Skocz do zawartości
Nerwica.com

Vladimir443

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Vladimir443

  1. Rozumiem, tak ogólnie to jestem na 14 dzisiaj umówiony na psychoterapię więc będę to przegadywał ze specjalistką, gdzieś w środku wiem, że moje obawy o schizofrenia nie są uzasadnione, ale głowa niestety swoje, i zrobił mi się mętlik.
  2. Wiesz co, odkąd mam owe zaburzenia to miałem już różne wkrętki, od homoseksualizmu przez strach przed utratą życia i schizofrenia też już dawno temu się przewinęła. W jaki sposób moja relacja z religijnością jest niezdrowa, wybacz, że tak dopytuję, po prostu staram się znaleźć odpowiedź.
  3. Cześć wszystkim, chciałem się podzielić czymś, co trochę mnie ostatnio męczy i może ktoś z Was miał podobnie. Od lutego moje życie mocno się zmieniło przez pewne trudne wydarzenie. W jego wyniku zacząłem zbliżać się do Boga i Kościoła – czytam sporo, oglądam „The Chosen”, codziennie o 15:00 odmawiam koronkę do Miłosierdzia Bożego. Czuję się z tym dobrze i daje mi to spokój. Dużo się zmieniło na lepsze od tego czasu. Ale… mam też zaburzenia lękowe i czasami coś potrafi mnie „poryć” – na przykład ostatnio przeczytałem artykuł o tym, że religijne fascynacje bywają objawem schizofrenii. I od razu mózg zrobił swoje: a co jeśli ja...? I tak mam taka wkręte od wczoraj jak za "starych dobrych lat" gdy każdy miesiąc przynosił inne wkrętki i objawy. Boli mnie to, że moje fascynacje religią może wnioskować takim czymś. Zdarza mi się myśleć o znakach od Boga, wierzę, że czasem coś może mieć głębszy sens, ale nie dopatruję się ich wszędzie, po prostu wierzę że Bóg może dawać znaki. Nie mam żadnych głosów, nie czuję się wybrany, mam dystans do siebie, potrafię kwestionować własne myślenie, zastanawiać się: czy to moja wiara, czy może coś podkręcone przez lęk? Ostatnio miałem taką myśl, że boję się, że nie wierzę wystarczająco dobrze, przeglądałem sprawę ze szwagrem, który jest wierzący i powiedział mi "Jezus nie wymaga od Ciebie byś był idealny" i momentalnie mnie to uspokoiło i nie wracałem do tego. Straszne to jest dla mnie i sprawia mi ból bo przez ostatnie parę miesięcy wiara to jedna z najważniejszych rzeczy w moim życiu i jedna z rzeczy, która najbardziej pomogła mi przejść ten ciężki okres, uwielbiam chodzić do kościoła, modlić się i oglądać filmy religijne czym zgłębiam swoją wiedzę na ten temat, i boli mnie to, że mam myśli żeby przestać to robić bo to może świadczyć o tym i o tym. Pytałem wczoraj dziewczyny, czy zauważyła coś dziwnego w moim zachowaniu w związku z tym wszystkim, powiedziała, że absolutnie nic złego, tylko same pozytywy w moim zachowaniu zaszły odkąd jestem praktykującym katolikiem (ona nie praktykuje). Czasem nawet przychodzi myśl: że to co teraz przeżywam, ten lęk to może to jakiś test wiary – Bóg sprawdza czy to złamie moja wiarę. Czy to nadal zdrowe? Czy ktoś z Was miał podobnie – balansując między duchowością a lękowym analizowaniem siebie? Będę wdzięczny za jakiekolwiek doświadczenia albo słowo wsparcia. Jestem naprawdę przerażony. Pozdrawiam Was serdecznie, Vladi
×