Skocz do zawartości
Nerwica.com

exxexxcja

Użytkownik
  • Postów

    9
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez exxexxcja

  1. Hmm...no wiec tak jak sie spodziewalam...problem rzeczywiscie istnieje...wiem to ja, mowia to i inni...i co?? no to z pojsciem do kogos w celu uzyskania pomocy...bedzie nie lada problem, bo ja mimo tego ze wiem, ze powinnam to sadze ze w najblizszym czasie nikt mnie tam nie zaciagnie... Zauwazylam ze te wszystkie problemy nasilaja sie najbardziej wtedy kiedy cos nie idzie po mojej mysli...kiedy jest dobrze i kiedy jestem szczesliwa, to wszystko schodzi na dalszy plan --nie mam czasu wtedy zeby robic te wszystkie "dziwne rzeczy", nie mysle o tym i nie kombinuje jakby cos zrobic,zeby nikt sie nie domyslil... Degustuje sie szczesciem i radoscia... Na dzien dzisiejszy to jest moja osobista terapia:):) Oczywscie raz wychodzi a raz nie...ale staram sie... Dziekuje Wam za odpowiedzi:):) Pozdrawiam
  2. Kobietko:)jaka szmata, jedynie ofiara i osoba ktora jakis idiota skrzywdzil po to zeby siebie usatysfakcjonowac i zaspokoic swoje jakies chore potrzeby... Doskonale wiem co to znaczy, gdy ktos zabiera cos co bylo przeznaczone dla Tego jedynego, o ktorym sie wsumie marzylo bo majac 14 lat, znajomosci byly przelotne i nie czulam potrzeby oddania calosci...Obcy,przypadkowo napotkany osobnik meski sam sobie decyduje o tym ze sobie cos wezmie ode mnie, nawet chyba nie myslac ze wezmnie to jako pierwszy...walczysz, bronisz sie a to NIC nie daje, bierze bezczelnie to czego nie chcesz dac...widzisz ze twoje blagania, proszenie, walka nie zmienia nic bo i tak dzieje sie wbrew Twojej woli...i mysl w glowie jedna...chce odejsc z tego swiata nie chce mu dac tego co on zada, to nie dla niego,nie ma prawa mi zabrac tego co tak wazne w pewnym momencie staje...co jest takim dopelnieniem do tego ze jest Ci z kims dobrze i zasluguje na to i chcesz mu to dac zeby pokazac ze jest tak wazny, ze moze miec wszystko...niestety:( mialas swiadomosc tego ze jest taka rzecz ktora dotyczy Twojego ciala, o ktore dbasz i ktore pielegnujesz...zostawiasz to swiadomie dla tego najlepszego,cieszysz sie ze trafiajac na tego swojego wymarzonego IDEALA bedziesz mogla mu to oddac i wspolnie sie cieszyc i byc w pelni szczescia ze zaufana osoba dostanie tyle ile mozna dac, nikt wczesniej ani pozniej nei dostanie tak wiele...nagle nie majac na to wplywu, mimo potwornej zlosci i nerwow walczysz o to i nic nie mozesz zrobic:*( i odchodzi ten caly plan okazania bezgranicznego zaufania i chec calego oddania peka nagle jak banka mydlana i jeszcze bierze to ktos kogo sie nie zna:( Zabrano mi ta jak dla mnie wazna rzecz, temat sex stal sie obojetnoscia ktora mogla nie istniec, skoro to najwazniejsze z ktorym sie czekalo na odpowiedni moment odeszlo to po co mial istniec dla 2 razu czy 3...i kazdego kolejnego, ktory jest tylko kolejnym razem, juz nie jest taki wyjatkowy jak 1. slowa Kochac, Sex, Lozko, Mezczyzna, Zwiazek jedynie byly slowami ktore wywolywaly lek i lzy...strach przed ciemnoscia, niechec spania w nocy...siedzenie cale noce, sen tylko w dzien...litry lez...sama dla siebie bylam nikim, wszystko bylo we mnie zle i nie takie...czulam sie brudna i nie moglam na siebie patrzec...bylam rowniez dla samej siebie Szmata itp. wszystko co najgorsze, sama sie winilam o to co sie stalo...Ale nie tedy droga, nie sztuka jest obwinic siebie czy innych, nie sztuka jest sie zalamac i wykreslic jakas czesc normalnych rzeczy ze swojego zycia bo kiedys skrzywdzily...oczywiscie potrzeba czasu, czas leczy rany moze nie do konca i trzeba troszke pomoc tym mijajacym godzina, dnia, miesiaca...ale mysle,ze warto... Ja zaczelam od takiego wrecz na sile(poczatkowo sama w to nie wierzylam ze to pomoze jak juz w to uwierze) poprostu ja mu wybaczylam i spokojnie moglabym stanac z nim oko w oko..mimo tego ze zabral bardzo duzo z mojego zycia...jest mi obojetny, nie wplynal nic na moje zycie (moze chwilowo) nie daj oprawcy kolejnej satysfakcji ze niedosc ze zabral cos raz sila teraz ciagle wplywa na Twoje zycie, wspomnienia rania i daja nieszczescie a pewne kwestie zyciowe sa takimi ktore jedynie lek i strach wywoluja....Ja powiedzialam NIE! nie moze miec IDIOTA swoim spelnieniem swojej zachcianki takiego wplywu na moje zycie...to on powinien cierpiec i powinien byc nieszczesliwy a nie ja...Nawet na sile robilam wszystko zeby przez lzy , zaciskajac zeby mowic jest dobrze, moje zycie jest tak samo wartosciowe i radosne...Lzy ciekly ale na glos sama dla siebie powtarzalam te slowa...i teraz tak juz jest, teraz zyje i wierze w to wkoncu ze nie zmienil nic...dlatego nie mow prosze, ze jestes szmata...bo tak nie jest..nikt nie ma prawa wbrew Twojej woli robic cokolwiek z Twoja osoba...a jesli zrobi to on pokazuje jakim jest GNOJEM (itp. gorsze epitety). Nie pozwalam Ci tak mowic o sobie, bo to znaczy ze ja przezywajac to co Ty( ogolnie nie skupiajac sie na szczegolach) tez jestem szmata?? Mozesz zranic kogos takim nazywaniem rzeczy,a chyba bys nie chciala;)
