Skocz do zawartości
Nerwica.com

moje ja

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez moje ja

  1. Ludzie, jestem wzruszona, cieszę się, że chciało Wam się czytać te bzdury i mi odpisaliście... :) No bo problem jest taki, że teraz jest gorzej, od dwóch tygodni nie byłam na uczelni, koleżanki to się pytają, czy ja zrezygnowałam już ze studiów! Naprawdę się cieszę, że zdecydowałam się napisać na tym forum, na pewno wiecie, że gadanie o swoim samopoczuciu "normalnym" ludziom to jak grochem o ścianę... Ze mną to jest też tak, że widać, że jakaś "psychiczna" jestem - bo ileż można za przeproszeniem wpieprzać wciąż te same ohydne cukierki (takie małe mentosy w czarnym opakowaniu, może ktoś zna ;P) i - jak to nazywa moja rodzina - "się amolować" (od Amola)... Ale nikt tak na dobrą sprawę nie wie, że mam jakiś problem. A ludziom wciskam kit, że idę do lekarza, że mnie boli gardło, a tak na serio to wciąż i wciąż źle się czuję i tkwię w takim samonapędzającym się kole - boję się chorób - źle się czuję itp... Speer, sebastian86 dziękuję za słowa otuchy :)
  2. Witam :) Pierwszy raz zdecydowałam się napisać na forum ^^' Zacznę od tego, że mam 20 lat i z pozoru wszystko wygląda OK - matura zdana, pierwszy rok na studiach przeleciał w porządku... Nikt nie wie, jak jest ze mną naprawdę. Tylko rodzina, ale oni zaczynają mnie mieć coraz bardziej dosyć. Mam nadzieję, że ktoś mi odpisze, podzieli się ze mną swoim doswiadczeniem, bo ja nie wiem już, co robić, gdzie szukać pomocy. Dziś na fali rozpaczy zadzwoniłam do lekarza zapisać się do psychologa (jakoś nie jestem przekonana do psychiatry, a to dlatego, że boję się przyjmować leki), ale pierwszy wolny termin jest dopiero w grudniu. A ja już ledwo się trzymam w ryzach. Ja zawsze byłam dzieckiem strasznie wrażliwym, nerwowym, bolał mnie brzuch, często wolałam bawić się sama niż ganiać po podwórku. moi rodzice się tym martwili, ale poszłam do szkoły i było wszystko w normie. Od gimnazjum zaczęła się jazda bez trzymanki. Przede wszystkim zaczęły się "te zmiany". I cały mój swiat wywrócił się do góry nogami. Nigdy dotąd nie robiło mi się słabo. A od gimnazjum (będzie wkrótce 8 lat) - to moja codzienność. Chodziłam wtedy do psychologa, nawet pomógł. Dalej robiło mi się słabo, niedobrze, itp., ale nie pamiętam jakiś szczególnych traumatycznych zdarzeń. W liceum, kiedy już się przyzwyczaiłam do nowych warunków, itp. myślałam, że wreszcie wszystko się odmieni. No i odmieniło się. Na gorsze. W maju 2006r. umarł mój dziadek.To było pierwsze takiego typu zdarzenia, które dotknęło moją najbliższą rodzinę. Jak pomyślę, w jakiej ja byłam wtedy kondycji psychicznej... (do pogrzebu dziadka mieszkałam u babci, ja jedna). Potem zaczęły dziać się cuda. Słabości, mdłości, jakieś zgagi - to wszystko było na porządku dziennym (ach, no i gumy miętowe, które żrałam bez opamiętania, bo miałam złudne uczucie, że mi pomagają). Ale wtedy nie było dnia, w któym nie czułabym się źle. Najpierw rodzice przymykali na to oko, bo wszyscy byliśmy głęboko dotknięci, ale potem stało się jasne, że ja nie umiem już normalnie funkcjonować. A teraz najlepsze - od tamtego czasu jestem "fanką Amola" - tak, tej ziołowej mieszanki, ze względu na ostry zapach i smak. Chusteczki