Skocz do zawartości
Nerwica.com

onatonieptak

Użytkownik
  • Postów

    27
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia onatonieptak

  1. onatonieptak

    Terapia...?

    Pomimo tego, co mnie spotkało i spotyka w życiu nadal mam poczucie humoru Tak, wiem, o co chodzi. Mało tego, Wiola. Ludzie mogą zmieniać psychiatrów a "co jeden to lepszy" albo trafić od razu "na swojego". Ruletka. Ja do pierwszego musiałam chodzić, bo musiałam funkcjonować. Musiałam się uczyć itd. A wpędziłam się wcześniej w niezłe g*wno. Później do kolejnego, ale nie zaproponował na dzień dobry antydepresantów, tylko cały czas ćpałam zamulacze. Raz tylko mi powiedział - a swoją drogą to był (oprócz tego, co napisałam) całkiem niezły lekarz, mimochodem, jak to ja, rysowałam coś na kartce, on potrafił rozczytać (... a ja rysowałam dla siebie a nie "proszę namalować kotka", po prostu dla siebie bo łatwiej się skupić czy coś....) co się w moim życiu dzieje. Wiele mi wyjaśnił w przeciwieństwie do pierwszego. Ale jako, że brałam leki uspokajające uznałam, że jego propozycja: "Może przepiszę pani coś antylękowego?" dotyczy tylko uspokajaczy. Kolejnych. Niemal krzyknęłam: "Nie, więcej już nie! Wystarczy....". Ech, naprawdę inne czasy. Gdybym wtedy wiedziała o SSRI etc...... [Dodane po edycji:] Byli i są terapeuci, którzy bez leków wyciągali osoby w takim stanie Mam nadzieję, że nie pomyliłam wypowiedzi Kto - jaką, jeśli tak to przepraszam. Michal_F: wyciągnąć schizofrenika bez leków?! ..... Owszem, słyszałam o uzdrowicielach. Słyszałam o ludziach, którzy posiadają niezwykły dar. Słyszałam o ludziach "uleczonych". Ale nikt mi nie powie, że przeciętny terapeuta wyciągnie schizofrenika z jego świata bez żadnych, ale podkreślam, żadnych leków!.............. Aż ciśnienie mi skoczyło. Polecam to, co pewnie każdy zna: http://online.synapsis.pl/Schizofrenia-podstawowe-informacje/ A tutaj Leczenie: http://online.synapsis.pl/Schizofrenia-podstawowe-informacje/Leczenie.html
  2. Właśnie. Myślałam o tym. Tutaj co chwila ktoś ma jakiś problem. Nie jesteś w stanie pomóc wszystkim. Czasami jest tak, że osoba chce się bardziej wygadać niż oczekuje konkretnej pomocy. Nie, wolałabym, żebyś nie odchodziła ale przez jakiś czas może zamiast forum poszukała pomocy "dającej się dotknąć". W sensie: w cztery oczy, u specjalisty. Darowała sobie czytanie tego wszystkiego, co wprowadza taki ból i niemoc u Ciebie a weszła w świat, gdzie samej sobie możesz pomóc - od tego są specjaliści. Naprawdę nie ma za co - przynajmniej mi - dziękować. Jeśli tylko troszkę pomogę jednej Osobie to jest to tak ważne dla mnie, jakbym pomogła co najmniej stu. Pozdrawiam i trzymam kciuki. Mocno.
