Skocz do zawartości
Nerwica.com

andulka

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia andulka

  1. ale tak bylo! Jeden raz wczesniej, po imprezie na ktorej wypil wiecej powiedzial mi pare slow za duzo. Kazalam mu sie wynosic, potem rozmawialismy i od tamtej pory sielanka. Powiedz sam: moja mama alkoholiczka z zanikiem mozgu, po powrocie ze szpitala nie byla w stanie wejsc po schodach, takie miala przykurcze. Moj facet ja wniosl. Pracuje 12 godzin i potem leci zeby mnie odebrac od rodzicow z 2 konca miasta. Pomaga mi w domu, do tego walczy z moimi lekami, w piatek zafundowal mi koncert wymarzonego zespolu i zdjecie z nimi (nie chcialam isc za scene, blokada). Klocilismy sie, nieuniknione w zwiazku ale to byly normalne dyskusje 2ga ludzi. Powiedzial mi teraz, ze ja jestem nienormalna, ze nie da sie ze mna zyc. Ze po zwiazku ze mna potrzebuje terapii. Co do terapii DDA to psychiatra u ktorego bylam powiedzial, ze on nie nie uwaza tego za konieczne (jutro ide do madrej lekarki). Na pewno idealizuje mojego faceta bo go kocham i chyba tez chce juz miec rodzine i wszystko bylo tak dobrze....ja mam prawie 30 lat
  2. Polakita dziekuje Ci bardzo. Tylko zeby stanac na nogi musze miec kogos w kim mam oparcie, do tej pory mialam w nim. Nie mam tu przyjaciol, nikogo z kim moge chociaz wyjsc i pogadac o tym. Mam bliskich znajomych, ale nikomu sie nie przyznam co mialam w domu i co zrobil moj chlopak bo mam jakies opory, ze przez to ludzie beda o nich zle myslec. Nie potrafie zrozumiec jak to sie moglo rozsypac w 1 wieczor, jak domek z kart!
  3. i jeszcze: ja naprawde wiem, ze nie jestem bez winy. Krzykiem nauczono mnie w domu rozwiazywac problemy. Agresywnie reaguje na alkohol. Nie mam poczucia wlasnej wartosci....on mi bardzo pomogl, przestalam miec leki a teraz....utwierdzam sie, ze to moja wina. [Dodane po edycji:] nie, ja sie nie troszcze jak sa pijani. Kiedys owszem, teraz tylko jak sa trzezwi, mama juz nie pije od kiedy choruje, ojciec popija. We mnie bardzo latwo wyrobic poczucie wyrzutow sumienia, ze jestem wyrodnym dzieckiem. Jak w klotni wypomnialam ojcu co mi zrobili to mnie nazwal idiotka (to najlagodniejsze co powiedzial), ktora sobie to wymyslila i histeryczka. Moj facet tez mowi, ze jestem histeryczka. Nikt ze mna nie wytrzymuje. Ja chyba nie am szans by zyc normalnie.
  4. tak tylko....tylko on byl zawsze bardzo dobry dla mnie. Pomaga, liczylam sie tylko ja....do soboty tak bylo. Wszyscy mowili, ze nareszcie trafilam na odpowiednia osobe. Ja sie boje znowu byc sama, wlasnie przegladalam oferty pokojow, ceny ok 600zl Od dawna patrze za dodatkowa praca, ale nic nie moge znalesc, zreszta On zawsze naciskal,z e nie che zebym sie mordowala. Siedze w pracy i placze a ojciec ciagle dzwoni o ktorej przyjde do nich. Na jutro umowilam sie z lekarka, ktora udizelala mojej mamie 1 pomocy jak miala majaki alkoholowe. Ona zna historie wiec od kuchni, moze mi pomoze
  5. ja teraz wynajmuje z nim i 2 innych osob. Oplaty sa juz ograniczone do mnimum. Na zycie po oplaceniu wszystkiego zostaje mi w tym momencie 800zl. najtanszy pokoj u mnie w miescie to 600zl. Dodam, ze nie wliczam w to oplaty za studia 475zl miesiecznie. Nawet jak zrezygnuje ze studiow to nie dam rady. Dzisiaj bede jeszcze przegladac ogloszenia, moze sie cos uda....i masz racje, na pewno sie usprawiedliwiam, zeby z nim zostac, kocham go i z nikim nie bylam taka szczesliwa. Naprawde Nie czuje sie na silach zostawic mezczyzne, ktorego kocham [Dodane po edycji:] tzn. po oplaceniu kredytu. Nie wliczylam w to oplaty za mieszkanie. [Dodane po edycji:] On twierdzi, ze ja go doprowadzam do szalu....duzo osob mi mowi, ze mam ciezki charakter i ciezko ze mna wytrzymac. Moze naprawde ja powinnam byc sama? moze jestem antyspoleczna...
  6. tak. Walcz. Tylko, ze jesli wroce do rodzicow to szybko skoncze ze soba bo nie wytrzymam codziennego pijanstwa i bluzg a ojciec wciaz pije z nim nie moge byc a bez niego nie dam rady z kasa. I jak mam walczyc?!
