Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jaskółeczka

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Jaskółeczka

  1. Dokładnie, masz rację. Mój związek jeszcze jest trochę jakby... niezbyt dorosły, bo on sam mi powiedział, że jest jeszcze trochę niedojrzały, a i ja czuję, że taka znowu dojrzała nie jestem. Więc uczymy się być w związku, czyli kłótnie też bywają oczywiście... ale myślę, że z każdym dniem, każdym miesiącem, uczymy się coraz więcej o sobie i o tym, jak należy postępoiwać ;] 1 lutego będzie 10 miesięcy:) Ja właśnie odkryłam, że w tym związku to ja jestem silniejsza psychicznie, więc nie mogę na razie oczekiwać, że chłopak zajmie się moimi problemami, skoro swój przytłacza mu życie. I wiem też, że on nie potrzebuje, bym była przy nim ciągle, ale mam zamiar być po prostu wtedy, gdy on tego potrzebuje. A sama tez powinnam chyba zająć się swoimi pasjami, swoim życiem... nie warto mu ciągle przypominać jaki on jest biedny, chory, itd. Założę się, że on też chciałby oderwać się na chwilę od problemów, zgadzacie się? Myślę, że powinnaś z nim zostać i wspierać go, ale nie na siłę... zajmij się też w międzyczasie swoimi pasjami czy znajomymi, których dawno nie odwiedzałaś... żeby jednocześnie mieć też swoje życie, ale nie opuszczać chłopaka... ja jak byłam ciągle przy nim, to on się denerwował i mówił, że potrzebuje być sam...a mną targały emocje. Więc najlepiej znaleźć jakiś złoty środek. Pozdrawiam:)
  2. Przepraszam, że nie odpisywałam, ale nie miałam dostępu do internetu przez jakiś czas:) Ostatnia wypowiedź bardzo mnie wzruszyła... podziwiam Cię, Pain, że tak wierzysz w miłość. Dzięki Tobie zrozumiałam, że i ja zbytnio wątpię w mojego chłopaka, zamiast go wspierać i być przy nim. On jest bardzo wrażliwy, nadal ma depresję, choć momentami, gdy udaje mi się być przy nim (nie jesteśmy za często razem, bo naprawdę daleko od siebie mieszkamy) wydaje się, że nieco się rozchmurza. Wiem, że pod tą skorupą kryje się mój kochany. I wiem, że za te parę, może parenaście miesięcy, wszystko zacznie odżywać... kiedy pozbędzie się problemu, będzie mu o wiele lżej. A ja zamierzam byc wytrwała, coś takiego jak opuszczenie go nie wchodzi w grę. Bez niego czuję się jak bez serca. Jestem przy nim, ale nie narzucam mu się... panuję też bardziej nad swoimi uczuciami, bo łatwo jest mnie wyprowadzić z równowagi. Partnerom w podobnej sytuacji mogę życzyć tylko odwagi i wytrwałości, bo to klucz do celu:) Co racja, to racja, o miłość trzeba walczyć... nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ja znalazłam swoją i wiem, że warto ;]
  3. Robiłam już to i nie jeden raz... bo po prostu sama powoli nie wytrzymywałam psychicznie. Mówiłam mu, że może lepiej jak znajdzie sobie dziewczynę, która lepiej będzie go wspierała i że nie odpowiada mi to jak mnie teraz traktuje... i że cierpię, a on załamywał się coraz bardziej... mówił, że nie chce ze mną zrywać ale jednocześnie nie chce mi pozwalać cierpieć :| I wtedy miękłam i jakaś nadzieja znowu się we mnie budziła... wczoraj porozmawiałam z nim szczerze, mówił, żebym dała mu szansę i że postara się choć trochę dla mnie zmierzyć się z tym. I od wczoraj jest normalnie do rany przyłóż... ale wydaje mi się, że za niedługo znowu będzie to samo Jednego jestem pewna: on mnie Kocha, nie chce ode mnie odejść... tylko albo ta depresja tak go zmieniła, albo po prostu po paru miesiącach poznałam trochę jego zimnego charakteru. I sama nie wiem tak naprawdę, jaki on jest... bo czasem rzeczywiście jak się postara to jest normalnie jak jakiś typ z telenoweli a czasem taki wredny, oschły brutal.
