Skocz do zawartości
Nerwica.com

Lilianna

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Lilianna

  1. Majster, to znaczy co jest jasne? Joaśka, mój wzrost to 162 cm, jednak nigdy nie ważyłam więcej niż 48 kg. Wiem, że to nie jest do końca normalne i że jakieś zaburzenia u mnie rzeczywiście mogą występować jednak raczej nie są szkodliwe, tak jak w przypadku anoreksji czy bulimii. Wiem, że nie mam jadłowstrętu i wiem, że choćbym chciała to się nie zagłodzę, wiem, że potrafię jeść jakiś czas, czasem nawet bardzo długi czas i nie mieć nawet wyrzutów sumienia. Szczerze wątpię, że to coś groźnego i jestem raczej sceptyczna jeśli chodzi o mówienie prawdy u psychologa, czy psychiatry. Myślę, że to w pewnym sensie może być takie odreagowanie. Każdy ma na to jakiś sposób i choć to może nie najlepsze wyjście to niektórzy się odchudzają. Wiele kobiet się przecież odchudza z różnych powodów, myślę, że jeśli każdą z nich chciano wsadzić do psychiatryka to mało by ich tutaj zostało, no bo przecież można mieć anoreksję i być puszystym. Na boga nie popadajmy w skrajność. Ja to tak postrzegam. Pan doktor stwierdził, że jeśli nie zacznę jeść to wyśle mnie na oddział - zagotowało się we mnie! To jest takie strasznie przytłaczające jeśli wszyscy wokół wmawiają Ci coś, co nie jest prawdą. Krzyczysz i nikt nie słyszy, nawet najbliżsi obracają się przeciwko tobie. Masz ochotę się wygadać, ale obracasz się wokół, rozglądasz się i nie masz komu, bo wiesz, że każde słowo może być użyte przeciwko tobie. Musisz zatem kłamać. I weź tu nie zwariuj.
  2. tup_tup, w zasadzie to poniekąd masz rację. "Nienormalność" można interpretować na wiele sposobów. Dla każdego człowieka, będą żyły gdzieś tam takie osoby, które on nazwie w ten sposób, ze względu na inne przekonania, inną mentalność etc. Chodziło mi raczej o wasze opinie, bo sama czasem mam wrażenie, że zatracam się w jakiejś paranoi. Popadam w skrajności. Pstryk, przyczyn odchudzania rzeczywiście było kilka i powiem szczerze, że dopiero całkiem niedawno, patrząc przez pryzmat czasu sobie uświadomiłam, że głodzenie się nie jest normalne. Może rzeczywiście odchudzanie powoduje ten cały zamęt, do prawdy nie wiem. Często próbuję sobie poukładać wszystko w głowie, z różnymi skutkami. dr. Gonzo, żadna tajemnica, 45 kg, myślę, że waga sama w sobie jest normalna, zresztą to żaden wyznacznik choroby. Nie wiem trudno mi to opisywać, bo to co robię wydaję się skomplikowane nawet dla mnie samej. Często jak siedzę, czuję, że uda wręcz wylewają mi się z krzesła, po prostu takie chore poczucie, że jestem jakby masywna. W lusterku, w przeciwieństwie do anorektyczek, widzę normalną szczupłą dziewczynę - po długiej głodówce widzę, że wystaje mi jedna, czy druga kość. Poza tym to jakby uzależnienie. Te wszystkie myśli i taka wewnętrzna potrzeba stania się bardziej lekkim w końcu sięga zenitu i się zaczyna stopniowo przechodzenie na głodówkę. Potem na odwrót, kiedy głód będzie tak wielki, że coś we mnie pęknie to sięgam po żarcie, ale nie jem bardzo dużo, jak na przykład bulimiczki. Po prostu jem normalnie, a wiadomo, po takiej głodówce z początku boli mnie brzuch. Czasem kiedy zacznę jeść wymuszam wymioty, bo to taka jakby walka, z potrzebą odchudzania i z siłą woli, ale prędzej czy później i tak zaczynam jeść. Po okresie "normalnego jedzenia" znów zaczyna się to co opisałam na początku. To jest zamknięte koło.
  3. Bardzo wam dziękuję za odpowiedzi. Właściwie to mi ulżyło. Skąd wiem, że się myli? Wiem na jakiej zasadzie "działa" ta choroba, a przecież obcy człowiek widzi mnie tylko taką jaką jestem na zewnątrz, nie zagłębia się w mojej psychice, nie wie jak ona funkcjonuje, a ja wiem i tu różnica.
  4. Ponieważ jak mówiłam, potrafię jeść, odchudzam się tylko okresowo. Zresztą nigdy nie czułam jakiejś blokady psychicznej i braku apetytu, ot skąd wiem, że się myli.
  5. Od jakiegoś czasu dojrzewa we mnie coś na wzór dwóch osobowości, z jednej strony (gorszej) jestem jakaś zobojętniała, nie chcę mi się nic robić, nie mam do nikogo szacunku, palę, piję, przeklinam, jem to co kaloryczne, krócej - wymazuję wcześniej ustalone granice, słucham też innej muzyki. Z drugiej strony natomiast staram się być wzorową córką, całymi dniami się uczę, jestem religijna, wiem co to dobre maniery, mam jakieś zainteresowania i tutaj właśnie wraca, jak ja to nazywam, uzależnienie od odchudzania. Z tymi moimi "osobowościami" jest różnie. Z dumą stwierdzam, że ma przewagę ta lepsza, ale gdy tylko zaczynają się jakieś ferie potrafię nagle diametralnie się zmienić. Biegnę do starych znajomych, od których wcześniej z całych sił się izoluję i jestem cała w skowronkach. Biorę do ręki papierosa, kieliszek, czy skuna. Czasem zastanawiam się czy ta lepsza osobowość nie jest tylko pozerstwem, z kolei ta gorsza do niczego nie prowadzi. Nie wiem kim jestem, to wszystko jest zbyt skomplikowane. Leczę się u psychiatry, który nie ugięcie próbuje mi wmówić, iż jestem chora na anoreksję, jednak jest w wielkim błędzie. Co jest ze mną nie tak? [Dodane po edycji:] Dodam jeszcze, że nie zawsze taka byłam, ale po kolei. Zaczęło się od odchudzania. Tak reagowałam na problemy, to się zaczęło jakieś cztery lata temu, stopniowo. Jakiś rok temu wciągnęłam się w to towarzystwo, o którym pisałam wcześniej i wtedy się wszystko zmieniło, ale nie miałam dwóch "osobowości" była tylko ta gorsza i muszę stwierdzić, że byłam wtedy szczęśliwa, właśnie wtedy, kiedy mogłam uciec od złych ocen w szkole i tego wszystkiego, wolałam się naćpać, było tak błogo. Potem jednak miało miejsce kilka przeżyć. W to najgorsze zagłębiać się nie będę, oprócz tego miałam fatalne oceny, prawie nie zdałam z klasy do klasy i tu się jakby ocknęłam, "przecież ja taka nie jestem" - myślałam. Potem nastąpiła zmiana, a co było dalej opisałam wyżej. A tak swoją drogą to nie spodziewałam się po sobie, że tak wszystko wyśpiewam. Może to przez to, że tak się nie da żyć? Przez to, że nie wiem kim ja jestem, chcę już być normalna..
×