Skocz do zawartości
Nerwica.com

lemoniada

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lemoniada

  1. witam ponownie. wiem, że ostatni post napisałam pół roku temu i pisałam w nim że jest już lepiej, niestety nie było tak łatwo jak mi sie wydawało. minęło już pół roku a ja nadal nie radzę sobie z rostaniem. próbowalam iśc dalej, zająć się czymś, próbować nowych rzeczy ale nic nie dawało mi radości i spelnienia bo wciąż myślalam o przeszłości i w końcu z tego rezygnowałam. szczerze mowiac nie wiem co mam napisać tu na forum. ja już po prostu nie daje sobie rady i to mnie powoli wykańcza.. chciałabym z kimś porozmawiać,z kimś kto by spojrzał na to trzeżwym obiektywnym okiem i może mi jakoś pomógł. wspominałam o przyjaciółce, jednak kontakt z nią mi się strasznie popsuł gdyż nie mogłam na nia liczyć tak więc zostałam w tej chwili sama z moimi myślami.. [Dodane po edycji:] mógłby ktoś coś napisać? może akurat mi to pomoże.
  2. szczerze mowiac jest już mi troche lepiej nadal nie widze w tym wszystkim sensu i radości, ale zrozumiałam swoje błedy i zyje nadzieją że jeszcze kiedys dostane od zycia szanse i spotkam odpowiednia osobe a wtedy nie bede sie skupiac na niej tylko na zyciu. zrozumiałam, że związek nie może polegać na patrzeniu na siebie tylko w tą samą stronę. teraz chce poczuc zycie najbardziej jak tylko moge, poznać je z każdej strony i czerpać z niego przyjemność. a stresy związane ze związkami nie sa mi teraz potrzebne. chce odnaleźć życie na nowo i odkryc kim naprawde jestem, czego chce, o czym marze. teraz jestem zagubiona. przez ten zwiazek zagubiłam sie jeszcze bardziej, czułam sie gorsza i nie wiedziałam już co tak naprawde sądze. teraz nareszcie moge zyc swoim zyciem, nie martwiac sie co robi ktos inny i tym ze mu nie dorownuje. bez zadnych głupich wyrzutow sumienia. MaRie90, jesli jestes rocznikiem 90 to jesteśmy w tym samym wieku :) tylko ze ja chodze do technikum wiec studia jeszcze przede mna. skoro wiesz czego nie chcesz od życia, to pewnie wiesz tez czego chcesz. i tu masz nade mna przewage. ja nie wiem czego chce, o czym marze. staram sie to odkryc i poznać lepiej siebie. teraz jest nasz czas, jestesmy młode i musimy walczyc o to zycie poki nie jest za pozno. a co do studiow to idziesz na dzienne czy zaoczne? gdybys studiowała zaocznie mogłabyś pojść do pracy i być niezależna. nikt za Ciebie zycia nie przezyje i nie umrze, wiec nie patrz na poglądy rodziców.
  3. Mam ten sam problem z potrzeba bliskosci. była dla mnie najwazniejsza i w zwiazku skupialam sie na niej a nie na samym zyciu. teraz jestem bardzo samotna, ale byc moze teo wlasnie potrzebuje. moze tylko w ten sposob naucze sie zyc sama, bo uzaleznienie od druiej osoby jest najorsze...
  4. właśnie problem polega na tym, ze tu nie chodzi o rozstanie. wiem ze jest mi z tego powodu trudniej ale to sie zaczelo jeszcze przed tym zwiazkiem. i chyba to ze nie umialam zyc wlasnym zyciem tylko skupialam sie na tym zwiazku tak naprawde ten zwiazek pograzylo. przez 2 lata tak naprawde zylam inna osoba. nie potrafie zyc wlasnym zyciem, cieszyc sie nim. nie moge byc w zwiazku dopoki nie poczuje ze zyje,dopoki nie naucze sie czerpac przyjemnosci z zycia sama. nie mam ochoty wstawac z lozka bo wiem ze to bedzie kolejny bezsensowny dzien...