  3. Ale jakie zgryzliwe? Ktore konkretnie?(...) Na przykład sam początek powitania mnie (pierwszy post z "gorzkimi żalami" - wtedy mnie nie znałeś całkowicie, podkreślam, całkowicie, później już poszło lepiej, ale mam dobrą pamięć.) [Dodane po edycji:] Dzięki za całą wstawkę, ale to co napisali: to już mogli sobie darować. Ale, ale. Zauważyliście, co ostatnio się pojawiło przy różnych reklamach leków dost. bez recepty? Już nie ma wyłącznie znanego i chętnie przytaczanego: "... bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą", teraz już nawet o śmierci wspominają. Mój czarny humor czasem wkracza do akcji. Wyobraziłam sobie wchodzącą młodą dziewczynę proszącą o herbatkę z malin na przeziębienie, na co farmaceutka ściągnąwszy brwi, lekko podsuwając na nosie okulary rzecze ochrypłym głosem: - Ale zdaje sobie pani sprawę, że wypicie takiej herbatki bez konsultacji ze mną grozi śmiercią? Spójrzcie na te zanieczyszczone powietrze. Wdychamy to wszystko codziennie, żeby tylko wychodząc na zewnątrz, nie, wystarczy okienko uchylić i już to wszystko wlatuje do środka. I jeszcze żyjemy. Ludzkość vs prusaki starcie nr 1?
  4. Owszem, ale do czegoś konkretnego pijesz w tym momencie, ma mi w czymś pomóc Twoja wypowiedź czy po prostu kąsasz? Dajze spokoj, kąsanie jest mi przeciwne w calej rozciągłości mojej szczęki Be happy Nie mogę dajżeć spokoju bo ja dociekam zawsze do źródła. Nie napisałeś tego ot tak sobie z nudów.
  5. Owszem, ale do czegoś konkretnego pijesz w tym momencie, ma mi w czymś pomóc Twoja wypowiedź czy po prostu kąsasz?
  6. Majster, masz sporo racji w każdym punkcie. Ciężko oczywiście to o sobie czytać i do tego się zgodzić z pokorą, ale masz sporo racji. PS Trochę offtopikowo: już chyba wiem, dlaczego ludzie (obcy) rzucają się by "pchać" każdą osobę, która się przyznaje bądź nie przyznaje do jakiegoś uzależnienia na leczenie. To jest trochę tak, jak z czytaniem o czyimś planowanym samobójstwie. Ciężko przejść koło czyjejś - czy to szybkiej czy bardzo powolnej - śmierci obojętnie, człowiek reaguje instynktownie. Wkurza nierzadko pouczaniem, mądrowaniem, wtykaniem nosa w nieswoje sprawy, ale reaguje instynktownie. Nie chce się czuć współwinnym. Coś jak to. Z reguły. Acha, tak, mam więcej lat. 31.
  7. Ja też. Przywykłam. Czasami uderza i trzyma długo. A ja przeczekuję. To nic groźnego.
  8. Dziękuję za info. A może Twoje osłabienie (i inne dolegliwości) bierze się właśnie z powodu brania Propranololu? Możliwe skutki uboczne: http://www.doz.pl/leki/p2489-Propranolol_WZF_Propranolol_tabletki Na pewno sama się z tym już dawno temu zapoznałaś, ale czy to nie jest "zagłuszanie" głównego czynnika powodującego Twoje reakcje? Być może jeszcze bardziej - ale ja nie jestem Twoim lekarzem, nie wiem! - przyczynia się do "co-się-dzieje?!" ?
  9. Może powinnam napisać: "grapefruit juice" albo "sokiem grej(cośtam)" ale nie zamierzam się teraz rozwodzić (ani zaręczać) z odpowiednim.... erm, odpowiednikiem. Do sedna. Nie znalazłam tu tematu, który jednoznacznie objaśnił sprawę, która dręczy mnie od lat: jak to jest, że osoby przyjmujące jakiekolwiek SSRI nie powinny pić "soku grejpfrutowego". Przed chwilą spojrzałam na ulotkę - nie ma nic o tymże soku. A jednak od lat czytam, że należy go nie pić spożywając SSRI. Wchodząc na strony (również fora) widzę, że jest odradzane picie tegoż soku przez możliwość nastąpienia ZS. Kiedyś nie było for i nie było takich stron a na ulotce nie napisano. I z tego co pamiętam pijałam - bo lubię - sok grejpfrutowy. Może nie zadziałało bo nie wiedziałam, że może zadziałać? PS Szkoda ach szkoda, że nie chodzi o pomarańczowy, pomidorowy czy winogronowy. Łatwiej by się po polskiemu pisało.
