Poznałem kumpelę ponad rok temu, kiedy trafiłem do liceum. Nie zwracałem wcześniej na nią uwagi.
Od sierpnia poznaliśmy się lepiej, wtedy coś zaczęło we mnie kiełkować. Po moich dotychczasowych nieciekawych przejściach boję się otwarcie pokazać to, co czuję.
Widujemy się codziennie (zwykle na "cześć-cześć", bo wiadomo, biega się się od sali do sali, zero spokoju), wracamy do domów częściowo tą samą trasą max 2 razy w tygodniu, więc zawsze mam czas spokojnie z nią porozmawiać- cały czas rozmawialiśmy na pułapie koleżeńskim, tłamszę to w sobie od 3,5 miesięcy, nieraz czułem przez to, że zaraz eksploduję, "pomagałem" sobie alkoholem, myślę o niej codziennie, chciałem to z siebie nieraz wypłakać, ale chyba zapomniałem jak to się robi- czuję się jak c*pa. Nie mam komu wyżalić.
Z czasem atmosfera robiła się coraz luźniejsza, ale ciągle byłem ostrożny ze słowami, bałem się, że ją spłoszę.
Teraz, gdy uznałem, że nawzajem wybadaliśmy się na tyle dobrze, że mogę zacząć odsłaniać karty, (na prawdę jesteśmy do siebie bardzo podobni- te same gusta, zapatrywania na sprawy religii, spojrzenie na życie, ogólnie wychowywaliśmy się w podobnych środowiskach) aż usiadłem gdy dostałem pewną informację: zaczęła jakieś 2 tyg. temu chodzić ze swoim (prawie) sąsiadem, a moim kolegą -gość w porządku, ale nie dla niej, boje się, że ją zmarnuje, gdy się znudzi- rzuci. Pomijam fakt, że sam czuję, że nie mogę się bez niej obejść. Nie poznałem nigdy wcześniej kogoś tak wyjątkowego jak ona i boję się, że nie poznam (to paraliżuje mnie najbardziej).
Winy upatruję u siebie, bo działałem co prawda skutecznie, ale w wooolnym tempie. Rozleniwił mnie fakt, że długo była sama i myślałem, że to będzie trwać wiecznie, choć teraz pewnie zrobiłbym to samo, bo nie chciałbym jej spłoszyć.
Jestem podłamany, bo nie dość, że w komfortowej sytuacji obchodziłem się z nią jak z gorącym ziemniakiem, tak teraz gdy jest zajęta jest jeszcze gorzej. Chodzę podminowany, nie mogę spać, skupić się, dostaję szajby. Jestem ogólnie sam jak palec ze swoimi problemami i mimo, że w życiu rodzinnym wiedzie mi się bardzo dobrze (chociaż tyle), to na co dzień czuję się kopany w dupę. Sam fakt, że żalę się na forum chyba o czymś świadczy.
Muszę walczyć, bo nie mogę przestać o niej myśleć, dla mnie jest absolutnym unikatem.
P.S. Sorry za taki referat, pewnie i tak nikt nie przeczyta