Skocz do zawartości
Nerwica.com

sandalek

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez sandalek

  1. Witajcie

     

    I znow zaczynam nowe zycie - dzis drugi dzien brania Rexetinu, na razie pol tabletki.

     

    Mam nerwice natrectw, od ok. dwoch lat psychoterapia, niecale dwa lata temu zaczelam moja (jakze udana ;) ) przygode z SSRI (Seronil). Przestalam brac w lecie, bo bylo OK, ale ostatnio znow mocno obnizony nastroj, uporczywe myśli, znow wizyta u lekarza.

     

    I terapie i leczenie powinnam zaczac znacznie wczesniej, ale czasami naprawde trzeba dostac w cztery litery, zeby poprosic o pomoc. Czasami nie wystarczy, ze jest zle, musi byc tragicznie. Ja musialam siegnac dna.

     

    I lezy przede mna nadzieja w pastylkach.... wiem, ze musze jeszcze troche poczekac, az zacznie dzialac. Na razie tylko sennosc.

     

    To ponarzekam...

     

    Moje natrectwa to ostatnio przede wszystkim uporczywe, meczace mysli i poczucie, ze powinnam cos zrobic, zeby zapobiec jakiemus (szeroko pojetemu) zlu, niebezpieczenstwu. Najczesciej ma to wymiar moralny lub religijny (skrupuly). Mam poczucie, ze majac swiadomosc jakiegos zla/niebezpieczenstwa, powinnam ludzi uchronic przed tym, przynajmniej sprobowac. A to najczesciej wymaga jakiegos osmieszenia sie, zrobienia czegos dziwnego/trudnego....

     

    A to tylko czesc wszystkiego co mnie meczy...

     

    Praca - trudna sytuacja - jestem sam na sam z przelozonym, w pracy od rana do poznego popoludnia, malo wolnego czasu, w domu jestem przed 18.00 (o ile jestem, bo najczesciej mam jeszcze cos po pracy...).

     

    Czuje sie tam uwieziona, siedze tam sama lub z moim szefem (a on tez nie jest konsekwentny w naszych relacjach), bardzo brakuje mi relacji z ludzmi.

     

    Bliscy znajomi sie rozjechali, niebliskich niewielu. Zeby istnialy hurtownie z przyjaciolmi...

     

    Strasznie zaluje lat studiow i szkoly - doroslosc mnie przytlacza. Nie docenialam wtedy tej wolnosci ktora mialam - biorac pod uwage ten straszny brak czasu teraz. Ale wiem tez, ze walczylam z innymi rzeczami, dostawalam w kosc, spadalam na dno... i nie sposob oceniac dawnych wydarzen z nowej perspektywy. Nie mialam wtedy wiedzy, ktora mam teraz... a jednak strasznie zaluje, ze tkwie w doroslym zyciu, a chcialabym sie cofnac.

     

    To nie jest wszystko, co mnie meczy, ale o niektorych rzeczach nie umiem jeszcze mowic/pisac.

     

    To teraz moze troche o sukcesach, bo byly i - mam nadzieje - beda.

     

    Takie "typowe" natrectwa - sprawdzanie zamkow, kurkow, mycie rak i wielu innych rzeczy - w duzej mierze pokonane!

     

    Zyskalam tez troche pewnosci siebie, wyszlam juz troche do ludzi. Nie sa to bardzo bliskie relacje, ale SĄ. Chociaz tyle.

     

    Spiewam - dwa razy w tygodniu sa proby... bardzo malo jak na moje zapotrzebowania ucieczki od zycia, problemow i natrectw. Ale to jest jedna z rzeczy, ktora mnie jakos trzyma w kupie, daje mi bardzo duzo frajdy. Naprawde wierze, ze jest to dar o Boga. Ale nie dostalam tego prosto do rak... musialam odpowiedziec na zaproszenie :) Kilka lat temu w zyciu bym tego nie zrobila - tym wieksza moja satysfakcja!

     

    Zamierzam zmienic sytuacje z praca - chce szukac nowej (aczkolwiek z tym wiaza sie kolejne natrectwa).

     

    Nauczylam sie szukac pomocy.

     

    SA sukcesy.

     

    Na razie ciezkie poranki, troche lez, wiele meczacych mysli, lepsze i zbyt krotkie wieczory.

    Troche nadziei.

