Własnie sobie tak gadam , w kółko. Sa dni kiedy wszystko jest ok ( tak było przez ostatni miesiąc) wtedy pewnie wygladam jak wariatka bo chodze i śmieje się do wszystkich., mysle sobie wygrałam. A potem nadchodzi znów cos i jak bańka mydlana wszystko znika. Próbuje sobie tłumaczyc ,ze choroby które sobie wymyslam nagle nie znikaja. Że jak bym cos w tym łbie miała to nie zniknałby na miesiąc a potem znów sie odezwał bo to tak nie działa. Najgorszy jest strach,że mogłabym zostawic moje dzieciaczki.To jest chyba najtrudniejsze bo myslac o nich je krzywdzę. taka pentelka. Za trzy tygodnie mój mały ma komunie a ja sie martwię ,żebym po pierwsze dozyła ( wiem,że to śmiesznie brzmi), żebym nie ryczała i żebym mu tego dnia nie popsuła.
A tak po za tym to nie wiedziałam,że sa inni którzy tez maja takie problemy. Najbardziej dziwi mnie fakt ,że przeciez jesteśmy ludzmi młodymi mamy dzieci i poukładane zycie.