  10. Przeczytałam i zgodzę się z tym, co już zostało napisane. Kwestia odwiedzenia psychologa i/lub psychiatry jest moim zdaniem nieunikniona, jeśli chcesz realizować swoje plany i jednocześnie nie pogłębiać zaburzeń lękowych. Nerwica jako taka jest dość starym określeniem, zaburzenia lękowe wypierają powoli rzeczone, ale tak naprawdę w codziennym użytku pozostaje "nerwica" a nie "zaburzenia lękowe". Jednak jak zwał tak zwał. Niestety, tym razem padło na Ciebie. Zaczyna mnie zdumiewać, z jaką szybkością i z jaką różnorodnością w doborze pacjentów owa, powiedzmy, nerwica się rozwija. Cierpi coraz więcej bardzo młodych ludzi, ludzi, którzy dopiero wchodzą w życie a jednocześnie kobiet, które, przykładowo, potrafiły znieść przejście przez ciążę i bolesne rodzenie albo mężczyzn, którzy do czterdziestego czy trzydziestego roku życia byli od nerwicy wolni i bach! - uderza. Chciałoby się rzec: po omacku. Napisałeś: "Kolejną ciekawostką jest to, że gdy jestem czymś intensywnie zajęty nie odczuwam żadnych dolegliwości zarówno tych bólowych jak i psychicznych." To jest właściwie klasyk Uśmiecham się, a nie śmieję z Ciebie! Czym więcej człowiek ma: - dużej ilości wolnego czasu (brak pracy, siedzenie w domu...) albo/i: - sytuacji stresowych (wciąż czegoś od nas oczekują, wciąż chcą, byśmy prawidłowo zarządzali, pracowali, trzymali wszystko w ryzach...) tym szybciej doczekamy się nerwicy. Bardzo dawno temu - nie wiem skąd, nie wiem, jak, nie pamiętam - dowiedziałam się, że w czasie wojny zachorowalność "na nerwicę" była niezmiernie rzadka. Nie wiem, do jakiego progu dochodziła, trzeba by sprawdzić. Nie chcę podawać złych faktów. Ale. Interpretacja jest prosta: chronić życie najbliższych, siebie, strzelają, chować się trzeba, uważać... nie ma czasu zastanawiać się, co się dzieje w organizmie. Trzeba patrzeć, co dzieje się wokół. I być cały czas czujnym. Można dalej iść za tym tropem. Ludzie zaangażowani w swój rozwój, ambitni, od których wiele się oczekuje i sami od siebie oczekują wiele - takich, jak Ty, jak również ludzie, którzy zostają całymi godzinami sami w domu, oczekują od siebie czegoś ale babrają się za przeproszeniem w pieluchach i nie widzą końca zaczynają odczuwać COŚ. Ty przecież nie wsiadasz i nie lecisz na ratunek, teraz, natychmiast, prawda? Tak samo niejeden biznesmen czy aptekarz albo szewc też nie ma siekiery nad głową: nie zrobisz tego to całe życie przechlapane. Zawsze można odejść, zmienić zdanie, wziąć wolne... Wziąć wolnego od rakiety, która spada niedaleko.
  11. Od końca: nie ma za co! A poza tym to widzę, że sytuacja naprawdę nieciekawa. Jakie proszki i jaki lekarz Ci przepisał? Pierwszego kontaktu? Z wiedzą mamy czy bez jej wiedzy?
  12. onatonieptak

