Witajcie,
jestem pierwszy raz na tym forum, ale chyba u mnie tez wystepuje strach przed zwiazkeim. Spotkalam fantastycznego faceta, jestemy ze soba niedlugo, bo okolo 3 miesiecy. Na razie nie mielismy zblizenia. Czasami sa takie dni, ze czuje, ze jest mu ze mna dobrze - widze, jak na mnie patrzy, czuje jego dotyk, cieplo, wiem, ze sie o mnie troszczy i dba. Ale czasami mysle sobie, ze wcale mu na mnie nie zalezy. Bo skoro spotykamy sie tak dlugo, to dlaczego nie dochodzi do zblizenia. Mowi, ze mu sie podobam. Dodam, ze jest po rozwodzie juz 1,5 doku i jak z nim rozmawiam, to mowi, ze musi sie przyzwyczaic do kogos nowego. Ja to interpretuje w ten sposob, ze moze nie chce ze mna byc i wcale nie jestem atrakcyjna dla niego, on mnie zostawi, jak zobaczy, ze cos jest ze mna nie tak. Bardzo chcialabym juz byc z nim blisko, ale z drugiej strony boje sie tego i jak wiekszosc z was, ze sama niszcze ten cudowny zwiazek. On powtarza, ze wszystko bedzie dobrze, a mnie to czekanie na niego po prostu paralizuje. Nie spie, malo jem i wpedzam sie w poczucie, ze jestem do niczego. A wcale tak nie jest, dostaje od innych sygnaly, ze jestem atrakcyjna i fajna dziewczyna. A tak zupelnie w siebie nie wierze. Dlaczego zwiazek i milosc musza byc taka trudne. Chcialabym, zebysmy juz ze soba byli na powaznie, bo moze wtedy bym sie uspokolia. Ale boje sie, ze zawsze bede miala taki stan i ciagle cos sobie wmawiala, ze mimowolne jego krzywe spojrzenie na mnie, bedzie oznaczalo, ze zupelnie strace kontrole nad soba.