  7. Dziekuje za cieple slowa. U mnie jest teraz ten etap, ze sila walki zostala wyparta przez uzalanie sie nad soba. Od jakiegos czasu zrobilam sie przylepa, skarze sie na dziecinstwo, zawsze walczylam, widzialam cel, myslalam, ze bedzie lepiej....a teraz to gdzies zniknelo, nie mam sil umyc glowy, nie zwracam uwagi na balagan, na siebie. Uciekam z zajec bo lek przed tym, ze grupa usyszy, ze kalecze jezyk obcy jest silniejszy. Nie daje rady.
  8. Zaczelo sie dawno. W dziecinstwie. Mialam dobrze. Tato pracowal w Niemczech, przywozil mi zabawki, slodycze, rzeczy o ktorych sie nie snilo kolezankom i kolegom. Ja? maly grubasek. Dzieci wysmiewaly sie ze mnie na kazdym kroku.Moze bylam zadufana w sobie? nie wiem, analizujac to wydaje mi sie, ze wrecz przeciwnie, ale moge sie mylic. Zawsze wszystko staralam sie kupowac za wlasne (tzn z kieszonkowego) pieniadze, w miare mozliwosci oczywiscie. Potem ojciec wrocil z Niemiec, zostal kierownikiem duzej firmy i szybko firma padla a on zaczal pic. Wracalam ze szkoly i widzialam go spiacego a w domu syf.... z czasem zaczelam sprzatac ten ogromny dom, po 1 dlatego, ze nie lubie balaganu a po 2 bo wtedy rodzice mnie chwalili. Wtedy bylam lepsza od mojego brata, ktory byl najlepszym uczniem w szkole i oczkiem w ich glowie. Okres liceum nie byl najgorszy. Mialam chlopaka, ktory znal moja sytuacje i wspieral mnie niesamowicie. Tylko nie mogl mnie pocieszyc jak ojciec znow wyzywal mnie i mame. A jak wypil byl bardzo agresywny. Wyzwiska, jakie slyszalam, piesci jakie poczulam...moj brat tez zaczel pic, wracal pijany rano i zawsze konczylo sie awantura, bo pijany spotykal pijanego ojca. Prawie codziennie tel;efony do domu, ze moj brat znow nie przyszedl do pracy, szukanie go po wszystkich melinach...dostal od nich mieszkanie pare lat wczesiej i samochod, wyprowadzil sie. Ja nie mialam dokad. Czasem bylo dobrze....jak nie pil. Najgorsze byly swieta, ostatnie szczesliwe pamietam jak mialam 13 lat...gralismy wspolnie w kosci z naszym malutkim wtedy kotkiem i rodzicami a nasz smiech bylo chyba slychac wszedzie. Potem ten czas byl najlepszy na balangi. Zawsze zbieralam go gdzies w Wigilie i potem siadalismy do stolu, robiac szopke, ze wszystko jest ok. Raz nawet wzielam dla nich kredyt, bo przepil wszytsko. Potem mama przeszla na ameryture, ja zaczelam po maturze staz w firmie, gdzie obecnie pracuje. Teraz pili juz oboje....i moj brat. Wracalam z pracy, mialam w domu pijana mame, potem wracal z knajpy ojciec, bo przegral wszytsko na automatach, a to czego nie przegral to przepil i zaczynala sie awantura. Ja pracowalam i studiowalam zaocznie....jakos dawalam rade, tak mi sie wydawalo. Oczywiscie probowalam pomoc rodzicom, blagalam, prosilam, krzyczalam, plakalam. Probowalam sie otruc, nic. Wydrukowalam sterte artykulow o DDA, ojciec mnie nazwal wariatka bo nikt nie ma tak dobrze jak ja. Mama w tym czasie nie wychodzila juz z domu i polykala tony lekow, ktore popijala alkoholem. Wmowila sobie chorobe kregoslupa, przestala cokolwiek robic w domu i wychodzic nawet do sklepu...namawialam ja na wizyte u lekarza, nic. a do domu bylo mi wstyd wezwac kogokolwiek bo byl tam wieczny brud i jedno z nich zawsze bylo pijane. W koncu namowilam mojego chlopaka, zebysmy wynajeli mieszkanie. Bylismy dorosli, razem 9 lat...dzien przed przeprowadzka powiedzial, ze mnie nie kocha. Rozstalismy sie, 2 miesiace pozniej mial inna kobieta, ktora nazywal miloscia swojego zycia. Zaczelam walczyc o siebie, myslalam, ze sie udalo. Schudlam, odzyskalam wlasne ja, bawialm sie i nie plakalam. Rodzice uwazali juz, ze jestem ich sluzaca, wiele razy musialam konczyc wczsniej spotkanie bo dzwonili pijani z awantura |(ojciec) albo palczem (mama) bo nie maja papieosow albo piwa i nie dawali mi posiedziec z przyjaciolmi. Rzucilam studia. Tak minely 3 lata. Po 2 zmarla moja ukochana babcia i to mnie zalamalo. Poszlam do