Skocz do zawartości
Nerwica.com

myrna22

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez myrna22

  1. Opiszę mój problem najkrócej jak się da. Poznaliśmy się pięć lat temu, przypadkowym sms-em. Od słowa, do słowa rozwinęła się znajomość, przyjaźń, miłośc? O ile miłością można nazwać znajomość tylko i wyłącznie telefoniczną, po 4 tysiące smsów miesięcznie, godziny rozmów. Nie mieliśmy okazji się spotkać-on żonaty, nieszczęśliwy, ale próbujący ratować małżenstwo ze wzgledu na dzieci. Mimo wszystko nieszczęśliwy w nim, szuający kogoś bliskiego , bratniej duszy... Byłam nią cztery lata. Pomagaliśmy sobie nawzajem, wspieraliśmy. Żadne z nas nie ingerowało w życie drugiego. On honorowy, do końca starał się być lojalny wobec rodziny, raz tylko powiedział, ze mnie kocha. Później obydwoje wiedzieliśmy, ze możemy sobie zaoferować tylko przyjaźń. Szczera, bezgraniczną... Rafał był człowiekiem o tak dobrym sercu, ze nigdy z jego ust nie padło złe słowo na żonę, mimo, iż wiedziałam od wspólnych znajomych jakie robi mu awantury w domu. On czasem tylko załamany, smutny pisał- przytul mnie... tak poprostu... Zdesperowana próbowałam wyciągnąć od niego co do mnie czuje, w końcu dwa lata temu doszłam do wniosku, ze nie zależy mu na mnie, bo nie chce mi tego powiedzieć. Poznałam kogoś, kto okazał się draniem jakich mało. Notabene też Rafał. Zraniłam \"mojego\" Rafała, zaszłam w ciąze- było to chciane dziecko i planowane. Chciałam,żeby mnie zostawił, znienawidział. Zaczęłam układać życie z draniem. A \"mój\" Rafał cierpiał,ale życzył mi szczęścia, chciał odsunac się na bok, ale wtedy wydarzyło się coś... Drań wiódł podwójne życie. Zostawił mnie w 4 miesiacu ciąży z obelgami na ustach, bez pieniędzy, bez pomocy,kiedy wszystko wyszło na jaw. Mój Rafał byl przy mnie w każdej chwili... wspierał jak potrafił. Był na każde moje \"jesteś skarbie?\"... Był przez całą ciążę, przy porodzie i... kiedy okazało sie,, ze synek ma mukowiscydozę płakał jak bóbr... Jakby to było jego dziecko. Ale zawsze powtarzał,że Jaś jest mu tak bliski jak jego własne dzieci. Choroba synka przybiła mnie tak, ze nie mogłam się pozbierać. Starał się i pomagać, mówił, ze jestem dla niego najważniejszą osobą, zawsze mi powtarzał,że beze mnie umrze jego cały świat... Nie wierzyłam, bo nie chciał mi powiedzieć, ze mnie kocha... Jaka byłam głupia! Tyle co on dla mnie zrobił...W kwietniu kolejny cios- zmarł mój ukochany tato.. I jak zawsze mogłam liczyć na najbliższą mi osobę... ale wydarzenia ostatniego roku doprowadziły mnie do stanu silnej depresji. Zaczełam terapię, ale co jakiś czas robiłam mojemu przyjacielowi awantury, widziałam wszystko co złe w jego zachowaniu... Sam mi kiedyś powiedział- \"we wszystkim co robię, nie potrafisz dostrzec mojego uczucia skarbie, a w niewielkich potknięciach widzisz samo zło...\" Mam chore serce, nie chciałam się leczyć, nie widziałam sensu żeby żyć dalej... Próbował mnie motywować, nie poddawał się, aż sam przypłacił to załamaniem nerwowym. Każde moje załamanie odbijało się na nim ogromnym przygnębieniem, ale nie chciał mnie martwić i nie pokazywał tego po sobie. Aż ostatniego nie wytrzymał... napisał mi, ze już nie ma sił. Że mam go zostawić... Odszedł,nie odbiera telefonu, nie kasuje smsów, żeby nie dochodziły następne, chyba nie czyta mejli... Boję się,że straciałm najbliższą mi osobę, na którą mogłam liczyć, a teraz nie wiem czy będę potrafiła go odzyskać... Jest zupełnie załamany, rozmawiałam z jego siostrą i kolegą z pracy. Bali się nawet,że coś sobie zrobi... Teraz widzę co narobiła moja depresja... i dała bym wszystko,żeby cofnąć czas i zeby był przy mnie jak dawniej... Ślepa byłam zupełnie, nie widząc jego uczuć... Co robić? Nic mnie nie cieszy... nie daję rady zajmować się synkiem,czasem tylko jego uśmiech mnie zmobilizuje...
×