Skocz do zawartości
Nerwica.com

CocoRosie

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia CocoRosie

  1. Dziękuje Ci bardzo za odpowiedź. Myśli samobójczych nie mam teraz, tu chodzi raczej o obsesje śmierci. Nie mogę przestać o tym myśleć, ciągle prześladuje mnie myśl, że w każdej chwili mogę umrzeć i popadam w paranoję z tego powodu. Dzwoniłam dzisiaj do psychiatry publicznego, najbliższy termin - koniec czerwca. Eh. Zapisałam się na jutro do prywatnego. Mam nadzieje, że się nie rozmyślę... okropnie się boję.
  2. Witam, mam 23 lata. Problemy ze sobą nie są mi obce, najgorzej było w III klasie liceum i rok po skończeniu. Nie potrafiłam się zmusić by chodzić do szkoły, odczuwałam ogromny lęk przed tym, że miałabym z kimś rozmawiać, lęk przed niesprostaniem oczekiwaniom, wegetowałam w domu, robiłam wszystko byle tylko zostać sama, a jednocześnie to, że byłam sama pogarszało jeszcze ten stan. Do tego dochodziły zaburzenia odżywania, objadanie kompulsywne z okresami bulimicznymi, myśli samobójcze, autoagresja. I ogromna nienawiść do siebie. Mimo, że zawsze byłam b. dobrą uczennicą ledwo co skończyłam liceum i zdałam maturę. Nie poszłam na studia, co jeszcze bardziej pogorszyło mój stan. Rok później poszłam na studia, kilka miesięcy później poznałam mojego ówczesnego chłopaka, cudowną osobę bez której nie wyobrażam sobie mojego życia. I na jakiś czas, może rok świat był cudowny, zniknęły lęki, nie myślałam o tym. Teraz wiem, że to było zepchnięcie problemów, one były, tylko uciszone. Później niektóre rzeczy zaczęły wracać. Coraz bardziej się nasilały. Moje największe problemy to nienawiść do siebie samej, nie akceptuje siebie pod każdym względem, nienawidzę w sobie każdej cechy fizycznej, nienawidzę swojego charakteru, tego jaka jestem. Nie potrafię znaleźć ani jednej pozytywnej rzeczy. Gdzieś tam odzywają się echa zaburzeń odżywiania, jednak ataki kompulsywnego objadania się i bulimiczne raczej nie występują. Odczuwam lęk przed najprostszymi sprawami. Praca magisterska jest dla mnie koszmarem, za każdym razem gdy muszę zacząć coś pisać, czytać w związku z tym dopadają mnie takie ataki lękowe, histerie, że po czymś takim mam wrażenie, że autentycznie zwariuje. Są tez inne powody tych lęków, jednak ten chyba jest najistotniejszy. Podczas ataku czuje kołatanie i mocne kłucie w sercu, napady gorąca, mocne bóle głowy i zawroty, dławię się i duszę od kaszlu, płaczu, jestem jak w amoku, jestem też agresywna, zdarza mi się, że wyżywam się psychicznie na moim partnerze. Błagam go o to by mnie zapewnił, że wszystko będzie dobrze, krzyczę, jęczę, błagam, chwytam się każdej możliwej obietnicy, zmuszam by mnie zapewniał o tym. W ciągu dnia jestem bardzo zmęczona, senna, nie mam sił do niczego. Czasem dzień wygląda jak sinusoida (szczególnie przez ostatnie 3 tygodnie), wegetacja, pobudzenie, atak i kłótnie, wegetacja. Kończąc atak i kłótnie, uspokajam się przez kilka godzin, mój partner mnie bardzo wspiera, cały czas jest ze mną, jest dobrze, atak wydaje mi się taki odległy... Tylko po to żeby chwilę później wywołane jakimś impulsem stało się znowu to samo. Nie potrafię sprostać oczekiwaniom innych, panicznie się tego boję, nie potrafię sobie poradzić z ewentualną porażką i odrzuceniem. Każda najmniejsza rzecz jest dla mnie wyzwaniem nie do przejścia. Na uczelni co do przedmiotów idzie mi dobrze, nawet bardzo dobrze, co jest okupione wieloma godzinami nauki, histerii i płaczu, lęku przed tym, że mi się nie uda, potrafię uczyć się 16-18 godzin na dobę w czasie sesji, moja koncentracja i uwaga cały czas jest na tak niskim poziomie, że nie potrafię inaczej. Coś co komuś innemu zajmuje 4h mi zajmuje 10h, ale odczuwam tak paniczny lęk przed porażką, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Cały czas czuję, że marnotrawię czas i życie, ciągle mam wyrzuty sumienia z tego powodu, cały czas odczuwam poczucie beznadziejności. Czuje się gorsza pod każdym względem od każdej osoby, KAŻDEJ. Każdy jest lepszy, we wszystkim. Nie ma we mnie nic wartościowego, czuję się nikim. Coraz bardziej się zamykam w sobie, rzadziej wychodzę, unikam ludzi, boję się, że nie sprostam ich oczekiwaniom pod każdym względem i towarzyskim i pod względem inteligencji i każdym innym. A ja nie mam już siły im tego udowadniać, nie mam siły się starać. Mam wrażenie, że całe moje życie zbliża się tylko ku śmierci, myślę o niej codzienne, boję się jej, wiem, że mogę umrzeć w każdej chwili, nie potrafię sobie poradzić z tym lękiem, czuje, że umrę szybko i nic w związku z tym nie ma dla mnie sensu. Czuje się coraz bardziej przygnębiona, wraca autoagresja, wszystko narasta. Niszczę swój związek, wywołuje w moim partnerze problemy, których nigdy nie miał. Niszczę wszystko. Mój partner błaga mnie bym zgłosiła się po pomoc. Zbieram się do tego od dłuższego czasu. Jednak po ostatnich 3 tygodniach, które były koszmarem, jestem wyczerpana atakami i nienawiścią do siebie samej. Bardzo boję się odrzucenia, zbagatelizowania moich problemów, wyśmiania, niezrozumienia. Wiem, że jeśli trafię na takiego lekarza, więcej nie skorzystam z pomocy. Nie wiem też do kogo się zgłosić, psychiatra, psycholog, psychoterapeuta? Nie chce by moje życie tak wyglądało, nie chce niszczyć siebie, mojego partnera i naszego związku. Proszę o pomoc.
×