  5. Nie wiem od czego zacząć.. Postanowiłam tu napisać, bo w ostatnich dniach jest ze mną tak źle jak jeszcze nigdy nie było. Kiedyś wystarczało wylanie swoich myśli na papier, poukładanie sobie problemow w głowie i było lepiej. Teraz naprawde zaczynam się martwić bo nic mi nie pomaga. Od dłuższego czasu mam poblem ze sobą. Mam mętlik w głowie. Mam własne zdanie w wielu sprawach i własny światopogląd. Zawsze byłam osobą bardzo.. "myślącą", wszystko dokładnie analizuje w głowie i każdy temat moze być u mnie przyczyną zamyślenia sie. Lubię to w sobie, cenię u innych własne poglądy. Jestem raczej towarzyską osobą, jednak najlepiej czuje sie w towarzystkie najbliższych mi osob. Mam przyjaciółkę, ktora jest dla mnie jak siostra i przy niej naprawde dobrze sie czuje. Wszystko wydaje sie takie proste i ułożone. Ale kiedy jestem w domu sama i niczym sie nie zajmuje zaczynam sie zamyślać i pojawia mi się ten mętlik. Musze wspomniec o bardzo waznej kwestii. Przez 2 lata byłam w zwiazku, ktory zakonczyl sie tydzien temu, co te moje problemy zaostrzylo. To był mój pierwszy poważny związek. Nie był idealny, mieliśmy inne zdanie w roznych tematach. Mieszkalismy w innych miastach, on mial swoj swiat, swoich znajomych, inny tryb zycia. Chodziliśmy tylko do tej samej szkoły. Nadal chodzimy. Ja nie jestem typem imprezowiczki, wystarcza mi spotkanie sie z paroma dobrymi znajomymi wieczorem i czuje sie dobrze. Moge rownie dobrze nigdzie nie wychodzic i ogladac telewizje i to nie jest tragedia. On byl bardzo towarzyski, miał bardzo duzo znajomych, ciagle jakies plany. Codziennie gdzies wychodzil i pozno wracal. Był bardziej zaangazowany w kumpli niz we mnie. Nie zaniedbywal mnie przez to, ale mnie przytlaczalo to ze on zyl takim zyciem a moje było nudne i nic sie w nim nie dzialo. Probowalam cos ze soba robic, probowalam mu dorownac. Wychodzilam na imprezy, czy szlajalam sie do nocy zeby sama nie wiem.. poczuc ze jestem "normalna"? Ale czulam sie zle, bo caly czas myslalam tylko o nim. Meczylo mnie to, chcialam zyc swoim zyciem i robic to na co mam ochote bez wyrzutow sumienia, ze jestem jakas inna. Teraz zwiazek sie skonczyl a mi jest zle. Z jednej strony to szansa zeby zaczac zyc wlasnym zyciem, ale z drugiej brakuje mi go, chociaz wiem ze meczyloby mnie to. Byłam bardziej zaangazowana w ten zwiazek i przyzwyczailam sie do niego. Probuje zyc wlasnym zyciem ale stwierdzam ze go nie mam.. Staram sie czyms zajac ale nic nie sprawia mi przyjemnosci. Boje sie tego, ze nie spotkam osoby ktora bedzie dla mnie odpowiednia, ze bede sama do konca zycia. Spotykam sie ze znajomymi, staram sie nie siedziec w domu. Ale czuje sie nieszczęśliwa. Nie ma rzeczy ktora sprawialaby mi radosc. Kiedy byłam w zwiazku było tak samo, z ta roznica ze szczescie dawaly mi spotkania z nim. Nie mam wlasnego zycia. Żadnej pasji. Przyszłość budzi we mnie lek, a w terazniejszosci nie widze nic ciekawego. Staram sie znajdywac sobie jakies zajecia, ale tak naprawde mam ochote sie gdzies zaczyc i zniknac. Nic nie ma sensu.. Nie mam ochoty na żadne zwiazki, chce naprawic wlasne zycie. Poza tym meczylo mnie takie bycie ze soba na pol gwizdka. Przepraszam za długość tego postu, ale musiałam sie komuś wygadać.
×