Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yogi

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Yogi

  1. Jak zareagowała? Rożnie reaguje, ale cały czas jest przekonana że przesadzam, że powinienem się otworzyć do ludzi. Że nie potrzebuję terapii i coś sobie wmawiam. A obecnie reaguje bez emocji, tak jakbyśmy rozmawiali o czymś zwyczajnym. Spodziewałem się czegoś innego. Ostatnio gdy bylem z nią w towarzystwie odszedlem bo nie wytrzymalem calej sytuacji i ogolnie jej lekceważacego (według mnie) zachowania, ale nie wiem czy mam podstawy by tak twierdzić i to prowadzi mnie do oblędu. Nie poszła za mną, a chyba wiedziala że mi źle, prawda? Mam 19 lat i nie sądzę że jestem niedojrzały emocjonalnie. Czy to normalne Aguś że przed terapią zbliżającą się z dnia na dzień i oczekiwaną, jest coraz gorzej? Że ma się wrażenie że już wszystkie myśli się plączą i nie ma sie ratunku? Czuję się jak w pułapcę, mam wrażenie że nikt mnie nie rozumie.
  2. Witam wszystkich, to mój pierwszy własny temat na tym forum. Otóż siedze sobie teraz, samotnie i czuję potrzebę ''wygadania się'' wiec oto ja. Jestem obecnie przed terapią grupową, nie moge sie jej doczekać. Bo dzieli mnie od niej okolo 3 tygodni. Wydaje mi sie jednak że to cała wieczność i każdy dzień jest coraz gorszy (męczę się z moją nerwicą odkąd pamiętam). Jest mi źle, nie potrafie opisać tego co czuję. Często mam napady lęku, niepokoju, czuje się gorszy od innych. Bardzo często budząc się rano czuję to uczucie z którym nerwicowcy są na ''TY''. Czuje że nie mam sił na ten dzień, że bedzie do niczego, że nie jestem potrzebny, nie czuje radości życia. W związku z tym że idę na terapię, nie oczekuję od Was próby rozwiązania problemu, bo podjąłem już walkę o lepsze ''ja'' i uwazam ją za rozpoczętą, ale niestety moja forma spada z dnia na dzień. Chodzę jak cień, nie mam na nic ochoty. Czuję lęk przed stratą kogoś bliskiego i tego będzie dotyczyć ten temat. Starałem się bardzo dlugo o dziewczynę. Od początku dawała mi kosza i nie mam pojecia co mnie napędzalo na dalsze starania, działania. Pokochalem ją. Nie bylismy razem, a ja nadal uwazalem ją za najbliższą osobę pod słońcem. Mineło sporo czasu, dzisiaj jestesmy razem. Związek nie satysfakcjonuje mnie kompletnie. I wiem że ona mnie nie kocha, choc zależy jej na mnie, stara sie pokochać. Ale ja tego nie widzę. Nie czuję sie jak w związku. Nie moge nawet jej swobodnie przytulić bo najzwyczajniej jej to nie cieszy. Nie spotykamy sie czesto, choc dzieli nas 15 min drogi piechotą. Mam wrażenie że celowo czasem gdzieś ucieka, żeby tylko mnie ominąć. W takich sytuacjach zazwyczaj mam wrażenie że to moja wina, że jestem przewrażliwiony przez swoją nerwicę, że za bardzo wszystko przeżywam. Że nie daję jej życia. Ale odzywa sie we mnie jeszcze ktoś inny- nie usatysfakcjonowany facet. Któremu brakuje zwyczajnego całusa, zwykłej 'wariacji', czułości, dobrego słowa i wreszcie cennego- wszystko będzie dobrze, jestem tutaj z tobą. Brakuje mi jeszcze mnóstwo rzeczy z ktorych moglaby powstac pięciotomowa saga ''przygodowej powieści''. Napisalem że czasem odzywa sie we mnie ''ktoś'' celowo, bo mam też wrażenie że w wielu sytuacjach, i już nie pisze tu tylko o związku ale o calym życiu nie ma we mnie jednej, silnej osoby tylko kilka postaci ktorę działają na przemian. Bo nie potrafię samodzielnie podejmować nawet zwykłych decyzji, a te samodzielne uwazam za niewartościowe, nieprawidłowe. Uważam je za złe posunięcia. I tylko jeśli ktoś mi cos poradzi, moge z ulgą podjąc jakieś działanie. Mam wrażenie że mam kilka osobowości w sobie o różnych poglądach i działających na zmianę, w zalezności od sytuacji. W związku z tym że nie potrafilem sie wyluzowac przy kochanej osobie, postanowilem jej o wszystkim powiedziec. MIalem pretensje do siebie że to zrobilem. Przed oczami tworzy mi sie wtedy pewien schemat. Małe źródełko z boku i ogromne fale tuż obok, po środku. Płynę zazwyczaj tym małym strumykiem, pwooli, cicho i bez żadnych ekscesów. Czułem że trafiłem na sztorm. Nie mam pojecia czy dziewczyna mnie do konca rozumie, mnie i moj problem. Może uwazalem ze przez to ze sie o wszytskim dowie, okaże mi więcej troski i czułości, zwróci na mnie uwagę? Nie wiem bo uważam swoje zdanie za nic w tym momencie. Pozdrawiam.
  3. Witam wszystkich, jestem tu nowy, nigdy nie pisałem posta na tym forum. Od września zaczynam terapię grupową, ale z każdym dniem jest coraz gorzej. Mam wrażenie że od terapii dzielą mnie lata. Bardzo często mam napady lęku, myśli mi się plączą. Strasznie cierpię- i wiem że większość z Was mnie rozumie. Związek mi sie sypie, bo juz stracilem kontrole nad swoimi myslami, nie umiem pwoedziec czy to jej czy moja wina. Kiedy czuje do niej zal, do jej zachowania zaraz odzywa sie we mnie zdanie- a moze to z tobą jest cos nie w porządku? To wszystko to jakiś obłęd- życie, miłość, radość? Ktorej nigdy nie czulem. Albo czulem przez krótszy okres po czym za chwilę czułem sie fatalnie. Ktoś z Was był na psychoterapii? Jest ona na prawde tak skuteczna? Przepraszam za moją chaotyczną wypowiedź, nie jestem dzisiaj w najlepszej formie. Pozdrawiam gorąco. [Dodane po edycji:] I napiszcie jak wyglądają u Was sprawy damsko męski tzn. związki..? Bo u mnie to na prawde cos dziwnego, pomijając fakt ze przez 3 lata nie potrafie sie wyluzowac przy kims kogo bardzo mocno kocham, nie potrafię być sobą. Czuje ze dostaje jeszcze kopa od swojej dziewczyny.. Czuję sie nikim, Pozdrowienia Yogy
×