"Dlatego, że to nie choroba, tylko dolegliwość, którą odpowiednio leczona da się przezwycieżyć albo przynajmniej mocno zniwelować. Dlatego, że zdążysz jeszcze umrzeć. Nie martw się. Ale zanim to się stanie przeżyjesz wiele cudownych chwil, poczujesz smaki potraw, wiatr na twarzy, przeżyjesz coś co sprawi, że na pewno nie będziesz chciał umierać i będziesz dziękował za to, że żyjesz."
Hmmm.... w takim razie jedyny realny i ewentualnie możliwy sposob na leczenie moich dolegliwości jest farmaktorerapia czyli faszerowanie się psychotropami ;/. Które oczywiście mogą mi przysporzyć nowych cierpień, bo jak wiadomo mogą wystąpić różne skutki uboczne. Niekoniecznie zanim to się stanie nastanie wiele cudownych chwil ponieważ wszystko czego doświadczam przełożone jest najpierw przez gruby filtr nerwicy. W dodatku czuje, że nim dłużej żyje tym bardziej uwłaszczam swoją godność bo moje życie to rownia pochyła (od kilku lat z dnia prawie z dnia na dzień jest coraz gorzej) i to nie tylko pod względem psychicznym. W dodatku strasznie kłócę się z rodzicami a jestem zmuszony z nimi mieszkać.
Też wiele razy zastanawiałem się czy mnie pan Bóg za to nie potępi ale powoli coraz bardziej staję się osobą niewierzącą. Ludzie mi naprawde się wydaje, że samobójstwo jak dla mnie jest chyba jedynym rozwiązaniem. Oprocz silnej nerwicy, stanów depresyjnych itp mam też wiele innych poważnych problemów życiowych i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że sobie z nimi nie poradzę. Nawet ludzie bez dolegliwości psychicznych mają niekiedy tak poważne problemy, że poważnie stawiają na szali swoje życie. Ja swoje stawiam coraz częściej.