Witam! Mam problem ze swoim narzeczonym "leczy" sie on psychiatrycznie dlatego pisze w cudzysłowie bo jego wizyty polegają na wypisaniu tylko recepty (teraz bodajże bierze sympramol) ... twierdzi ze jemu lekarz nic nie pomoże.. Z tego co wiem ma nerwice lękową, problem polega na tym iż stal sie bardzo agresywny. Jesteśmy razem parę lat od ponad roku jest coraz gorzej na początku to były tylko kłótnie jak w każdym związku sie zdążają ale teraz to co sie dzieje jest nie do wytrzymania. Za wszystko co sie stanie obwinia mnie (a są to drobnostki) jeżeli coś mu nie wyjdzie to ja jestem temu winna i wyładowuje sie na mnie niestety na kłótniach sie nie skończyło parę razy zdążyło sie ze mnie uderzył, chodziłam posiniaczona, pluł mnie poniżał, nie ma dnia żebyśmy sie nie kłócili nie jeden raz starałam sie mu ustępować przepraszałam go za wszystko żeby był tylko spokojny ale nie zawsze dałam rade to znieść i tez wybuchałam na niego a on mnie obwiniał ze go pogrążam w chorobie kłócąc sie. Jakis czas temu mieliśmy parę poważnych kłótni z mojego powodu teraz mi to cały czas wypomina ze mu nerwy zszarpałam i gdyby nie to lepiej by sie czuł ale gdyby nie to jaki jest nie było by takich nerwów ale on tego nie rozumie. W ogóle nie obchodzę go ja, co czuje, ze tez mi jest ciężko... patrzy tylko na siebie i twierdzi ze wszyscy maja go gdzieś i nikt go nie rozumie . Ma fobie na punkcie swoich oczu, i swoich rzeczy. Przejmuje sie drobnostkami , zdarza sie ze nic sie nie stania a on cos sobie wymyśli albo przypomni i wpada w szal. Potrafi miec do mnie pretensje o to ze mu herbaty nie zrobilam bo bylam zmeczona. Wspomne jeszcze ze mial trudne i nerwowe dzieciństwo wychowywała go babcia na nerwice leczył sie juz zanim sie poznalismy. Nie wiem juz co mam robic boje sie ze to moze sie w końcu źle skończyć. Co mam dalej robic poradzcie ;(