  4. Tzn miał ją przez cały czas, ale kiedy zaczął ze mną chodzić to jakby miłość wysunęła się na 1 plan i nabrał ochoty do życia... ale za to po jakichś 3-4 miesiącach związku nasiliła mu się, bo założono mu aparat na zęby, twarz mu się trochę pogorszyła i dowiedział się, że jeszcze musi trochę poczekać. Nie bierze żadnych leków, nie leczy się w ogóle... on po prostu uważa, że po operacji jego depresja sama minie. Pytanie tylko, czy zacznie po niej być taki romantyczny i czuły jak dawniej... czy po prostu okaże się, że jego zachowanie nie tyczyło się jego choroby, tylko przemijania naszego związku Tet, rozmawiałam z nim... powiedział, żebym mu zaufała, że jego uczucia się nie zmieniły po prostu jest chory. Tylko (wybaczcie mi, ale nie rozumiem za bardzo tego) właśnie dziwi mnie jedna rzecz... jak się jest załamanym, pragnie się chyba wsparcia od drugiej osoby... ja mu się nie narzucam, jestem, kiedy tego chce... ale on mówi po prostu, że chce być sam i nie ma ochoty na miłość. Ja w sytuacji załamania jednak chciałabym, żeby mnie ktoś wspierał... :| Zastanawiam się, czy warto czekać... wcześniej czekałam na niego 9 miesięcy, bo miał doła i nie chciał mieć dziewczyny, a jednak zakochał się we mnie... i jesczze jedna rzecz wprawia mnie w zakłopotanie. Jak mówię coś, że mi źle w związku itp to mówi, że spodziewał sie tego, dlatego teraz nie planował szukać dziewczyny, bo wiedział, że może przez niego cierpieć... i to mi jakby daje większą siłę do wytrwania z nim, bo wiem, że cierpi... Jestem po prostu rozbita.
  5. Właśnie w tym problem, że on czasem wyżywa się na mnie, a czasem jest zimnym głazem. Nic do niego nie dociera, mogę płakać, błagać i nic. Do lekarza nie pójdzie, bo uważa, że to ja robię coś nie tak. Czasem przypomina mojego dawnego, cudownego chłopaka, ale wystarczy, że spojrzy w lustro i koniec. Naprawdę nie chciałabym zrywać, tylko go wspierać... ale ja sama też trochę tego potrzebuję, bo tak jak mówisz, nie jestem z betonu Kiedyś, jak płakałam, to on mnie przytulił i pocieszył.. teraz patrzy się jak jakiś nierozumiejący ludzkiego bólu zwierzak. I zastanawiam się tylko, czy może za każdym razem mówić, że to jego choroba... czy może jednak nasz związek się wypalił?
  6. Witam serdecznie wszystkich. Nie wiedziałam, gdzie umieścić ten temat, mam nadzieję, że tak jest dobrze. Od jakiegoś czasu dręczy mnie bardzo poważny problem. Mam chłopaka, z którym jestem ponad pół roku. Długo się o niego starałam, walczyłam i w końcu odważyłam się mu wyznać, co czuję i tak zostaliśmy parą. Na początku było przecudownie (tak, jak chyba w większości związków =o), mój kochany był dokładnie taki, jak wiele kobiet chciałoby, romantyczny, czuły, ale też silny, po prostu taki jaki myślałam, że jest. Dowiedziałam się też, że ma laterogenię - wada szczęki, która powoduje, że jedna z kości policzkowych źle rośnie (za długa) i asymetrię, co powoduje, że twarz jest jakby przekrzywiona w jedną stronę. Ma mieć na to operację za 10 miesięcy, wtedy jednak o tym nie wiedział. A że jest perfekcjonistą, to strasznie się tym przejmuje, zachowuje się, jakby miał raka. Na początku jak mówiłam było wspaniale, jednak z biegiem czasu chłopak stał się coraz bardziej chłodny, zamknięty w sobie, zaczął wytykać mi moje wady, miał totalnego doła, przestał być czuły i romantyczny itp. W końcu powiedział mi, że ma depresję i ta choroba tak go dobija, że odechciewa mu się żyć... i że jak będzie już zdrowy, to na pewno wróci do swojego wcześniejszego zachowania. A ja nie ukrywam, że mi cięzko - wyżywa się na mnie, usprawiedliwia chorobą, mówi czasem, że nie ma ochoty na miłość, jest wobec mnie chłodny i mówi, że wymyślam problemy... ostatnio się dowiedziałam, że nie podobam mu się w całości - choć to moja wina, bo sama się pytałam, czy mu coś we mnie nie pasuje. Dziś nawet całować się nie chciał - dał mi jednego "cmoka" tłumacząc, że ma doła i nie ma ochoty. Bardzo go kocham, nie chcę z nim zrywać... byłabym gotowa poczekać aż wyzdrowieje, ale co jeśli te jego zachowanie to nie przez chorobę tylko dlatego, że mu się znudziłam, że już mnie nie kocha tak jak to mówił wczesniej? Nie wiem, czy to mogłoby az tak wpłynąć na jego psychikę. A przy okazji rujnuje też i moją. Ale naprawdę chciałabym mu jakoś pomóc. Już nie wyrabiam normalnie.
×