Przez miesiąc zmagałem się z bólem głowy. Przekonany byłem, że to musi być rak mózgu, no bo jak może tak boleć bez powodu. Lekarz podejrzewał zapalenie zatok, ale żadne antybiotyki nie pomagały. Tabletki przeciwbólowe łykałem jak cukierki (nie mówię tu o paracetamolu czy ibuprofenie, ale o trochę silniejszych), czasami pomagały, innymi razy wcale. W moim przypadku pomogło skonfrontowanie się z problemem. Trułem (_|_) lekarzowi o tym moim raku, i za każdym razem uspokajał mnie. Wzór polegał na tym, że po każdej takiej wizycie czułem się lepiej. Niestety wystarczył dzień w pracy sam na sam z myślami i rak powracał w postaci bólu głowy (oczywiście były inne symptomy, ale nie o tym teraz piszę). Jedynym wyjściem wydawało się skonfrontowanie z moim lękiem. Udałem się do okulisty, który przeprowadził dwa badania na obecność guza w mózgu, nic nie znalazł i poczułem się lepiej. Starczyło mi na kilka dni i potem ból powrócił. W końcu skończyło się na CT scanie (tomografia komputerowa) głowy. Tydzień oczekiwania na wyniki był koszmarem, ale okazało się, że wszystko jest w porządku. Ulga była częściowa, bo oznacza to ni mniej ni więcej, że mam do czynienia z nerwicą. Odnośnie samych bólów głowy, zamieniłem je na ataki paniki, które mnie teraz nawiedzają, ale był to transfer udany. W moim przypadku wyjście naprzeciw problemowi - jakkolwiek irracjonalny by się nie wydawał - okazało się skuteczną bronią.