Skocz do zawartości
Nerwica.com

un_lucky luke

Użytkownik
  • Postów

    45
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia un_lucky luke

  1. Wracam po przeziębieniu, które mnie trochę wzięło Tu się z Tobą zgadzam! Bycie z kimś tylko dla kasy i wyglądu jest bardzo płytkie. Niestety takie mamy czasy, że wielu chce mieć dom, porządne auto, w miarę fajną pracę. No bo, to "jest wstyd" pokazać innym kogoś, kto nie potrafi ogarnąć swojego życia. Kto się zadowala "byle czym, byle było". W dzisiejszych czasach trzeba być mega ambitny, bo tylko tak jest się postrzegany. Bo czy taki facet jak ja z moją marną kasą utrzymam swoją rodzinę, dzieci? No właśnie byłoby ciężko. Musiałbym być z kobietą, która również nie boi się pracy, ale czy takie są? Teraz idzie się na łatwiznę, bo po co silić, prawda? Tylko proszę nie mów mi o Filipinach! Tam się też utrzymuje rodzinę partnerki, a tego nie chcę robić! Poza tym mieszkam w Poznaniu, a dużo jest studentek zagranicznych i myślisz, że któraś się mną zainteresowała?! Nie! Sam musiałem zagadywać, co nie jest takie proste, bo mój angielski jest taki sobie. Można by rzec poziom A2/B1, nic więcej. Kiedyś próbowałem zagadać do Azjatki (chyba to była Chinka). Byłem tak zestresowany, że proste zdania bardzo dukałem. Było mi z tym bardzo głupio, czułem się z tym źle. Bardzo kiepskie zostawiłem po sobie wrażenie :((( A jeśli o mój gust to uwielbiam właśnie Azjatki: Chinki, Koreanki (z Południa ) i Japonki. Afrykanki nigdy mi nie przypadły do gustu. Nie wiem czemu, po prostu nie podobają mnie się i tyle. Zresztą moim marzeniem jest zwiedzić całą Japonię i to jest jedna z nielicznych rzeczy, którą chcę zrobić sam! Bo raz - taka wyprawa "trochę" kosztuję, a po drugie - nie wiem, czy będzie w życiu partnerka, która podzieli podobne zainteresowania, pasje jak moje. A to ma u mnie bardzo duże znaczenie! Coraz bardziej myślę, żeby poznać kobietę z zagranicy, bo nasze robią się coraz bardziej kapryśne i nie ma znaczenia, czy starsza czy młodsza - na każdej się tak samo sparzyłem! Może rzeczywiście lepiej by było poduczyć się np. j. angielskiego, a w moim przypadku mógłby być też w przyszłości chiński i japoński. U mnie są koleżanki albo ode mnie starsze (przeważnie znacznie starsze), albo zajęte. Jest również dziewczyna znacznie ode mnie młodsza (o 15 lat!). Niby nam się fajnie rozmawia, 2 razy się spotkaliśmy, niby mi mówi, że jej na mnie zależy, ale mam takie wrażenie, że nic z tego nie będzie. Tylko friendzone. Nie angażuje się w takim samym stopniu jak ja, nie inwestuje naszej relacji w takim samym stopniu jak ja (a się bardzo angażuje, przeważnie ja do niej piszę, ona bardzo rzadko to robi). Ona ma czas, ja niestety nie! Nie będę czekać, aż ona z łaski swojej da mi szansę, bo staram się być cierpliwy, ale tak jak wcześniej wspomniałem - czas u mnie ucieka i na pewno nie będzie chciałaby być z siwym dziadem Nie będę na nią zły, kiedy powie wprost, że nic z tego nie będzie. Nie będę robić awantur, nie będę jej celowo ignorować, ale nie dam się więcej traktować po raz kolejny jako opcja. To mnie bardzo frustruję! Chcę być przez swoją przyszłą partnerkę/żonę chciany, być "number one", być kimś ważnym. Chcę, by ona angażowała się w naszą