  3. Nie dajac innym nic od siebie nie dostaniesz tak samo nic od nich. Sama pisalas ze nie zauwazalas niczego i nikogo, wiec sama stawialas sobie mur, ktory Cie odcinal od innych--nawet jesli ktos chcial do Ciebie dotrzec to Twoja obojetnosc i niedostrzeganie polaczone z niesmialoscia bylo idealnym odstraszaczem... Po co docierac do kogos, po co wogole zaczynac jakiekolwiek starania skoro Ty nawet nie dostrzegasz otoczenia,jestes sama dla siebie.Moglas sprawiac wrazenie niesmialej aczkolwiek to egoizm i dostrzeganie tylko siebie powodowal ta niesmialosc.Duzi egoisci gardzacy ludzmi nie udzielaja sie zbyt wiele,podobnie jak i niesmiale osoby. Mysle,ze Twoj tata nie robil tego wszystkiego bo mial Cie za nic, czy ze Cie nie kochal czy ze bylas niewazna dla niego--sadze,ze widzac dziecko ktore niema znajomych,co bylo powodem jakiejs niesmialosci a sadze ze pozniej stwierdzilas ze nie przeskoczysz tej niesmialosci a bez tego skoku nie znajdziesz znajomych, ktorzy w miare gdyby sie pojawiali niewelowaliby wielkosc niesmialosci...i kolko sie zamyka...tata pewnie na poczatku milczal a pozniej z czasem uswiadomil sobie,ze to duzy problem a moze i siebie zaczal obwiniac za to,ze nie pokierowal Toba za wczasow i nie pomogl Ci wtedy kiedy jeszcze mogl...stad te jego nerwy i nawet te niemile slowa,niekiedy nie widzac w niczym nadziei na sukces, zaczyna sie robic zle rzeczy bo ludzi sie ze moze one pomoga...nie po dobroci to po zlosci...moze mialo wyprowadzic Cie to z rownowagi,zebys siie postawila, zbuntowala i zaczela walczyc o siebie i tym samym zadbala o otoczenie,zebys nie byla wiecznie sama...Nauka to jedyne co Ci pozostawalo, a co innego mialas robic skoro Ty nawet nie myslalas o sobie a co dopiero o innych, wiec poswiecilas swoja uwage nauce, ktorej teraz pewnie i tak nie doceniasz bo to bylo dla Ciebie jedyne co istnialo,to byl obowiazek i kara, zapelnienie czasu ktory inni poswiecali na rozrywki i czasem ktory zapelnialas bo to byl czas nauki...nauka wszystkim--to nie rozwiazanie,monotonia ktora wypelniala Ci czas. Jako dziecko uswiadomiono Ci to ze jestes ta slabsza i ta co mniej moze...kuzynka i siostra w komitywie pokazywaly Ci ze nie masz na co liczyc, ze jestes gorsza wiec automatycznie kazdy sie wtedy wycisza i wycofuje...moze stad podstawa niesmialosci...skoro nawet siostra i kuzynka-Twoja rodzinka miala Cie za nic to po co mialas gdzie indziej szkac skoro najblizsze Ci osobki-rozumiem ze w podobnym wieku,gardzily Toba...natralne koleje rzeczy... Fobia kolejna naturalna kolej rzeczy w takich przypadkach...nie masz nikogo chco bardzo chcesz, wszyscy inni dookola maja wiec i Ty powinnasbyla znalesc bo oni wspolnie tacy szczesliwi sa...pomagaja sobie i wspieraja sie...ale fakt ze sie nie mialo znajomych byl znowu blokada do poznania kogos mimo tego ze chcialas,...dalej bylas sama tym razem z powodu leku przed potencjalnymi osobami do poznania,ktore moglyby sie na starcie odwrocic z racji takiej ze dotad nie mialas nikogo,i chyba nie wiedzialas jak sie zachowac i co zrobic, jak zagadac i jak podejsc zeby zainteresowac innych i pokazac im ze nie jestes zakochana w sobie egoistka ktora nie zauwaza innych bo ma sie za lepsza... pierwsza milosc i pierwsze przelamanie swojej blokady,on Ci pokazal ze jestes osoba ktora mozna kochac, o ktora mozna sie martwic i mozna robic dla ktorej zrobi sie wiele, by pokazac ze zaslugujesz na to. Pierwsze Twoje kroki w swiecie nie tylko ograniczonym do samej siebie ale swiat wspolny, w ktorym jedno pomaga drugiemu, jedno wspiera drugie...razem zawsze latwiej...czy to majac znajomych, przyjaciol czy ukochana osobe...nagle ta osoba Cie zawiodla ta ktorej zaufalas i ta ktora pokazala Ci to zycie juz nie indywidualne lecz wspolne...no nic innego jak tylko zal i zalamanie mogla wywolac taka sytuacja i pierwsze cco moglo sie pojawic to argument ze nie warto bylo, ze moglas nie angazowac sie w taka znajomosc, bo samej bylo Ci zle lecz smutek byl smutkiem samym w sobie,a nie z powodu innej osoby ktorej sie zaufalo i pokazalo ze przelamanie barier robi sie dla niej... nic dziwnego,ze chcialas o nim zapomniec i stal Ci sie obojetna osoba, ktora jedynie Cie skrzywdzila i niewazne byly te chwile radosci i wzajemnej pomocy gdzie bylo latwiej... Strach przed kolejnymi znajomosciami i chec jednak zycia tak jak to bylo od najmlodszych lat,lecz wspommnienia polegania w niektorych sprawach juz nie tylk ona sobie ale na tej drugiej osobie pojawialy sie i byly tym co sklonilo Cie jednak do znalezienia kogos kto bedzie znajomym ,czy przyjacielem a moze i kochanym...i majac tak male doswiadczenie w relacjach z innymi ludzmi, dajac szanse tej nastepnej osobie , angazujac sie w ta znajomosc i znowu zycie nie tylko na wlasna reke i nie tylko w swoim swiecie...normalnie ze do glowy przychodzi mysl zwiazana z tym co bylo poczatkiem przelamywania Twoich lodow...a wiec pierwszy zwiazek, i mimo slow ze nie potrzebnie sie wtedy zaangazowalas,ze doznalas tylko krzywdy i nic innego, slowa ze nie istnieje nic co bylo zwiazane z nim byly tylko slowami bo teraz po czasie, kiedy zal minal i kiedy przyszla kolejna okazja do zycia z kims...powracasz do poczatkow,wiesz ze ten pierwszy byl tym najlepszym i wyjatkowym bo to wlasnie on jako pierwszy zdecydowal sie na pokazanie Ci swiata ktorego nie znalas... Choc praktycznie kazdy poznaje takie zycie i te wszystkie wzajemne relacje w bardzo mlodym wieku, a Ty przezylas te mlode lata i te starsze i kolejne i jeszcze tego nie doznalas...Mogl Cie odtracic i uznac za jakas nienormalna a moze nawet niegodna poprostu znajomosci...Zaryzykowal i postaral sie i potrafil Ci to pokazac...przeprowadzil Cie przez te wszystkie mosty ktore, mialas przed soba... W wielu przypadkach wraca sie zawsze do tego co bylo poczatkiem... nawet jesli okazywalo sie to porazka i po czasie nie chcialo sie o tym pamietac i sie zalowalo podjetych krokow...po latach docenia sie to mimo cierpien i bolu...i staje sie czyms co jest takim priorytetem w naszych myslach...duzo osob chce powracac i tak samo wiele osob nie moze wrocic... ale to nie moze byc powod nowego zalamania i niecheci do czegos nowego bo chce sie wrocic do czegos co bylo kiedys i co sie dawno skonczylo... chyba powinnas pogodzic sie z tym ze pomimo tego ze teraz to na nowo doceniasz, nie bedzie to powodem dla ktorego mozesz sie cofnac do tamtych chwil... miej to w pamieci i ciesz sie z tego ze pojawil sie wlasnie on i pokazal Ci nowe zycie, nieznane dla Ciebie dlugi czas... on byl tylko w Twoim zyciu zeby Ci to