Skocz do zawartości
Nerwica.com

siaka90

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez siaka90

  1. Hm, zastanawiają mnie te omega3. Jeśli naprawdę tak pomagają, to dlaczego tak mało o nich słychać? Trzeba zrobić kampanię reklamową a'la "give me some fish, give me, give me some fish" :) W najbliższym czasie chyba sięgnę po tabletki. Tran w naturalnej, "lejącej" postaci jakoś mnie obrzydza. Ale jeśli ma pomóc, to spróbuję wszystkiego.
  2. Ad. Victorek Ja miewam podobnie- wieczorami, kiedy jest już ciemno i idę ulicą, a świecą latarnie to moje uczucie odrealnienia staje się jakby... bardziej odczuwalne. Najgorsze jest takie przyćmione światło. Wtedy wpadam w inny wymiar. P.S. Miałam robione ze względu na to i na moje napady drgawek, badania pod kątem padaczki i wyszły negatywnie. Pozdrawiam.
  3. Witam. Piszę na tym forum pierwszy raz, więc jak coś sknocę to przepraszam. Od około 4 tygodni mam jak wy to piszecie "matrixa". Po dwóch tygodniach męczenia się, dołujących myśli i rozdrażnienia, a zarazem ciągłego płaczu (w autobusie, w tramwaju, na wykładach, w środku nocy...) i poczucia że chyba zaraz zwariuję (albo co gorsza- że umrę) wybrałam się do psychiatry- ale o tym za chwilę. Od kilku dni miewałam także napady drgawkowe nóg, które nasilały się, a w dodatku strasznie schudłam. Kiedy poszłam do mojego lekarza i powiedziałam mu, że "czuję się jakby mnie nie było albo jakbym grała w filmie" + że występują u mnie te drgawki, to powiedział mi że prawdopodobnie mam stan zamroczenia przedpadaczkowego i mam się wybrać do poradni neurologicznej. Tego samego dnia czułam się jeszcze gorzej- jakby świat się na mnie zawalał- ja i padaczka?! Atak drgawek wieczorem był bardzo silny, traciłam świadomość i hiperwentylowałam się. Współlokatorki wezwały karetkę. Panowie z karetki po zbadaniu mnie dali mi zastrzyk, a na karcie wypisali- "złe samopoczucie". Nawymyślali mi też że źle się odżywiam i jestem strasznie chuda. Następnego dnia koleżanka wzięła mnie na ostry dyżur neurologiczny do szpitala. W szpitalu zrobiono mi TK głowy i inne badania. Jedyną nieprawidłowością był niedobór w mojej krwi potasu, więc dostałam kroplówkę. Lekarka na karcie w moich objawach napisała: "uczucie odrealnienia"- wtedy dopiero poznałam to słowo. I wiecie co? Ucieszyłam się, że jest coś takiego, a nie że ja sobie takie coś wymyśliłam po prostu. Do psychiatry nie dość że się spóźniłam (korki) to jeszcze mu się pobeczałam jak dziecko. Dostałam lek- Symfaxin, i stosuję go do dziś. Na złe samopoczucie pomógł, ale "odrealnienie" nie przechodzi. Moje objawy: uczucie jakbym grała w jakimś filmie, wszystko jest takie nierzeczywiste, jakbym była w jakimś śnie. Słucham ale nie zawsze rozumiem co się do mnie mówi. Strasznie szumi mi w uszach- najbardziej to odczuwam kiedy jest cicho. Jestem ciągle jakaś zamyślona, jakby w innym świecie. Najgorsze są chwile kiedy uzmysławiam sobie że tak się czuje- rodzi się we mnie jakiś straszny lęk którego nie umiem pokonać, płaczę, jestem rozdrażniona, czuję bezsens życia, nie wiem czy moja ręka jest moja, czuję się tak strasznie bylejak. Trudno mi się na czymkolwiek skupić, wziąć się za siebie. Czasami odczuwam silny jadłowstręt, ale z tym jest coraz lepiej. I tak jak ktoś z was już pisał- mam odczucie że czas pędzi jak z bicza strzelił. I wszystko przepływa przez palce. Wcześniej często jak niektórzy z was zadawałam sobie pytanie- dlaczego akurat ja żyję? I inne z tej beczki. Aha i najgorzej jest jak muszę iść po brukowanej lub kostkowanej ulicy. wtedy "odrealnienie" jest nie do zniesienia. Jak sobie radzić? Ja staram się wyłączyć myślenie. Daje sobie "cele dnia", żeby skupić się na czymś co pochłania myśli. Na początku były małe- np. przepisać notatki z wykładu na czysto, ugotować obiad koleżankom. Potem krok za krokiem coraz bardziej wymagające. Przeczytałam na forum, że podobno pomaga ruch. Kiedyś dużo pływałam, więc dzisiaj zmobilizowałam się i poszłam na basen. Bardzo mnie to ucieszyło i pomogło- ale na chwilę. Podobno liczy się też dobra dieta- staram się jeść dużo i zdrowo. Nie wypróbowałam jeszcze zielonej herbaty o której pisaliście, ale muszę to sprawdzić. Najbardziej pomaga mi rozmowa z kimś o silnych nerwach, kto powie mi że za bardzo się wszystkim przejmuję, że mam "lajtowo" podchodzić do wszystkiego, nie angażować się w stresujące sytuacje. Że z wszystkim da się poradzić i liczy się podejście. Sen pomaga, ale to jeszcze gorsza ucieczka od realnego życia. Pomagają mi też cele i nadzieje na przyszłość które wypisuję sobie na dużej kartce, na którą zawsze mogę spojrzeć. To mnie jakoś tam mobilizuje do walki z samą sobą. Zamierzam zapisać się na psychoterapię. Mamy jedno życie- nie chcę go całego przepłakać. Będę próbować aż się uda. Czy macie dla mnie jeszcze jakieś wskazówki? Czego unikać przy DD w szczególności? P.S. Wybaczcie że tak długo, ale chciałamm nakreślić moją sytuację. Jeśli ta notka tu nie pasuje- proszę o usunięcie. (Moja główna cecha- wszystkim zawsze się strasznie przejmuję). [Dodane po edycji:] Zapomniałam dopisać, że od 4 tygodni mam "matrixa" ciągle- non stop, a miewam go od kiedy tylko pamiętam. Ale zwykle bywał kilka godzin i znikał. Czasami nie pojawiał się przez długi czas. A teraz jak przyszedł, tak do teraz sobie pójść nie chce...
×