do nosa muszą być skropione Amolem, żebym w razie złego samopoczucia mogła "dojść do siebie". Ja go nawet piję - bez niczego! Może bez przesady, ale przytykam język, tak by czuć w ustach ten ostry miętowy smak. Masakra. Druga klasa LO to koszmar. A jeszcze zaczęły się ponowne wizyty u psychologa i temat pierwszej pomocy na PO. Nie umiałam tego wysiedzieć. Wiele razy chodziłam do lekarza, ale albo mnie zbywał, albo traktował w taki sposób, że się poważnie wystraszyłam. Takie badania jak EKG, cukier, morfologia krwi itp. mam zrobione, wszystko w normie. Gastrolog mówi o gastroskopii (na samą myśl mi niedobrze) - nie zgadzam się. Psycholog mi wtedy pomógł o tyle, że trzecia klasa była już w miarę w porządku, ale i tak nie mam z liceum tylu pieknych wspomnień, co większość... A już na pewno nie mogę się poszczycić bujnym życiem towarzyskim... To bolało, jak każdy opowiadał, na jakiej to nie był imprezie, z kim się nie widywał, co to on nie zwiedził, a ja mogłam się poszczycić siedzeniem w domu i cierpieniem. Zdałam maturę i dostałam się na pedagogikę - zawsze chciałam zajmować się dziećmi. Równolegle urodziła się nam mi śliczna kuzynka (Kinder-niespodzianka ;D), a moja babcia zachorowała. Pierwszy semestr studiów wspominam naprawdę przyjemnie, mimo strachu itp. Myślę, że też świadomość, żę jak mi się nie spodoba, to nie mam obowiązku tego ciągnąć oraz fakt, że jestem jeszcze anonimowa, nikt mnie nie zna i nie zna moich dziwactw mi w tym pomógł. Moja schorowana babcia, która z taką dumą patrzymała na mnie jako studentkę, umarła w grudniu, rok temu. To też był cios, niesamowity. Od tego czasu moje samopoczucie uległo znacznemu pogorszeniu. Nigdy nie miałam uciążliwych bóli głowy, a od tamtego czasu zdarzało się, że bolałą non stop - promieniował ten ból od karku i robił taką jakby obręcz dookołą głowy. Ja zauważyłam także nierówne źrenice, i to już była panika jakiej świat nie widział. (no ale zdecydowałam się na neurologa, zapisał mnie na tomografię głowy i jak przeczytałam działania niepożadane to po prostu stamtąd uciekłam. tydzień temu miałam taki czas, że te nierówne źrenice jakby się o sobie zapomniały tzn. zazwyczaj nierówne były wieczorem i chodzi o to, że były dalej okrągłe, ale jakby przesunięte do góry (i przesunięta była tylko jedna źrenica). No a mdłości, słabości, jakieś różne tego typu dziwne uczucia, któe napawają mnie lękiem, jakieśu porczywe myśli... Nie umiem się od nich uwolnić jest coraz gorzej. Nie jestem w stanie dojechać na uczelnię, siedzieć w spokoju i skupieniu przez te półtorej godziny, normalnie jeść (tak czy siak jestem drobna i chuda), czuję, że każdy na mnie patrzy i dziwi się temu, że tak się dziwnie zachowuję, że pożeram te niedobre, ale mocno miętowe cukierki i wciąż przytykam do nosa te chusteczki... Rodzice już nie darzą mnie taką czułością, już jestem dorosła i szczerze mówiąc - chyba nie tego się spodziewali po swej jedynej córce... Zawodzę wszystkich i jestem do niczego. Nie wiem, co robić! Czuję się taka samotna, ale wiem, że to moja wina, bo jak mogę być z kimś blisko, skoro jestem taka dziwna, taka CHORA!? Mogłabym w tym duchu przemawiać jeszcze długo, ale i tak podziwiam osobę, która to przeczyta... Z góry dziekuję i pozdrawiam:)
×