pokazac i nauczyc tego co mozesz sama dac i co inni moga Ci w ramach takiego rewanzu zwrocic...ciesz sie ze wtedy trafil sie on i potoczylo sie to tak jak sie potoczylo, gdyby nie on moze trafilby sie ktos nieodpowiedni, kto by Ci nie pokazal prawdziwego wzajemnego zycia...zniechecilby Cie tak raz na zawsze, podlamalby Cie to bylaby tragedia i powod do smutku... nie rob nic, nie daz nawet do krotkiego spotkania z tym Twoim pierwszym bo zauz to ze mozesz sie niezle przejechac-moze on ma zale do Ciebie o cos, a moze jestes nikim dla niego, moze nie chce z Toba rozmawiac i nic wyjasniac...nie wchodz w jego zycie, bo jedynie mozesz sie kolejny raz niespodziewanie zawiesc, minelo sporo czasu mogl sie zmienic swoja osoba zaskoczy Cie tak ze nie bedziesz potrafila zrozumiec czym sie wtedy tak fascynowalas i znowu bedzie nie tak jak powinno.... Przeszlosc nie moze sie laczyc z przyszloscia To dwa odmienne czasy, ktore nigdy nie maja prawa sie spotkac... Wiec obierz cel terazniejszy i przyszly i daz do niego, a swojemu pierwszemu jesli jestes mu tak wdzieczna o tamte chwile,ktorych zalujesz ze sie skonczyly, bo bylo Ci z nim dobrze...zrewanzuj sie mu i odwdziecz za to co wtedy zrobil...zostaw Go w jego zyciu, nie wchodz mu w droge i nie gmatwaj mu zycia a przy okazji i sobie... nie ograniczaj znowu swojego zycia do siebie i tego co kiedys poznalas...idz do przodu, powiekszaj zasieg zycia, zwiekszaj grono znajomych i przyjaciol...otworz sie a zobaczysz ze sporo dostaniesz spowrotem od innych, a moze i wiecej nic bedziesz dawac...udowodnij samej sobie ze jestes osoba ktora da sie lubic i szanowac...pokaz innym tym ktorzy Toba gardzili czy olewali bo zle oceniali Twoja skrytosc ze sie mylili a teraz niech zaluja... wedle mnie z Toba wszystko w porzadku, tylko poczatkowe lata swojego zycia przezylas raczej w samotnosci nie zwracajac na innych uwage, i potrzeba czasu zebys przekonala sie do tego ze samotnosc to gorsze rozwiazanie, ze warto sie starac i zabiegac o innych,ktorzy pomoga a tym samym rozwiaznie problemu podzielone na np. dwie osoby a nie tylko pozostawione wylacznie Tobie, zostanie rozwiazny dwa razy szybciej, wiec to dwa razy mniej smutku, cierpienia i lez...nie zapominaj ze wokol Ciebie jest tyle innych osob, ktore moze bardziej niz Ty potrzebuja tej drugiej osoby...nie lacz znajomosci jedynie z korzysciami dla siebie, zacznij czerpac przyjemnosc i radosc z tego ze Ty pomozesz innej osobie i ulatwisz jej kawalek zycia, dasz radosc innej osobie i staniesz sie dla niej niezastopiona osobka, ktorej jest sie wdziecznym za pomoc... nie wracaj do przeszlosci na przymus, moze w przyszlosci jest i czas na to zeby osoba z przeszlosci ponownie pojawila sie w Twoim zyciu...ale nic na sile i na przymus bo mozesz wiele zepsuc i stracic...
  4. O pojsciu do monaru musi On sam zadecydowac i podjac ta decyzje, jest to terapia nie przymusowa lesz swiadomie podjeta.Malo tego, jesli w monarze nie ma tak od razu miejsca, osoba ktora chce tam isc musi co jakis czas ( nie pamietam dokladnie czy to co tydzien czy co ile dokladnie)dzwonic do wybranej placowki i rozmawiac przez tel z tamtejszymi specjalistami. Wiem,ze droga sadowa moze zostac skierowany na przymusowe leczenie w Monarze i NFZ chyba pokrywa jakis koszt takiego pobytu, lecz reszte trzeba samem placic.Aczkolwiek nie wiem dokladnie w jakich przypadkach sad moze pomoc.Trzebaby bylo poczytac, jakby co napisze...Psychiatryki...czyli zamkniete szpitale?? moim zdaniem chyba by sie niekfalifikowal, zreszta tez ot tak nie mozna nikogo zamknacc w takim zakladzie,wydaje mi sie ze tak jak i monarze badz samoistnie sie decyduje na leczenie, a w gorszych przypadkach sadownie. Zakochal sie i podejrzewam teraz hera jest jego celem w zyciu.Bez hery pewnie nic nie jest fajne i radosne...krotko mowiac jest do dupy...a po jaranku to ma wszystko w dupie (sory za wyrazenia ale tak poprost jest)nie ma problemow, wszystko jest takie kolorowe i fajne...I to juz lekko zaawansowany jest, zeby nie napisac ze bardzo...skoro klamie i robi wszystko w jedym kierunku i wiaze sie z jedym: z heroina.W niej widzi coraz bardziej, sens swojego zycia, radosc i szczescie wiaze sie bezposrednio z hera.I nie koniecznie musi dawac sobie po kablach, moze jedynie jarac i w zaleznosci od tego jakim czlowiekiem jest albo posunie sie dalej, albo nie bedzie chcial probowac niczego innego skoro jaranie daje mu tyle przyjemnosci. Ciezko jest cokolwiek poradzic, mysle ze potrzeba tu dosyc desperackiego kroku, i niekoniecznie pomoc powinna byc lagodna i przyjemna.Obawiam sie ze trzeba ostrego i maloprzyjemnego planu i jakos podstepem wymyslic cos co by go odizolowalo od mozliwosci dotarcia do hery. A moze wystarczy pojawienie sie jakiejs osoby ktorej zaufa i dla ktorej bedzie chcial to odstawic,w ramch jakiegos udowodnienia...mam na mysli glownie MILOSC i kobiete dla ktorej zwariuje i ktora bedzie mial za to swoje najwieksze szczescie. A moze grupa przyjaciol wspolnie pojdzie i powie mu ze nie chca i nie moga patrzec na to jak sie stacza, ze boli ich to i ze nie zostawia przyjaciela bo jest im zbyt drogi i wazny i nawet przemoca zrobia cos zeby go wyciagnac "z obiec heroiny" stanowczo, i systematycznie beda mu to powtarzac i beda przeszkadzac mu w zdobywaniu heroiny...to moze byc ciezkie bo napewno bedzie sporo nerwow i zlosci z jego strony, i pojawi sie milion slow zeby zniechecic ich do dalszego dzialania, i sadze ze nawet posunie sie do tego zeby naublizac tak zeby sie wszyscy od niego odwrocili--i znienawidzili go wtedy bedzie mial pewnosc,ze nienawisc moze spowodowac ze inni oddejda od niego i sie od niego odwroca a wiec tym samym stanie sie obojetna osoba, ktorej nikt nie bedzie chcial ratowac czy pomagac... jedynie to mi przychodzi na mysl w tym momencie...