relację w takim samym (a nawet jeszcze większym) stopniu jak ja. Może, jak uda mnie się zmienić otoczenie, to z biegiem czasu poznam kobietę, która mnie nie potraktuję jak idiotę. Piszę "może", bo powoli tracę wszelką nadzieję Odkładam kasę. Chcę mieć swoje mieszkanie. Swoje mieszkanie to spokój, stabilność i samodzielność. Ja się na tą chwilę "duszę"! To powiem tak. Kiedyś też próbowałem ze starszymi od siebie dziewczynami. Były to 4 podejścia i z żadnego z nich nie nauczyłem się pozytywnego. Albo natrafiałem na osobę, która sama nie wie, czego chce, albo bawi się moimi uczuciami. Sparzyłem się na starszych osobach, bo one przeważnie mnie wykorzystywały. Rozumiem, że chcesz mi przekazać lekcję, że warto być otwartym dla innych, ale jak mam to zrobić, skoro inni na mnie się zamykają?! Po prostu kobiety mną gardzą, nie szanują mnie. Czy ja żądam od życia zbyt wiele?! BTW, byłem niedawno w Empiku, bo lubię szukać czegoś do czytania. Była dziewczyna, do której kiedyś zagadałem (bo pracuje tam). Nigdy do tej pory nie widziałem, żeby ona była w takim humorze, tak się śmiała, bo z nią rozmawiał kolega z pracy (a powiem szczerze za urodziwy nie był, no trochę wyższy ode mnie). A jak ja do niej zagadałem (rozmawialiśmy o książkach, co lubimy czytać), to mnie potraktowała jak śmiecia. Nie wiem, co jest grane z współczesnymi kobietami..... Przez takie sytuację moja obecność na tej planecie nie ma żadnego sensu, bo po co mam żyć, dla kogo? Mam być przez całe życie sam?! To ja takie coś p***dolę!!! (wybaczcie moje słownictwo, ale inaczej nie da się określić!) Pozdro :(((
  2. Hipergamia. To sprawia, że w dzisiejszych czasach taki ktoś jak ja nie ma łatwo, jeśli chodzi o poznawanie kobiet. Przekonałem się na własnej skórze, jak to jest - kiedy mówi się, czym się zajmuje. Żeby było ciekawie, to cześć z dziewczyn pracują jako pielęgniarki, a to jest jakby nie patrzeć podobna profesja (nie identyczna!). A mimo to na mnie patrzyły jak na kosmitę. Teraz to nie wypada umówiać z kimś, kto ma mało prestiżową pracę, bo jak będą reagować rodzina, znajomi. Już by podsuwawali swoje "uwagi" typu: "z tym facetem nie będziesz mieć przyszłości", "z czego będziecie żyć" itd. Takie stygmatyzowanie jest bardzo przykre. A mało kto zdaje sobie sprawę, że są potrzebni ludzie, którzy muszą wykonywać niezbyt prestiżowe prace. Bez "maluczkich" byłby bród, smród i ubóstwo. W sumie fajny pomysł podsunąłeś z ankietą, ale przewiduję prawdopodobny wynik W mojej pracy mam albo zajęte, albo znacznie starsze. Jedynie mam koleżankę, które jest ode mnie znacznie młodsza. Jest bardzo w porządku, mamy o czym rozmawiać. Niestety ma sporo "na głowie", co Nam obu nie ułatwia w rozwoju naszej relacji. Może kiedyś się uda, kto wie. Ale na razie muszę być cierpliwy. Z zmianą pracy jest tak, że chce nie tylko znaleźć pracę pod swoje/około swojego wykształcenia, ale też więcej zarobić. Chcę w końcu mieć własne mieszkanie, być w pełni samodzielny. Bo mieszkać z rodzicami jest coraz bardziej męczące. Wśród partnerek nie upatruje kogoś starszego od siebie. Kilka razy w życiu próbowałem być z taką dziewczyną, ale źle na tym wychodziłem. Poza tym nie chcę zastępczej mamusi tylko partnerki, którą mogę wesprzeć (i vice versa).
