Ja podobnie, zawsze skrywałem w sobie wiele rzeczy (mimo że wszyscy mówią że jestem szczery do bólu, roześmiany i towarzyski). Nie mówiłem bo nie chciałem nikogo urazić (rodziców, kolegów), robiłem wiele rzeczy wbrew sobie, tylko dlatego żeby ktoś nie miał do mnie żalu. Przyszłość chcieli mi wybrać rodzice (spełnienie ich ambicji przez dziecko), mimo że mówiłem że tego nie chce a tamto chce, to zawsze mówili "Młody jesteś, jeszcze podziękujesz". Udowadniałem sobie i innym jaki naprawdę "nie jestem". W szkole jedyne co lubiłem to towarzystwo. Choć z nauką nie miałem problemów (zasługa dobrej pamięci).
Nauczyciele mnie denerwowali, wiele osób zresztą też. Kim oni byli by oceniać. Kto dawał im prawo mówienia o czym mamy myśleć, jak interpretować. Wszystko musiało być robione pod szablon określony z góry. Każdy przejaw wolnego myślenia, wiązał się z oceną niedostateczną. Studia to wyżyny tego systemu, tutaj już nie ma nawet możliwości wyrażenia jednego swojego zdania. Musisz myśleć jak Profesor, podzielać jego poglądy. A i tak jedyne czego się uczysz i za co zostanie się ocenionym to jak mocno przyswoiło się tabele, podziały i systematykę którą stworzył egzaminator. A jeśli odważysz się powiedzieć swoje zdanie na dany temat (choć w gruncie rzeczy słuszne) zostaniesz potępiony.
A gdzie wolność, swoboda wyrażania opinii.
Odpowiedzcie czy ten świat już musi być tak złożony że musimy żyć według szablonu który przeznaczyli dla nas inni.
1/3 życia człowiek uczy się jak przeżyć następną 1/3 życia. W ostatniej 1/3 zbiera plony (jeśli ma szansę) bądź plewy (jeśli mu się nie poszczęściło).
Mam jakieś nieodparte wrażenie że nerwica to nagroda za to że próbowałem żyć spokojnie godząc się na wszystko (dla spokoju). Że przyjmowałem myślenie innych jako swoje własne. Że robiłem rzeczy których nie lubię, wmawiając sobie że tak naprawdę są wspaniałe. Jedyne co miałem własne to styl.