  5. A ja tak czytajac dokladnie pokolei...poprostu zaczelam sie zastanawiac czy stwierdzanie od razu jakis nieprawidlowych osobowosci to nie za daleko posuniete wnioski... Co 3 mezczyzna jest taki bardziej badz mniej ma nasilone wymienione zachowania... Jak dla mnie to (bez urazy) rozpieszczony od malego gosciu,ktory ma spore kompleksy i podejrzewam,ze moze jest zupelna przeciwnoscia gdzies w glebi, ale udaje i nad wyraz wszystko wyolbrzymia,stara sie byc cool,najlepszy,poprostu casanova same slowa nie zawsze wystarczaja wiec i tak sie zachowuje, nie panuje nad umiarem w tym wszystkim bo boi sie ze pokaze za malo i sie wyda jaki jest naprawde, wiec woli przesadzic dla swojej pewnosci... zazdrosc chorobliwa i podejrzliwosc do potegi entej--naogol zakompleksione osoby,ktore kreuja fikcyjna wlasna osobe,jesli znajda sie w zwiazku - ciesza sie i sa dumni,ze jednak sie oszukalo prawde i sie ma to o czym sie marzylo,czego bedac prawdziwym soba nigdy by nie zdobyl...wiec LEK przed utrata tej niby nieosiagalnej osoby,ktora swoja gra przyciagnelo sie do siebie,majac na uwadze swoje prawdziwe ja,obawa ze gdy prawda wyjdzie na jaw straci prawdopodobnie ta osobe...nakreca go do dalszych fikcji i wrecz przesadnego pokazywania swojej idealnosci,zeby ani odrobine nie wzbuudzic podejrzen,ze rzeczywistosc jest inna-jesli chodzi o jego prawdziwe ja... jesli cos jednak nie pojdzie po jego mysli, badz zaistniala sytuacja skojarzy mu sie z niedostatecznym potwierdzeniem jego Idealu,zaczyna sie denerwowac,ze zostanie rozszyfrowany,stres, lek, obawa,narastajace nerwy i juz jest mieszanka gotowa do wybuchow ktore (tak mi sie wydaje) sa tez czescia gierki w celu odwrocenia uwagi od sytuacji ktora go tak zdenerwowala...wyjdzie,pewnie po Tobie widzi,ze juz nic nie powiesz w tym temacie wiec co mu zostaje---uspokoic sie... zwraca na siebie uwage, bo to podnosi jego EGO i uszczesliwia go ze fikcja przykryl kompleksy, ktore byly powodem niepowodzen...Duma,Radosc,i Samozachwyt to zbyt malo...chce doslownie pokazac jak najwiekszej ilosci osob ze On moze wszystko,jest przebiegly i oszukal tyle osob,ze wyroznienie sie ubiorem, zachowaniem i wszystkim innym--znowu przesadza,bo jego samozachwyt nad swoja przebiegloscia i genialnoscia przykrywa mu chyba wiele rzeczy...i kreuje sie na kogos jeszcze innego-ale to po to zeby go wszyscy dostrzegli,kompleksy nauczyly go wtapiania sie w tlum, a teraz nie musi tego robic, bo przeciez tak gra,ze nie ma tych kompleksow--sa ale on tylko o nich wie,reszta tego nie widzi bo ta cala fikcja to sprytnie ukrywa... pogarda : do nieznajomych rzeczy czy ludzi...nic dziwnego, skoro ich nie zna nie moze miec pewnosci,ze i przed tymi osobami sie zakamufluje...potencjalne osoby ktore byc moze dostrzega jego gre i rozszyfruja go...wiec lepiej takimi gardzic i nie okazywac sie dla nich milym gosciem, bo zbyt szybko i latwo moga sie zjawic w jego otoczeniu...a podejrzewam,ze dopoki nie ma pewnosci i dopoki nie pozna danej osoby na tyle,zeby stwierdzic jej nieszkodliwosc i miec pewnosc,ze nic nie podejrzewa i nic nie rozszyfruje --gardzi i odpycha od siebie ta osobe... jak dla mnie to jeden ciag zachowan i jego poczynan ktore sobie wymyslil,ktore staly sie dla niego rozwiazaniem jego kompleksow...nie musial walczyc z tymi kompleksami,czy dazyc do tego zeby je zniwelowac i nauczyc sie ze z kompleksami mozna szczesliwie i radosnie zyc i nie trzeba sie ich wstydzic...on poszedl na latwizne moim zdaniem i dogodny scenariusz zaczal realizowac, taki jak mu sie wymarzyl...i realizuje go i wszyscy widza i slysza ze on jest cool--jest taki casanova ze moze wszystko...Gierka i ta cala fikcja to jednoo--ale on chyba sam byl w szoku,ze o 180 stopni na klamstwie i oszustwie odwroci swoje zycie...i zbyt bardzo sie tym zachwycil no i oczywiscie pozwolilo mu to byc bezczelnym cwaniakiem ktory moze wszystko... Ja to widze raczej w taki sposob...tymbardziej,ze czesto jest tak ze dostajac cos dobrego i radosnego co wczesniej bylo nieosiagalne, duzo osob chce juz pozniej same przed soba pokazac ze mozna zrobic wiecej i wiecej i robiac kolejne udane rzeczy,ktore mialybyc nieuchwytne sam siebie wznosi na wyzyny,spoglada z coraz wyzszej wysokosci na wszystko,ze jak sobie uzmyslowi jak juz wysoko wszedl gardzi tym co na dole i ciagnie udowadnianie,ze jest najlepszy wiec dlatego tak wysoko stoi...skoro sam tak wysoko wszedl,znaczy ze jest kims,moze wszystko... a podejscie do sexu?? to juz mysle odrebna sprawa,a moze kompleksy byly tym czyms co nie pozwalalo mu nawet na zwyczajny sex-gdzie oddalby sie jedynie rozkoszy...bo myslal o swoim kompleksie i o tym ze jak partnerka go zauwazy moze sie zniecheci...nic przyjemnego,pilnowac rzeczy ktore samemu uwaza sie za kompleksy-a inni moze nawet tego nie widza...wiec teraz jest kims - najlepszy ze wszystkich wiec byc moze Tobie chce pokazac co to nie on, a w rzeczywistosci sciemnia i wymysla dziwne rzeczy, bo wie ze Ty na to nie przystaniesz, i ze to Cie nie kreci...a jego zdaniem takie jego wymyslne fantazje ukaza Go jako takiego,ktory probowal nawet