    może bedzie lepiej

    Witaj. Postaram(y) się pomóc ale do tego potrzebne jest, żebyś napisała, co się dzieje. Pozdrawiam!
  13. Po raz kolejny się spotykam z problemem młodej osoby (lat naście), która chce iść do psychologa ale coś staje jej na drodze (zły kontakt z rodzicami - co nie jest dziwne, bo gdyby tenże był rewelacyjny wizyta u psychologa najpewniej okazałaby się albo mniej albo wcale konieczna). Zapewne do szkolnego psychologa nie pójdziesz - wcale Ci się nie dziwię. Do prywatnego (tu wchodzi w grę kasa mamy, więc...) czy na NFZ pójdziesz i nikt Cię nie widzi a tak zawsze jest ten "strach przed obciachem". Tak nie powinno być, ale nie powinno być też tak, że uczniowie nakładają kubły na głowy swoich nauczycieli - a bywa. Możesz zrobić taką rzecz: pójść do lekarza pierwszego kontaktu i poprosić go o skierowanie do psychologa. Ja już jakiś czas w temacie nie jestem i nie wiem, jak to teraz wygląda, ale zapewniam Cię, że kontakt czy to 14-latka czy 16-latka (nie denerwuj się, że "przyrównuję" wiekowo: nie chodzi o rozwój emocjonalny, psychiczny, te się różnią a ponadto każdy jest indywidualistą i na swej drodze spotkałam wiele osób, które nie ukończyły 18. roku życia a mądrością ,inteligencją przewyższają niejedną dorosłą osobę!) jest możliwy. I nie ma czegoś takiego, że mamusia się nie zgadza. Bo mamusia się może w wielu przypadkach nie zgodzić, bo to jakieś fanaberie i w ogóle robisz dziecko problemy z niczego a później to dziecko... Nie będę kończyć. Tylko mówię, grzebię w temacie bo dawno nie byłam na psych. forum "swoim", nie rozmawiałam z nastolatkami potrzebującymi pomocy psychologa, ostatni raz z pół roku temu jak nie więcej, nie pamiętam po prostu, ale na pewno taka opcja JEST. PS Jednym z moich pierwszym symptomów somatycznych nerwicy, za wyjątkiem pocenia się dłoni czy biegania non stop do toalety w bardzo młodym wieku była często spotykana gula w gardle. Mogłam mieć ok. 15-17 lat. I żebym to ja, kureczka, teraz pamiętała, jak to było z tym moim badaniem tarczycy (oczywiście wszystko wyszło ok, ech) - czy ja potrzebowałam żeby mnie Mama rejestrowała czy sama to załatwiłam... To co innego, ale też chodzi o zdrowie... Jak wszystko ok a coś jest nie tak ciągle i dokucza strasznie (do tego stopnia, że mi na przerwie bułka w gardle stanęła albo to było takie tylko uczucie silne, ale poleciałam do kranu pić wodę...) to trzeba innego specjalisty, najlepiej psychologa. /Edit. Ja jestem jakaś wolnomyśląca. Przecież ja do tej psycholożki poszłam od siebie, nie z Mamą ani nie przypominam sobie skierowania, po prostu telefon i kiedy może mnie przyjąć a nie miałam 18 lat... Zaczynam podejrzewać, że to jakiś nurt się pojawił sam z siebie, że jak nie masz 18 lat = nie możesz decydować za siebie = nie możesz bez powiedzenia iść do lekarza psychologa. Jeszcze szukam, ale coś ciężko o konkrety. /Edit 2. Spróbuj tu, po prostu się zapytać ogólnie: http://www.relacja.com.pl/online.html Albo tu, ja wiem, że nie o przemoc chodzi, ale spytać można i muszą to wiedzieć! http://niebieskalinia.pl - na pewno znasz.
  14. iryss, rozumiem, że jesteś jeszcze młodziutką osobą? Pisałaś coś o szkole. Myślę, że to będzie z czasem coraz bardziej uprzykrzać Ci życie, to rodzaj nerwicy natręctw, ciągłe myślenie o problemach innych a jak się nie myśli to się człowiek czuje winny, że nie myśli i to jeszcze gorzej i koło się zamyka. Tak, ja próbowałam, zdaje się najpierw internista, potem psycholog dla dzieci i młodzieży, ale tam pani mnie wysłuchała i powiedziała: "Jak mogę pani/ci pomóc?". Może miałam z 15-16 lat. Wyszłam i płakałam na przystanku. Gdybym wiedziała, jak może mi pomóc nie szłabym do niej. Ale pamiętaj, że to były inne czasy. Psycholog, psychiatra - temat niemal tabu a dane się brało z książki telefonicznej. W sumie nie było jak sprawdzić, kto jest fachowcem, a kto "ćwiczy na żywym organizmie". Długa droga, bardzo długa mnie skierowała do mojej Psychiatry, gdy byłam już praktycznie wrakiem, w szponach nałogu benzodiazepinowego, którymi to (i innymi, też mocnymi) faszerowali mnie poprzedni psychiatrzy + po kilka piw dziennie w knajpie, tak w kółko. Bez tabletki nie mogłam wyjść z pokoju! Delirka. Przepisała mi odpowiednie leki antydepresyjne (które później, w zależności od samopoczucia, zmieniałyśmy), zmieniła tamte świństwa na inne benzo i określała dokładnie dawkę, którą mam brać aż któregoś dnia nie skapnęłam się, że pojechałam do miasta bez niczego. Opętała mnie mania jeżdżenia po hipermarketach, nie bałam się, uśmiechałam, piwo - owszem, ale w granicach rozsądku. Poszłam na długi kurs, poznałam ludzi. Później znów się zaczęło, lęki zaczęły delikatnie powracać, ja na własną rękę rozglądać za "tabletkami szczęścia". Bo od tego można być czystym jakiś czas. Miesiąc, rok, pół życia. Ale to jak każdy inny narkotyk czy alkohol. Ciągnie doń jak cholera na pewnym etapie - tu przestrzegam, gdyby Ci chcieli dawać jakieś g*wno - uciekaj. Doradzam Ci wizytę u psychologa. Poszukaj w necie, posprawdzaj wiadomości o każdym na ile się da.
×