lekarza, zdiagnozowal nerwice lekowa, przepisal psychotropy. w tamtym okresie leki nie dawaly mi juz zyc. Analizowalam kazde slowo i zawsze znalazlam cos takiego, co analizowalam i balam sie. Napady strachu bez wytlumaczenia, fizyczne objawy....przez te 3 lata nie ulozylam sobie zycia. Faceci traktowali mnie jak zabawke, panienke do ozdoby, a jeden ranil mocniej od drugiego. Z jednym myslalam, ze wszystko sie ulozy...namowil mnie na wyprowadzke z domu, do wynajetego pokoju....daleko od miasta. Rozpoczelam studia. Ale u rodzicow bylam i tak codziennie, nie umialam przerwac pepowiny. Po 8 miesiacach facet pwoiedzial mi, ze dla niego to byla niezobowiazujaca zabawa....zalamalam sie. Powiedzialam, ze nie chce nikogo, ze bede sama i niezalezna, zeby juz nikt mnie nie zranil. Zmienilam mieszkanie, znalazlam fajnego wspolokatora....na ostatkowej imprezie spotkalam przypadkiem przyjaciela mojego brata, ktorego znam od X lat. Zaiskrzylo. Mialam jednak w sobie lek, nie chcialam faceta a jego szczegolnie bo wiedzialam, ze lubi pic. on przekonywal mnie, ze sie zmieni, zebym dala nam szanse. Byl zawsze blisko i pewnego dnia poczulam, ze go kocham...jaka to byla milosc! Pol miasta nam zazdroscilo, wszystkie moje kolezanki. Zamieszkalismy razem i kwitlo. Wspolnie budowalismy swoje szczescie. On zrobil dla mnie tyle....bez niego nie poradzilabym sobie finansowo. Cudowny przyjaciel, wszedzie razem, widzialam jak mnie kocha. U mojej mamy zdiagnozowano wtedy alkoholowy zanik kory mozgowej. Nie pamieta o czym roazmawiala ze mna 5 minut wczesniej. Ojciec juz zupelnie zrobil ze mnie sluzaca, uwaza, ze choroba mamy to nie jego wina i on jest czysty. Ja robie mu zakupy, place rachunki...nie mam swojego zycia. Moj brat pije i nie odwiedza ich w ogole. Moj chlopak mnie wspieral, ale byly o to klotnie, ze on ma dosc, ze codziennie tam jestem itd. W naszym zwiazku byl alkohol-z umiarem, lubimy oboje wypic piwo po pracy...awantury byly jak on za duzo wypil, ja reaguje agresja na pijanych ludzi. Potem byly kwiaty do pracy i blaganie, zebym dala szanse. Dawalam. Jakis czas temu wypil za duzo i zaczal sie awanturowac. Wyzwal mnie strasznie. Kazalam mu sie wynosic. W glebi czulam jak peka mi serce. Tak mocno kocham.....nastepnego dnia, na moja prosbe, powazna rozmowa. Kolejna szansa. Od tego czasu sielanka. Rozmowy o przyszlosci, ze mam wyleczyc nerwice bo chcielibysmy dziecko. Od jakiegos miesiaca mam silny powrot choroby, napady etc. Wczoraj pilismy sobie drinki. Bylo cicho i milo, w koncu ja pwoiedzialam, ze ide spac. On chcial jeszcze sam posiedziec. Wkurzylam sie bo w butelce zostal alko i bylam pewna, ze go wypije. Od slowa do slowa...nie wiem kto zaczal. Nie pamietam moich napadow furii, wlacza mi sie agresor ... wyzwal mnie i uderzyl kilka razy, dosc mocno, ze dzisiaj czuje. Ja tez sie na niego rzucilam. Wyszedl gdzies i wrocil w nocy albo rano....dzisiaj pojechalam do szkoly, wrocilam, spal, w pokoju mocny smrod alkoholu. Wstal, kilka razy pysknal i wyszedl. Nie ma go. Nie ma juz nas. Kocham go tak mocno, ze wszytsko mnie boli. Obarczam sie wina za klotnie, moze naprawde ze mna nie da sie zyc? A tworzylismy taki szczesliwy zwiazek. Z nikim nie bylam taka szczesliwa. Nie wiem co zrobic. Jego wyprowadzka oznacza automatycznie moja, musze wrocic do rodzicow. Nie dam rady finansowo, place za mieszkanie bardzo duzo i kredyt, z ktorym zostawil mnie eks. Mysle, ze moj chlopak nie wytrzymal psychicznie albo juz mnie nie kocha. Chcialam sie tylko wypisac, nigdy nie bylam tak bliska samobojstwa...a ja marze tylko o normalnej rodzinie i Swietach. Dlaczego mam takie zycie? jak tylko probuje sie odbic od dna cos znow sie wali! Ide do lakarza w przyszlym tygodniu, chociaz juz stracilam sily. Po 15 latach walki mam dosc, nie chce juz dluzej. Latwiej jest umrzec a ja juz nie mam sil by walczyc. Przepraszam za literowki i dziekuje jesli ktos to przeczytal.
×