extremalnych sfer tematu sex,wiec jest doswiadczony no i dobry...chce Ci zaimponowac... I podejrzewam,ze stawiajac go na ostrzu noza...zostawie Cie i koniec, jesli sie nie zmienisz, bo to co robisz czesto nie odpowiada faktowi ze mnie kochasz i chcesz ze mna byc...ale musisz olac i zlekcewazyc jego pierwsze, wkurzenie, krzyk i nerwy--bo tym Cie pewnie zawsze,zrazal do stanowczego dzialania...i pozniej pewnie przepraszal i zarzekal sie ze nigdy wiecej,bo sam czuje ze przesadzil,ale w jego gierce to czesc planu,zeby nic nie wyszlo na jaw...Powiedz,ze skoro jest az tak zazdrosny i podejrzliwy to chyba albo ma cos sam na sumieniu,ze i Tobie nie ufa, albo mimo ze niby kocha i chce razem byc nie wierzy Ci w Twoje uczucie do niego...co moze byc juz znowu przykladem na to,ze on majac swiadomosc prawdziwego swojego ja, wiec ze by Cie nie zdobyl,wie ze gra i ze kochasz osobe fikcyjna--dlatego nie ufa i podejrzewa...wydaje mi sie,ze bardzo latwo mozna go rozszyfrowac, chociazby powiedziec mu to co chociazby tutaj pisze-reakcja bedzie kolejnym przykladem jego prawdziwej osobowosci...a jesli bym sie mylila w tych slowach to po takich spostrzezeniach powinien zrozumiec ze jego zachowanie nie jest niczym normalnym i ze wypadaloby cos zmienic...skoro nawet ukochana osoba odbiera to jako nienaturalne zachowanie, ktore musi miec swoja konkretna przyczyne...Powiedz mu ze jego zafascynowanie swoja osoba, egoizm, narcyzm jedynie pokazuje Ci ze Ciebie ma za kogos gorszego a co dopiero inni,ktorymi gardzi bez skrupolow...A jesli rzeczywiscie nie jest to wymyslona gierka to taki egoista i zakochany w sobie facet nie zmieni sie-podejrzewam,ze juz nigdy...skoro po roku zwiazku,pokazal Ci rzeczy ktore ukazywaly jego lepszosc i wyzszosc...Ciekawa jestem tylko jak Ciebie w tym czasie traktowal? Napewno nie ocenial Cie wyzej niz swoja osobe...pogadaj znim na zasadzie...(nawet wyolbrzym wszystko) ze sie go zaczynasz czasami bac, ze zauwazylas nawet jego czeste manipulacje na ktore sie godzisz,dla swietego spokoju bo masz nadzieje ze sie zmini i bedzie sielanka...ale ze tak nie powinno byc...ze powoduje obawy i lekki smutek jesli wezmie sie pod uwage gorsze rozwiazanie i nie dojscie do kompromisu...JA bym tak z nim porozmawiala a nie proponowala lekarza i terapie... Slowem zakonczenia: dla mnie to wszystko jest wymyslona fikcja ktora przykrywa jego kompleks badz kilka kompleksow... autorka juz pewnie zapomniala o tym problemie-tyle czasu temu zaczela temat, ale co tam swoje slowa wyrazilam:):):)
  6. ...jest pewien rodzaj ludzi ktorzy, potrafia sami sobie cos wmowic-wmowic sobie-czyli rozmyslaniami przekonac swoja osobe, ze mysli sa nie tylko czyms wymyslonym przez mozg tylko jest to rzeczywistosc ktora jedynie musza zaakceptowac i wprowadzic oficjalnie w swoje zycie...Sila Umyslu:):) Skoro potrafilas sobie wmowic ciaze-czyli dosyc skaplikowany temat,gdyz naprawde nie jest zalezny tylko od naszej osoby... Wierze w to,ze i inne rzeczy bedziesz potrafila sobie wmowic--przekonac sama siebie... Np. to ze przejscia ktore przezylas, byly po to zeby nauczyc Cie czegos,zebys w przyszlosci nie popelniala juz takich bledow... Zle doswiadczenia mozesz odebrac jako "swojego Nauczyciela Zycia",nauka sie zakonczyla wiec duzo madrzejsza mozesz zaczac kolejny etap w zyciu,ktory bedzie lepszy niz cokolwiek dotychczasowego...z racji nabytej wiedzy... Sama widzisz,ze w przeszlosci przekonalas sie do czegos absolutnie fikcyjnego-wiec zobacz ile potrafisz sila Umyslu:) Teraz przekonaj sie do tego ze doswiadczenia to madrosc, ktora przez cierpienie i smutne odczucia ucza Cie jak w przyszlosci wybierac drogi, i jakie decyzje podejmowac zeby dojsc do upragnnionego, wymarzonego celu zyciowego:) Wiem!! ze jestes osoba, ktora bedzie potrafila to zrobic...Sila Umyslu i forma samoprzekonania do czegos...jesli istnieje to w obu kierunkach( w kierunku nieodpowiednim i pozytywnym).Nieodpowiedni kierunek juz obralas teraz chociaz sprobuj (zeby samej sobie udowodnic) ze tak samo obierzesz ten pozytywny kierunek:) Trzymam kciuki...pozdrawiam... p.s (bez urazy)widocznie Twoi poprzedni partnerzy nie zaslugiwali na taka osobe jak Ty,nie rzuca sie kogos ot tak--widocznie oczekiwal czegos innego (nie koniecznie poprawnego i zgodnego z Twoimi oczekiwaniami),a podejrzewam ze gdy byl juz wolny,czas jaki byliscie razem przyzwyczailo go napewno do wielu nawykow i cos co robiliscie wspolnie,gdy przyszlo jak Cie zostawil,wprowadzilo zdezorientowanie i nie wiedzial co ma robic...wtedy zapragnal wrocic...docenil po stracie?? czy przyzwyczajenie bylo wygodnym wyjsciem dla niego??--jedna czy druga odpowiedz jedynie pokazuje,ze chyba nie do konca Cie docenial--nie warto tracic lez na kogos kto nie potrafi docenic... A klamstwa w zwiazku, tymbardziej dotyczace takiej sprawy jak narkotyki-to (moim zdaniem) calkowite olanie Twojej osoby.Klamal w jakims celu-pokazywal Ci sie jako ktos inny, bo w rzeczywistosci narkotyki wladaly jego zyciem...skoroby kochal nie robilby czegos co by Ci sie nie spodobalo.Nic nie widzialas,a on cpal - nie bal sie ze mozesz sie od kogos innego dowiedziec?? a moze mial to w nosie... Ani jeden ani drugi nie wart Twoich lez Kobieto:):) Jeden nie docenil drugi oklamywal -ciesz sie ze nie jestes ani z jednym ani drugim...pomysl sobie,ze za iles kolejnych lat moglobybyc gorzej... Znajdzie sie kolejny i nastepny i jesli bedzie potrzeba bedzie ich 10ciu...w swoim czasie przyjdzie ten odpowiedni, ktory nawet po latach Cie w zaden sposob nie zawiedzie... Zycze sukcesow w dazeniu do sielankowego i radosnego zycia:)