     

    Jesli ktokolwiek cieplo o mnie pomysli - dzieki.

    Pozdrawiam.

  2. Witajcie,

     

    Jest wieczór i jest mi o wiele lepiej niż będzie rano, chciałabym to przedłużyć, nie iść spać, nie pisać tu o problemach...

    Ale wiem, że rano obudzę się przed budzikiem, będę się trząść i myśleć o tym, że jednak chciałabym napisać o sobie na forum...

     

    Mam nerwicę natręctw, obecnie jakiś rozpaczliwie depresyjny (???) epizod. Od ok. 2 lat psychoterapia, potem leki (Seronil), odstawiłam ponad pół roku temu, ale widzę, że trzeba będzie do nich powrócić (za 2 dni lekarz! potem jakieś 3 tygodnie i... lepiej?).

     

    Z dużą częścią natręctw już sobie poradziłam - sprawdzanie gazu, klamek, uporczywe mycie - takie 'standardy'.

    Gorzej z takimi związanymi z moralnością. Miałam duże skrupuły w życiu religijnym, poczucie winy do obłędu. Też w pewnej mierze wyleczone.

    Nie do końca jednak.

     

    Do teraz męczy mnie poczucie odpowiedzialności za czyny innych - chcę (a tak naprawdę wcale nie chcę!) zapobiegać niebezpieczeństwom, które stwarzają, bo jeśli tego nie zrobię, to ja będę winna szkodzie... [która powstanie lub nie].

    Widzę, że mój język robi się pokrętny.

    Właśnie jedna taka sprawa bardzo mnie męczy i strasznie dezorganizuje mi życie.

     

    W życiu - średnio. Bardzo pragnę zwykłości i codzienności, spokoju, bez ciągłego szarpania mojego wrażliwego sumienia i ciągłych dylematów w zwykłych nawet sytuacjach. Nie chcę naginać moich zasad i przekonań, a moje poczucie własnej wartości i pewności jest niskie, także sprzeciwianie się jest niełatwe.

     

    W pracy nie najciekawsza sytuacja: jeden na jeden z przełożonym lub zupełnie sama w biurze, w domu jestem przed 18.00, do pracy wstaje o 7.00. I gdzie czas na życie?

     

    Nigdy nie miałam wielu znajomych, miałam za to bliskich znajomych. Teraz, jakiś czas po studiach, znajomi gdzieś się rozpierzchli... i samotność dobija :( W pracy, jak pisałam, ludzi nie mam... Są bliżsi znajomi, ale na odległość.

    I tak troszkę wyszłam do ludzi, ale nie są to bliskie relacje, takie, jakich bardzo potrzebuję.

     

    Problemy z dorosłością, dojrzałością. Cały czas odwołuję się do autorytetów, w dużej mierze opieram się na rodzicach. Ale jeśli ktoś mi nie powie, "zrób tak i tak", albo "nie jesteś za to odpowiedzialna", moje własne myśli mnie zamęczą!!!!

     

    W najbliższym czasie chcę zmienić pracę, nie wiem jak mi się to uda w moim obecnie nie najlepszym stanie. Ale nie mogę już tam być. Ze zmianą pracy wiąże się oczywiście sterta odpowiedzialności za dobro/ zdrowie a nawet życie (!) innych.

    Nie boję się rzucić niby dobrej w sumie pracy... bo i tak wiem, że w razie wtopy i tak rodzice mnie nie wyrzucą i pewnie nawet nie wypomną...

    Przeprowadzka w ogóle nie wchodzi w grę, finanse to raz; ale nie jestem w stanie być sama 24h/ dobę.

     

    No to się wygadałam.

     

    Teraz jestem w stanie myśleć o walce, nie wiem jak będzie jutro rano....

     

    Jeśli ktoś choćby ciepło o mnie pomyśli - dzięki.

    Pozdrowienia.

  3. Witam Was

     

    Nie najlepiej u mnie ostatnio, postanowiłam do Was dołączyć.

    Mam nerwicę natręctw i trochę innych problemów, z którymi ostatnio zupełnie sobie nie radzę.

     

    Są też chwile i ludzie, dzięki którym jakoś się próbuję trzymać.

    I owoce kilkuletniej walki też są.

    Ale ostatnio potwory w przewadze :cry:

     

    Napiszę więcej na stosownym forum.

    Tymczasem - pozdrowienie piszącym i czytającym!

×