiem już, że i tak jest zupełnie inaczej niż było. Ale nie określałabym tego depresją, a... głupotą prędzej. Bo nie jest tak, że ryczę non stop. Chodzę do pracy i jakoś przez 8 godzin potrafię się uśmiechać, więc...? Ale oczywiście, że tak... Wolałabym to zatrzymać, w razie czego, tylko dla siebie. I momentami bardzo żaluję, że podzieliłam się tym z kimś. Czuję się przez to dużo słabsza, głupsza wobec tej osoby. Wtedy pomyślałam, owszem, że lepiej byłoby iść wygadać się komuś, na kim mi nie zależy, skoro widzę jakikolwiek problem. Ale jest ta presja... Otaczają mnei sami silni ludzie, którzy nie przyznali by się do czegoś takiego. Albo spokojnie sobie z tym radzą. Dodam, że jestem z małej mieściny, gdzie normą jest traktowanie takiego zachowania jak pefidne lenistwo. Fakt... Nie biorę się za nic. Nie mam sił do głupiego prasowania, przeczytania książki a mam na to by usiąść na gg? No to jest lenistwo. Na to wychodzi. Ale ostatnio b. chciałabym się pouczyć, bo mam ogromne szanse na niezaliczenie semestru w szkole i będzie to paskudne wobec innych jak to tak skończę. I jest cięzko... Ciągle spać, spać... Może mi się tylko wydaję, że chcę. Nie wiem... Pozdrawiam i szczęścia w nowym roku życzę.
  3. Nie ma sensu mówić, że będzie dobrze i odganiać myśli. Ja chcę myśleć! To chyba normalne, heh. Ale nie chcę takich skutków. We wszystkim jestem uwsteczniona, więc dojrzewanie też mogło się trochę opuźnić, heh. Jak mi ktoś mówi o psychologu to już kompleteni czuję się upośledzona i słaba.
  4. Były takie 2 tygodnie, gdzie życia nie było. Jedyne co pamiętam to widok łóżka po powrócie z pracy (to dziwne, że miałam siłę do niej wstawać). I tak płacz i kilkanaście godzin snu. Było i tak, że nie mogłam spać, ale czułam się strasznie zmęczona. Teraz jest tak, że niby fajnie, ok, moge normalnie gadać z ludźmi, uśmiechać się itd. Ale to nie zmienia faktu, że poczucie beznadzieji towarzyszy mi bez przerwy. Ale nie jestem znowuż smutasem całodobowym. Najgorszy jest fakt, że może mnie to złapać tak nagle i nieoczekiwanie. Już kilka razy zdarzyło mi się rozwyć przy kimś, ale tak jakoś to się ukryło (fajnie jest mieć dlugie włosy). Albo napad strachu... Znikąd. Coś jakby DUCHY, cięzko wytłumaczyć. Pomimo, że caly dzień był w miarę ludzki. Do lekarza nie pójdę. Prędzej z bólem serca. Ale to chyba właśnie przez ten "stan". Towarzyszy wrzątkowi w głowie i uczuciu demotywacji.
  5. Ale i nie każdy "dołek" musi być od razu jakąś depresją, prawda? Może wcale mi nic nie jest, tylko sama coś sobie próbuję wymyśleć, żeby usprawiedliwić fakt nieudolności, hm? Nigdzie się nie wybieram.
