Posłuchajcie, proszę,
jestem mamą czterolatka, sidemnastolatka i dwumiesięcznej córeczki - dwa lata temu miałam załamanie nerwowe - do zeszłego roku do lipca brałam Seroxat, z dobrym skutkiem i wizyty u psychiatry co tydzien, pozniej co dwa, co trzy. Czas ciąży super, koniec ciązy pomimo roznych zlych wydarzen( synek w szpiatlu na rota) swietnie. Natomiast po porodzie malenka płacze, to normalne - małe dzieci płaczą prawda? A ja panikuję za kazdym razem jak ona płacze bez powodu, jest nakarmiona, przewinieta etc. karmię piersią zatem zaden ciezszy lek nie wchodzi w gre. terapie przerwałam pod koniec ciazy ale wracam w srode do gabinetu. natomiast od wczoraj mam znow dramat. Zaczelo mi lomotac serce w trakcie karmienia na samą mysl ze bede z małą sama dwa tygodnie, bo jutro mąż wyjezdza z Jasiem czterolatkiem nad morze, to byl moj pomysl i teraz tego zaluję, ale Jas tak choruje ciągle... maciek starszy nie mieszka z nami, mieszka u dziadków. Od wczoraj boję się panicznie tego kołatania, ze sie powtórzy i ja umrę jak nikogo nie bedzie i kto sie zajmie Hanią, boję się ze juz nigdy nie przestanęe bac. Nie biorę nic oprócz persenu, bo nie moge karmiąc. Jak sobie wytlumaczyc ze wszytsko jest dobrze. Oni wrócą - ja nie umrę, acha, jeszcze mam po cesarce podwyzszone d- dimery - to faktor ktory wskazuje czy moze jest zakrzepica, no i boje sie tego panicznie, ze dostanę zakrzepu, badz mam guza i umrę jak nikogo nie bedzie. Na te d- dimery mam autostrzykawki z clexane. Od 2007 roku myslalam ze to zły sen, te kolatania serca liczenie spokojnych oddechow i niemoznosc zasniecia, bo jak zasne to budzę sie natychmiast ze nie oddycham i musze wziac gleboki oddech ponownie. makabra, teraz jakos funkcjonuje z tym takim jak to nazywam ABS w gardle z lęku... pozdrawiam kamila