  7. Mam 22 lata,jako dziecko bylam raczej nie ta szczupla lecz ta "wieksza",choc bez przesady,ciut wiecej niz powinnam miec...Okres dojrzewania jak kazdej innej przybylo tu i owdzie-niemile slowa, jakies smiechy i taka jakby nie do konca tolerancja przez tych ktorzy mnie nie znali--zachowawczy dystans z ich strony... Wtedy byly to doly, ryk i obwinianie mamy...krzyki, klotnie no i oczywiscie nieszczescie po calosci. I wtedy tez jako ta brzydka i niedowartosciowana nastolatka spotkalo mnie cos co nastolatke nie powinno spotykac:(...I to jest start (wedle tego co teraz mysle) prawdziwych problemow... Niepojetym dla mnie bylo wtedy to jak ta dziewczyna ktorej okazywano ze jest gorsza i brzydsza,ktorej wrecz wmawiano ze na nic nie powinna liczyc,bo kto i co mialby jej oferowac...nagle dorosla osoba bierze ja i krzywdzi-krzywdzi a siebie zadawala,jesli zadowala to znaczy ze sprawia (choc w jakims stopniu)sobie jakas przyjemnosc... Niby przeklety epizod,ktory jedynie dal bol i krzywde, lzy, leki,przymusowe wrecz zatracenie w sobie normalnych instynktow kobiecych,rezygnacja z wielu przyjemnosci w celu nie przypominania sobie tych chwil gdzie nie mialo sie na nie wplywu... To co dla innych bylo najwieksza rozkosza i pieknymi chwilami dla mnie przestalo istniec,a jesli sie pojawialo to jedynie wywolywalo te najgorsze odczucia,bol, lek i lzy--polaczone z obwinianiem siebie za to wszystko... A wiec totalne pomieszanie wszystkiego...pojmowanie otoczenia, postrzeganie siebie, niwelacja wszystkiego,zero planow, zero marzen, celow poprostu zycie dla rodziny i jakiejs grupy przyjaciol... Sama sobie nie moge poukladac tak do konca mojego zycia,a problemy innych i tak sa dla mnie wazniejsze, robie wszystko dopoki nie pomoge--(nieskromnie)ale czesto mi sie to szybko udaje i sporo osob same z siebie podziwialy moja sile przekonywania i ten upor w dazeniu do pozytywnego konca... W miedzyczasie juz zylam sobie spokojnie ze swoimi pogladami i ze swoim odbieraniem swiata...i zawsze kiedy sie cieszylam ze tak jak sobie wymyslilam mozna zyc, i tak naprawde jestem radosna i szczesliwa-przychodzil dzien,ze wszystko cofalo sie do poczatku...kolejne sytuacje nienalzace do przyjemnych, sytuacje ktore przez ogol spoleczenstwa sa osbierane jako zle i wstretne, no i napewno nie powinny sie one nikomu przytrafic tymbardziej (jeszcze ciagle)nastolatce... Rzucilam nagle wszystko, konczac LO od razu wyjechalam do Niemiec... Sielanka ,wszystko szlo po mojej mysli... inny kraj byl dla mnie takim zupelnie innym otoczeniem, zupelnie inni ludzie, z innym podejsciem do zycia i ludzi--uproscilam to sama w swojej glowie chyba po to zeby choc na chwile uwierzyc ze nowe miejsce-nowi ludzie-nowe nawyki-nowe wszystko-bedzie nowym poczatkiem tego radosnego zycia. Swietnie , przyszedl nawet czas ze swoje postrzegania i podejscie do niektorych spraw ktore sama sobie okreslilam(zupelnie inne niz normalnie sie ma) zaczely mnie jakby "razic", nie pasowaly mi do konca...przyszly i zmiany, powroty do tego co normalni ludzie mysla i czynia... tak pieknie i radosnie bylo ze nie potrafie tego teraz opisac...chyba zbyt pieknie bo pojawily sie nowe dziwne, niemile sytuacje---Ha! i przedewszystkim ocenianie mojej osoby na podstawie mojego pochodzenia (krotko piszac : Polka- tzn. bardzo latwa kobietka,czesto nie bioraca oplat za swoje uslugi, bedaca na zawolanie)oburzona takim podejsciem zaczelam z tym walczyc tak intensywnie,ze sama sprowadzilam na siebie nie lada problemy--ze strony Panow korzystajacych z uslug wlasnie takich PAn(obiektywnie: 70% bylo wlasnie takich jak Panowie oczekiwali,a spora mniejszosc to kobiety hmm...nazwijmy je Zwykle Kobiety) do tego, pokazanie,ze skoro pochodzi sie z Polski to nie ma sie glosu i powinno sie robic wszystko bez marudzenia...rodzina u ktorej bylam jako Au-pair(zamozni,wyedukowani,na wysokich stanowiskach)czesto zadawali pytania typu: a Wy macie to w Polsce??