maniek102 wątpie ze tu zagladniesz bo ostatni post jest z ponad połtora roku ale jesli byś był to z chęcia bym sie rozpisała.... mam bardzo podobny problem. Zakochałam sie w chłopaku , juz jakis czas temu.. kilka miesięcy,, jesteśmy oczywiscie para, z dnia na dzien coraz wspanialszym związkiem. planujemy wspolna przyszlosc mzoan powiedziec zawsze biegałam za chloapaka jeszcze poltra roku temu bylam zakochana po uszy w takim jednym glupim bardz ( juz wiem jaki byl ) chlopaku ale to przeszlosc. w kazdym badz razie zawsze temat chlopakow , głupot itp ;D . teraz jestem szcześliwa w moim związku, uwielbiam tego chlopaka. MAM NERWICE NATRĘCTW, i od jakieogs czasu bardzo mnie "prześladuje" myśl : "a moze ja powinna isc do zakonu ? mzoe ja sie mijam z powołaniem, mzoe małżensytwo , bycie rodzicem to nie to co zawsze chciałam? " rozsadza mi głowe od tego ! naprawde ! denerwuje sie złoszcze sie, teraz to nei wiem co myslec jak sie zachowywyac, KURDE. ja mojego chłopaka uwielbiam , uwielbiam z nim byc , rozmawiac , pomagamy sobie szanujemy sie , on wie ze mam NN wspiera mnie idzmey razme nawet na wizyte jedna, chwile erotyczne są wspaniałae . JEJKU boje sie ! ja nie chce byc zakonnica. ale jesli mam byc ? co ja mam robic. im jest fajniej tym te mysli bardziej mnie dołuja! KUrde mam dosć tego wszytskiego tej pieprzeonej nerwicy (mysli na tle religijnym) dołów, zesranego zycia,! tych przemyslen! tego dobierania do glowy wszytskiego! MAM DOSĆ.
p.s przepraszam ze nie pisalam zbyt poprawnie...