Skocz do zawartości
Nerwica.com

pandora

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez pandora

  1. Witam Was Kochani! Nie będę oryginalna. Męczę się z nerwicą od dwóch lat. Mam napady lęku, częste negłe spazmy nieuzasadnionego płaczu (ot, herbaty w dzbanku brakło, sznurówka się urwała czy inne pierdoły), ataki- na pewno wielu z Was wie, jakie to gówno, człowiek myśli że się udusi, telepawka, kłucie w sercu, "elektrowsztrząsy", ciemność przed oczami, qśwa jak epileptyk jakiś, no i oczywiście inne jajca się dzieją. Zaczęło się w klasie maturalnej, ciągnęłam dwie szkoły naraz (+ państwowa szkoła muzyczna), brak snu, obiady o godz. 22 (zaraz po powrocie ze szkoły muzycznej- dojeżdżałam do innego miasta), ale najgorsze ze wszystkiego były zajęcia z moją profesorką śpiewu. Toksyczna osoba, uwielbiała się pastwić nade mną i pokazywać mi, jaka jestem słaba, och aż qrwiki w oczach miała kiedy kolejny raz udało jej się mnie złamać, przybić i podeptać. Ja jednak nie zrezygnowałam, nie poddałam się, przez ostatnie dwa lata leciałam na prochach (rexetin) i wyszłam z tego piekła z dyplomem muzyka. Zaczęło się kolejne piekło. Zgotowała mi je matka mojego ukochanego. Kiedyś będąc w jego domu dostałam atak. I tak się zaczęło. Matka, jak większość tego ciemnego społeczeństwa, nie rozumie że nerwica to choroba jak każda inna. Ma mnie za wariatkę. Wmawia całej rodzinie, że mam "schizofrenię histeryczną"(skąd ona to wytrzasnęła?!), nie żadną nerwicę, i że moje miejsce jest w domu wariatów, bo jestem nieobliczalna i na pewno na kogoś rzucę się z nożem. Zakazała synowi kontaktów i spotkań ze mną ("psychopatką") pod groźbą obcięcia kasy, które mu daje na studia. Spotykamy się więc za jej plecami. Tyle o moich problemach życiowych. Jak widać w tym ciemnogrodzie wiedza społeczeństwa o nerwicy jest żadna, a temat ten pozostaje tabu. Żal, żal, żal. =/ Wrócę do mojej walki z Wielką N. Dwa tygodnie temu odstawiłam tabletki (tak czuję się makabrycznie, nie mogę jeść, ciągle mam "elektrowstrząsy", spazmy, kompletny brak ochoty na cokolwiek itd, ale nie chcę już brać prochów i nie będę, one przecież i tak nie leczą, jedynie łagodzą objawy...). Zdecydowalam się na psychoterapię, ale niestety na to muszę poczekać. Na początku września będę miała konsultacje z psychiatrą w Krakowie i on ma mnie skierować do jakiegoś terapeuty. Tu mam do Was ogromną prośbę. Być może ktoś z Was orientuje się, który psychoterapeuta w Krakowie jest godny polecenia? Wiecie, nie chcę marnować czasu i pieniędzy na kogoś, kto nie pomoże. Mam już dość N i chcę ją zwalczyć raz na zawsze! p.s. dziś udało mi się wstać z łóżka i zrobić mały spacer po okolicy! Nie wiecie jaka jestem z siebie zadowolona! Małymi kroczkami jakoś poradzę sobie z tym okropnym stanem;)
×