(ogromne zdziwienie)...Polska w ich oczach to dzungla...nie kazdy taki byl, aczkolwiek sporo ludzi-w miare mlodych tak odbieralo Polakow...a majac w umowie 6 h, niby prosba wymuszalo sie prace 16h...i znowu,zrownanie czlowieka z blotem,pokazanie ze jest gorszy...zmeczenie fizyczne z dnia na dzien silniejsze, psychicznie sterowali mna tak ze balam sie wrecz powiedziec ze czegos nie zrobic, a z drugiej strony robiac cos nie myslalo sie o kaloriach,o tym co wolno a czego nie wolno zjesc, zacharowac sie zwlaszcza wtedy gdy ma sie dola, zeby nie wpadl pomysl ukojenia smutku w czekoladzie... Oprocz pracy i tak trzeba bylo znalesc odpowiedni czas na to zeby sie najesc--"takie pyszne wezme kawalek wiecej"--automatycznie wyrzuty,no wiec trzeba bylo pozbyc sie wyrztow i tego powodu zlosci i nerwow na sama siebie...chcac pozbyc sie najlepiej wszystkiego,w celu lepszego skutku opychanie sie do maximum no i pozniej toaleta...z ktorej wychodzilo sie czesto opuchnieta, sina,ze lzami w oczach--az brakowalo sil, leciala zolc, a pozniej czesto krew,ktora gdy tylko sie pojawiala motywowala mnie i zostawalam jeszcze dluzej az zoladek sie "wykrecal"... Straszne, wstretne, napewno nie przynoszace nic dobrego...WIEM WIEM WIEM i co z tego?? Powrot do Polski-przymusowo wrecz, zadecydowane przez mame---Skrajne wyczerpanie i wycienczenie organizmu, minimalny poziom chyba wszystkich mineralow i witami w organizmie,no i Anemia. Niemoc,zalamanie,ochota jedynie na smierc i koniec tych mek...Ale widok,cierpiacych bliskich ktorzy byli zalamani gdy mnie sluchali czy tuz po powrocie ogladali...dla mnie byl straszny... Nikt nic nie wiedzial i nie domyslil sie przez dobre ponad 4 lata...mama zabierajac mnie nie wiedziala o niczym, myslala ze to praca mnie wykonczyla i to ze bylam sama... Dla mnie to bylo wygodne, nikt mi nie marudzil ze tak nie mozna, ze tak nie wolno...jak cos zobaczyli i zaczynali dziwic sie czemus -- wytlumaczenia byly takie, ze kazdy byl przekonany ze sie cos pomylil... Zbyt ryzykowne byly wyjscia do toalety...chcialam tam byc caly czas,nawet nic nie jedzac szlam i jedynie draznilam i tak podraznione gardlo, przelyk i zoladek...BOL!! No to wagowo byc taka jak te uznawane za normalne, szczuple--(nie wieszaki czy przesadnie chude)--postrzegane jako atrakcyjne kobiety...nie moglam sie zaniedbac--ryzyko wpadki nie bylo juz mozliwe,gdyz wyjscia sie skonczyly... Niejedzenie...5 lat wczesniej,na poczatku problemow odstawilam z dnia na dzien mieso i wszystko co nawet dotykalo miesa,zupa jedynie na wywarze warzywnym -" mieso ot tak rzucilam to i reszte rzuce|...Poczatki ciezkie wiec nerwowka, pozniej 1 dzien bez niczego, 2 , 3 , 4 , 5 ...nalogowo energy drinki i woda, herbata.Soki, zupki,czekolada do picia naturalnie ze nie--cos gestszego bylo dla mnie czyms bardziej tuczacym(chore!!) pozniej brakowalo sil, ale 1 dzien regeneracji i jedzenia - i wszystko bylo ok:) w tym czasie doliny, wciski, placz- skutki porazki wyjazdu do Niemiec , i nieudana proba usamodzielnienia sie--Nieudacznik, pechowiec,z milionem problemow o ktorym nikt inny nie wiedzial-inni widzieli wesola, pozytywna, optymistyczna maxymalnie wiecznie usmiechnieta i wszystkim pomagajaca osobe...duzo ludzi mowilo ze zazdrosci mojej sily, moich poukladanych pogladow ktorymi dzielac sie ulatwialam im zycie i pokonywanie problemow...radzili sie, o pomoc prosili w prost,dazyli do tego co wydawalo im sie ze ja mam w swoim zyciu...tlumaczac czy wyjasniajac cos -jedynie wiedzialam ze tak nalezaloby robic,zeby byc szczesliwym ale w rzeczywistosci bylo na odwrot w moim zyciu... Niejedzenie zaczelo wzbudzac podejrzenia mamy,poczatkowo zwracala uwage, pozniej prosila, sama robila i prosila, zaczelo sie liczenie wszystkiego co jest w domu do jedzenia...nerwy, krzyki,masa slow i sytuacji ktorych nie powinno byc...Stres Stres Stres...POdjecie studiow...super,ekstra...zaoczne,tydzien na nauke...o prace ciezko bylo--poczatkowo sytuacja nie wymagala tego zebym pracowala...znowu nowi ludzie nowe otoczenie...Weckendy w akademiku -ZERO KONTROLI nad jedzeniem, wyjscia do toalety nie byly tam ryzykowne...RAJ...po weckendzie wycienczona, odwodniona,ledwo docierajaca do domu--Powod zmeczenia??nawal nauki,pisanie pracy do pozna... Te przekrety z jedzeniem poprostu trwaly juz kilka lat,juz nawet nie musialam o tym ciagle myslec czy kabinowac--po takim czasie wprawa byla niesamowita, nie potrzebowalo sie juz palcy,odpowiedni wdech i wydech powodujacy odpowiedni ruch zoladka juz wystarczal, cisza jak makiem zasial...jakby nigdy nic... Wycienczenie,zaczelo byc takie ze mdlalam--upadek na ziemie, niezalezne ode mnie,1 raz potknelam sie,2 raz -cos mi sie w glowie zakrecilo,3 raz -sama zaczelam sie bac,kiedy zemdlalam pod prysznicem... Mama sie o wszystkim wtedy dowiedziala bo sie sama siebie wystraszylam, co ja robie ze soba... Tyle problemow w glowie, tyle rzeczy ktore nie powinny zaistniec...znowu zal i nerwy na siebie i nawet strach...jedynie na krotki czas zmotywowal mnie do poukladania sobie tematu ODZYWIANIE,--reszta gdy ma sie sile i jest sie odzywionym,ma sie ochote i sile zeby wyjsc,cos porobic,gdzies pojechac...ta reszta,ten bol z przeszlosci tak odchodzi,a z czasem nawet jak wspomnienie jakos troszke rani to pozwala mu sie odejsc i (chyba co nawazniejsze)godzi sie z tym co sie stalo,nie szuka sie na sile przyczyn,nie szuka sie winnego,samemu sie nie pograza tylko odbiera sie swoja osobe nidosc ze jako ta niewinna i niemajaca wplywu na to co sie stalo to nawet mimo to dalej jako wartosciowa osoba ktora zasluguje na szczescie i radosc,ktora moze spotkac swoja druga polowke,ktora dowiadujac sie o wszystkim wesprze i pomoze za wszelka cene pokonac leki, bol--cierpliwie i z