Witam wszystkich forumowiczów.
Długo zwlekałam przed zapisaniem się na forum, ale stwierdziłam w końcu, że muszę podzielić się z kimś kto ma być może podobne problemy do moich.
Szukam pomocy....
Zacznę od początku. Zawsze odkąd pamiętam byłam bardzo nerwową osobą. Przy małym powodzie wybuchałam. Kłótnia z bliskimi, nerwy. Ale chwila i mi przechodziło... i do dziś tak zostało...ale..
Jakieś 2 miesiące temu może więcej zaczęłam miewać trudności w oddychaniu. W takim sensie że nie mogłam napełnić płuc do końca powietrzem (ciężko mi to opisać..ale wyglądało to tak jakbym miala przykurczone płuca i żeby w pełni wziąć wdech musiałam oddychać ustami...i łapać powietrze najmocniej jak potrafiłam, ewentualnie czasem ziewanie przynosiło ulgę)..Trochę popalałam więc myślalam ze to od papierosów. Nie przejmowałam się bo takie ataki duszności były rzadko i trwały kilka minut.
Aż do pamiętnej soboty. Kiedy to od rana mi się zaczęło...wieczorem byłam już w szpitalu...Miliony badań no i niestety musiałam zostać. Okazało się, że mam w lewej nodze zakrzep i bla bla muszę zostać na jego rozbiciu. No i wtedy się zaczęło...ogromny stres gdy się o tym dowiedziałam, bo dziwnym zbiegiem okoliczności moja znajoma zmarła na zakrzep na początku tygodnia... Więc od razu moja wyobraźnia ruszyła...i zaczęłam się stresować tym..że ja też mogę..A przecież za niecałe 2 mc ma być mój piękny wymarzony ślub. ;((((((((
I tak leżałam z dnia na dzień objawy nie przechodziły a wręcz nasilały się ...wszystkie badania pozytywne (co powinno mnie pocieszyć, zakrzepu już nie ma) a ja ciągle się dolowalam bo przecież coś musi być skoro nie czuję się tak dobrze jak powinnam.
I w tym momencie zaczynają się schody...po wyjściu ze szpitala (dokladny miesiąc temu) nadal odczuwam braki powietrza ale jest to bardzo dziwne. Bo np jak myślę o tym to jest mi duszno...a jak jestem czymś zajęta to w ogole tego nie czuje. Taki przykład dam: odkurzam jest wszystko ok...czuje się świetnie...nagle mi świta..oo..dobrze oddcham...chwila i już czuje ucisk na klatce piersiowej. Czyli to tak jakby moja psychika oddziaływala na to wszystko. Druga sprawa...ostatnio zauważylam nowe objawy. Np siedze sobie nagle czuje takie drętwienie calego ciała i w podniebieniu takie dziwne uczucie...czuje się jakbym się alkoholu napiła i położyła...taki stan trwa ok 5 minut..po chwili czuję taki ścisk w żołądku..i muszę szybciutko na kibelek...i dodam że przy tym mam taki stan jakbym była na maxa zestresowana...Coś co kiedyś nie sprawialo mi problemu teraz jest dla mnie wyzwaniem. Byłam zawsze odważna, śmiała a teraz wstydzę się nawet w szkole powiedzieć czegoś na glos. Trochę tańcze... na ostatnim egzaminie jak wyszłam na parkiet poprosty trzęsłam się jak galareta co mi się igdy nie zdarzało...oczywiście mialam lekką tremę ale nie do tego stopnia by uniemożliwiła mi taniec...
Z dnia na dzień wszystko zaczyna mnie przerastać...Mam głupie myśli... ciągle sobie wmawiam, że coś mi jest, serce mnie zakluje to już że pewnie serce mam chore (ale fakt faktem czasem zakluje..choć zdaje sobie sprawę, że to moze być na tle nerwowym)..Stresuje się wszystkim po kolei ..wystarczy ze sobie o czymś pomyśle, juz biegne na kibelek...Mam wesele za miesiąc..i znowu, że a coś mi się stanie, że nie dożyje, bo jak mi się coś tstanie to mi tutaj lekarze nic nie pomogą...albo że wesele bedzie beznadziejne...Ciągle mam jakieś beznadziejne sny z których budzę się zalana potem.
Nie dość, że sama chodzę ciągle zestresowana to widzę, że mój nastroj zaczyna się udzielać mojemu przyszłemu...(((((((((((( Dodam że mam dopiero 20 lat
Jestem w totalnym dole...nic mnie nie cieszy...pomóżcie co zrobić..jak znowu zacząć się cieszyć życiem. Ślub powinien być dla mnie najpiękniejszym dniem w życiu...a nie okazją do padnięcia przed ołtarzem (
DZIĘKUJE wszystkim tym którzy przeczytają mojego nudnego posta i ewentualnie coś poradzą. wierzę, że nie jestem sama z takim problemem..