Witajcie
Jestem tutaj nowa. Dziś postanowiłam zacząć kurację Lexapro, walczyłam 1,5 roku i jednak bez prochów nie dam rady.
Przeczytałam większość Waszych opinii, podniosły mnie trochę na duchu, ale cholernie się boję.
Lek przepisał mi lekarz w lutym 2008 roku. Miałam wtedy totalny spadek formy, depresje na maxa, ciągłe lęki i nieustające poczucie bezsensu. Wzięłam wówczas 1/2 tabletki i się przeraziłam. Obudziłam się w nocy, nie wiedziałam gdzie jestem, nie wiedziałam jaki jest dzień, nic nie widziałam. Strasznie się bałam. Doszłam do siebie po kilkunastu minutach. Jak wstałam rano wiedziałam że nie jest to lek dla mnie. Wiedziałam że nie dam rady go brać. Czułam się otępiała i ogłupiona. Postanowiłam być silna, postanowiłam sama poradzić sobie z poczuciem samotności, lęku i bezsensu. Walczyłam 1,5 roku i dziś rano stwierdziłam że dłużej nie mogę walczyć. Nie umiem nad sobą pracować, nie umiem się nie bać. Zaczynam brać Lexapro. Czuję się fatalnie, płaczę dziś cały dzień co chwilę, koszmarnie boli mnie głowa, czuję się jak otępiała, bodźce zewnętrzne docierają do mnie z dużo mniejszą siłą.
Mam żal do siebie że nie dałam sobie rady z moimi emocjami, że doprowadziłam się do stanu w którym muszę brać leki. Boję się że one mnie zmienią, że nie będę już taka sama, że przestanę czuć. Mam mdłości, dziwne drżenie mięśni i gorzej widzę.
Mam teraz kilka dni wolnego, boję się że nie wytrzymam tygodnia z tak silnymi efektami ubocznymi. Jednocześnie wiem, że muszę spróbować, bo jeśli prochy mi nie pomogą to chyba już nic mi nie pomoże.
Trzymajcie za mnie kciuki. Będę tu pisała, bo nikt z moich znajomych nie ma o niczym pojęcia i nie mam z kim o tym pogadać.