konsekwencja bedzie robila to co widzi ze nam pomaga i mimo jakis potkniec i jakis chwilowych zalamkach dalej bedzie przy boku i dalej bedzie wsparciem. Pierwszym krokim zmian (w mojej sytuacji) bylo wybaczenie tym ktorzy mnie (w doslownym znaczeniu tego slowa) skrzywdzili fizycznie czy psychicznie...To bylo trudne,zeby nie drazyc i nie szukac niczego co bylo przyczyna tej sytuacji...a osoba ktora "wykonala ta krzywde" byla poprostu osoba ktora zle postapila,pogubila sie w zyciu i zrobila glupstwo.Dzisiaj bylabym w stanie stanac na przeciwko tej osoby i prosto w oczy jedynie powiedzialabym "nic do Ciebie nie mam i teraz jestes osoba ktora mimo naszego "spotkania"nie wplynela na moje zycie" Wybaczone, zapomniane, jestes dla mnie osoba obojetna... Zycie poki co od ok 2 lat juz jest normalnym zyciem, pojawil sie nawet ktos(kto kiedys nie zostalby dopuszczony do mojej osoby blizej niz stopa zwyklej znnajomosci)nie ma juz lez, bolu czy smutku z powodu przeszlosci...jest OK. Moze tylko zaczelam zbyt rozdrabniac i analizowac wszystkich sytuacji ktore nie poszly tak jak sie chcialo i one nie sa ani zle czy smutne, sa w porzadku ale nie takie jak w zalozeniach i juz MYSLICIEL sie wlacza,bo ciagle biore pod uwage to,ze z tym wszystkim wtedy co ranilo poradzilam sobie wlasnie Sila Umyslu i Sila Przemowienia Samej Sobie ze czasami nawet jesli to boli i rani,nawet nie dokonca wierzac w to ze zmiana podejscia moze wszystko naprawic,nalezaloby sprobowac...Jestem silna i nigdy sie nie poddam...Tak jest wtedy gdy jest dobrze i po mojej mysli,nadmierny perfekcjonizm ktory pojawil sie niedawno(jakby w celu wynagrodzenia tamtych zlych przezyc) czasami mnie bardzo pograza latwiej i szybciej popadam w smutek, zal. Niedokladny perfekcjonizm odbieram jako porazke dla mojej osoby i w glowie pojawia sie ponownie wkurzenie na siebie, ze znowu moja niedoskonalosc spowodowala ze nie ma 100% zadowolenia... Odzywianie?? poznajac "swoja drruga polowke" bylam na etapie strachu przed tym co robie...pozniej proby,czy niejedzenie 1 dzien spowoduje omdlenia czy zaslabniecia--okazalo sie ze nie...1 przerwa, 2 dni i jest ok , przerwa,3 dni i przerwa - ale przerwa w niejedzeniu byla czasem opychania sie i wycieczek do toalety...Starania zeby Ukochanemu pokazac ze dla niego moge wszystko, byly jakas przerwa wtym zlym poczynaniu, ale szybko powracaly przyzwyczajenia--bo to brzuch za duzy, bo to dyskoteka, bo to wyjazd, bo to wakacje i lato i trzeba dobrze wygladac...zawsze bylo BO i jest nadal... Tylko ze znowu jak na poczatku nikt nic o tym nie wie...I sa dni gdzie podejmuje walke z tym,ale nie wychodzi bo przypadkowo zjadlam za duzo (jesli mozna mowic o przypadku w takiej sytuacji--chyba raczej nie)znowu wycieczki i niejedzenie sie zaczyna a wraz z tym wyrzuty ze nie jest sie silna osoba tylko slabeuszem,ktory nie moze sobie poradzic z tym co go krzywdzi. I mam swiadomosc tego i boje sie bardzo skutkow jakie sie predzej czy pozniej pojawia.I kazdy skutek jaki bedzie spowodowany moim "odzywianiem" bedzie zlym i negatywnym skutkiem. Degraduje sama siebie i daze do swiadomego zla dla samej siebie...I to mnie doluje i przeraza,ale nawet mowiac/piszac o tym tak do konca nie dopuszczam tej mysli do siebie---bo boje sie ze jak sobie samej uswiadomie i przetlumacze ze nie robie nic rozsadnego znowu sie podlamie ze jestem taka troche do niczego,slaba i chyba nienormalna patrzac na moje poczynania...ale odstawiajac to co robie, wiem ze przytyje a dla mnie to juz tragedia, powod do zalamania i co nie tylko, nie wiem czy ktos przetlumaczy mi,ze nie powinnam tak robic--wsumie ja wiem ze nie powinnam... hmm...dosyc obszernie i szczegolowo mi wyszlo...to chyba dobrze...
  8. Witam Wszystkich razem i kazdego z osobna, takim przywitaniem jak kto sobie zyczy:):) Nowa osoba, w nowym otoczeniu powinna sie przedstawic i przywitac--wiec to czynie piszac tutaj... Hmm...powitanie jest nadwyraz prosta rzecza do zrobienia i nie sprawia zapewne nikomu problemow, co do kwesti drugiej (przedstawic)...jak dla mojej osoby to nielada wyczyn, jak w kilku zdaniach opisac wszystko to co chcialoby sie przekazac -- w jakim celu takie szczegolowe, wyczerpujace przedstawienie?...odpowiedz- jak dla mnie istnieje jedna- pewnosc ze inne osoby, ktore pomoga gdy przyjdzie problem, ktore wytlumacza i wyjasnia gdy pojawia sie pytania, ktore poprostu skomentuja jakas wypowiedz--beda dla mnie samej osobami mogacymi mnie przekonac bo znaja problem od podszewk i rozumieja skad sie wziely takie a nie inne okolicznosci, ktore tak a nie inaczej potoczyly losy mojej osoby... Wstep sam mowi (chyba) za siebie Filozofowanie, rozmyslanie,glowkowanie to teraz nieodlaczna czesc mojego zycia,takie rozlozenie na czesci pierwsze jakiejkolwiek kwesti z mojego zycia, pozwala mi dosyc logicznie i mysle,ze raczej pozytywnie rozwiazac jakikolwiek problem...(moze nie tak do konca, bo problemy jednak sa...)-o tym moze gdzie indziej...i chyba (ciezko sie do tego tak na forum przyznac) przyszlam do Was po porady?? po pomoc?? Slowem przywitania, jeszcze raz Was Witam:)
×