  6. Witam... Kompletnie nie wiem od czego zacząć. Ostatnim razem jak już po wielu tygodniach (tak, tygodniach) rozmyślań, odważyłam się opisać siebie czy też "stan" w jakim jestem, po stworzeniu pięknego wypracowania na kilka stronic... komputer sam mi się wyłączył! Ot tak. Ja to oczywiście tym siłom nieczystym przepisałam, które chcą bym siadła sobie z rękoma na łbie i żyła tylko tym bólem w jego wnetrzu. Yep... Nigdy bym nie pomyślała, że będę żaliła się ludziom w INTERNECIE. Szok. Ale lepsze to niż przewracanie wszystkiego do góry nogami znajomym. Zacznę jak większość... Lat to ja mam 19 i prosze Państwa, Panie kochane i Panowie kochani, mój problem jest taki, że nie wiem, czy jest problem! Tak... I tu prosze bardzo o potraktowanie dość poważnie banalnych zdań, jakie zaraz przeczytacie. Mam 19 lat. Możliwe, że nie wiele wiem o życiu. Moja prośba polega głównie na tym, aby ktoś powiedział mi szczerze, czy jestem rozwydrzoną gówniarą próbującą zwrócić na siebie uwagę, szukającą szczęścia w nieszczęściu, czy mam wieczne psm, czy najprościej w świecie mam kretyński charakter. Piszę, bo... Zauważyłam, że niestety zdarza mi się "wpaść" ze swoimi stanami głupiego załamania przed bliskimi mi osobami, a bardzo bym nie chciała robić z siebie ofiary. Pisze, bo... Boję się, że TAK już będzie cały czas. Piszę, bo... gdzie musi być wiara w to, że pośród odpowiedzi (o ile ktoś na to odpowie) znajdzie się coś, co zmieni cokolwiek. Co ma zmienić? To, że czuję się ze soba tragicznie? Chyba tak. Większość dnia spędzam myśląc, myśląc, próbując dojść do czegoś, ale sama nie wiem do czego. Nie ma dnia bez łez i bólu głowy. I nie jest to ten sam ból, który przechodzi po Apapie. Ściska Cię tam i rozkazuje Ci czuć się totalnie beznadziejnie. Bez powodu! Bez powodu właśnie. Chłopak mnie nie rzucił, nikt mi nie umarł (a nawet jeżeli, to nie od tego się zaczęło), wali mnie mój wygląd. Ja po prostu jestem... GŁUPIA! I że tak młodzieżowo dodam...LOL. Pheh. Takaż prawda. 19 lat,a przy tym żadnych zainteresowań, żadnych planów, żadnych umiejętności, żadnych marzeń. Naprawdę ŻADNYCH. "Nie wiem czym sie zająć" byłoby nie do końca prawdą. Nie wiem, fakt. Ale przede wszystkim to ja... NIE CHCĘ. Nie chce robić nic. Najchętniej ciągle bym spała. Od kilku tygodni ciągle jestem zmęczona i zaspana. I zaryczana, tak. Jak przez chwilę myślę logiczniej (jak teraz, tak mi się wydaje) to widzę, jake to wszystko żałosne, ale wszelka motywacja działa odwrotnie... Wszelkie gadanie optymistyczne, jakie sama staram się stosować wobec innych, na mnie działa jak wrzątek wlany do głowy. Uwierzcie mi, że mam problemy, aby nie zacząć beczeć po wypowiedzianym tylko słowie "studia". Gzzz. To zrobiło się jakimś natręctwem. Jestem totalnym leniem. Nawet jak chcę to coś mi nie pozwala. Pewnego razu, naprawdę nie przesadzam, chciałam, bardzo chciałam pokuć do zaliczenia na s...s... studiach ;/, których nie darzę sympatią, ale... chciałam, bo za nie płacę i logika mówiła: kuj mała! i wiecie co? Zaczęłam czytać, łeb mi zaczął wrzeć, a łzy pojawiły się jak w automacie. Nie mogłam. Nie dało się. Możliwe, że reszty egzaminów nie pozaliczam, a są one banalnie proste w większości. I mam to gdzieś raz, a innym razem zastanawiam się, czy już ze wszystkim będę taka nieudolna. Spać... Ludzie. Spać. Świat stał się przerażający. Wiecie... Tak. Jestem tchórzem. Bo i myśl o odejsciu stała się LOGICZNA. Ta. Wygodna. Tylko za cholerę nie wiem, czy tam gdzieś nie jest jeszcze ciężej. Chciałabym być znowuż dzieciną, której wolno popełniać błędy, wolno nie wiedzieć tak wiele rzeczy i która na wszystko jeszcze ma czas. Teraz już na tyle rzeczy jest za późno. Pisałabym wiele... O myśleniu, które to wysnuwa rózne teorie na temat ludzkiej egzystencji jak i o "problemach" natury somatycznej, duszeniu się, słyszeniu różnych dzwięków O_o, o napadach lęków przed czymś... Może nie teraz, bo już zaczyna się kotłować... Dodam tylko, że natrafiłam niedawno na jakiś durny test. Warto chyba dodać... Nie skupiam się na ciele, gdzies mam te fizyczne dolegliwości i zupełnie nie boję się, że umrę. Wręcz przeciwnie. Częściej uśmiecham się na tą myśl, hm. Nie mam też jakichś większych problemów z apetytem. Tylko niektóre dni są na tyle beznadziejne, że trzeba spać, spać, spać i nawet już nie da się udawać przed znajomymi, że jest naprawdę fajnie. Choć na zewnątrz wszystko jest ok. Powiedzcie mi tylko. Głupia gówniara ze mnie, która szuka problemów na siłę, tak? I powinna ruszyć dupę i coś działać? Tak. To działam. Idę spać. Pozdrawiam. Dzięki za poświęcenie czasu.
×