  3. Zdecydowanie wolę rozmowy na żywo. Przez Internet to nie jest to samo. Kiedyś się o tym przekonalem i źle na tym wyszedłem (choć w tym przypadku wina leży głównie po mojej stronie). Niestety to prawda, że teraz liczy się hajs, wygląd i status. W skrócie hipergamia. Jak ja tego słowa nienawidzę! Jest dla mnie jak przekleństwo! Osobiście wolę normalne z wyglądu dziewczyny, nie interesują mnie tzw. modelki. Bo o czym miałbym z taką rozmawiać. Bo jak miałbym ciągle mówić albo słuchać o pracy, pogodzie i zakupach, to by mój mózg by uciekł na bezludną wyspę Lubię rozmawiać o czymś ciekawszym, np. O marzeniach, o tym co czytałaś ostatnio, gdzie chcesz pojechać (Bali czy inne Malediwy u mnie odpadają - dla mnie to jest red flag!), co Ci sprawia największą radość itd. Bo o zadzie Maryni długo nie pociągnę! No niestety muszę dbać o swoje interesy a nikt o nie zadba bardziej niż ja sam. Możliwe, że to zabrzmi egoistycznie, ale przecież każdy ma z nas chociaż cząstkę egoisty. Wtedy mi było bardzo przykro, ale teraz z perspektywy czasu to mi to na dobre wyszło. Przynajmniej spróbowałem, bo ja tak mam, że próbuje do skutku. Jak się zupełnie poddam, to po prostu do tego nie wracam. Dlatego "walczę" o to, bym poznał kobietę i się związał (co nie znaczy, że chcę być z pierwszą-lepszą osobą, bo to nie o to chodzi!). Jak odpuszczę zupełnie tą sprawę, to jest duża szanse, że do niej więcej nigdy nie wrócę.
  4. Nic nie ma złego w takiej pracy. Parafrazując z "Czterdziestolatka": "Jestem mężczyzną pracy. Żadnej pracy się nie boję" Ale w tym roku u mnie minie 9 lat, od kiedy pracuję w sklepie z bożą krówką w logu i wystarczy! To nie jest moje "miejsce na Ziemii". Jest to praca ciężka i co gorsza, bardzo niewdzięczna. Niektórzy ludzie nie szanują takich osób jak ja. Myślą takim stereotypami, że tego typu praca to jest dla ludzi "po zawodówie". Na speed-datingu się bardzo boleśnie przekonałem, co Panie myślą o osobach pracujących w sklepie. A żeby było zabawnie część z tych dziewczyn pracowały wtedy jako pielęgniarki, które również nie mają lekko. W dzisiejszych czasach liczy się (niestety) wygląd, kasa i status. Bardzo rzadko która kobieta doceni faceta za pozytywny charakter. Dlatego chcę zmienić pracę, na coś o moim podobnym/pokrewnym wykształceniu. Inaczej odbiera kobieta, gdybym powiedział, że pracuję w biurze/urzędzie, a inaczej jako zwykły kasjer. Bo jak ma powiedzieć swoim znajomym czy rodzinie, że chodzi z facetem, który pracuje w sklepie jako "szeregowy?! Przecież będą oni dążyli, by z takim delikwentem się rozstać (mogą podejść "psychologicznie" typu: "z czego będziecie żyć?", "przez niego nie będziecie mieli mieszkania/dzieci", "zasługujesz na kogoś lepszego"). Co innego, gdybym lubił swoją aktualną pracę, ale tak nie jest! Jestem cholernie sfrustrowany, zmęczony. Nawet byłem ostatnio na nocnych zmianach, że nie miałem za bardzo, co robić w wolnym czasie (bo muszę się przed pracą zdrzemnąć, inaczej nie funkcjonuje). Kocham wolny czas, a moja praca mi to coraz bardziej uniemożliwia! Dlatego muszę działać. Kobiety też na to inaczej patrzą. Gdy próbuje coś zmienić w swoim życiu. Przecież żadna z Was nie chciałaby być z kolesiem, który nie ma za grosz ambicji (bo ambicja, to awans, a awans to też kasa, a im więcej kasy tym lepiej ;)). Też pracuję w sklepie i mogę stwierdzić: masakra! Nie boję się fizycznej pracy, ale nie po to człowiek się kształcić, by tylko to robić do usranej śmierci (prędzej kręgosłup mi wysiądzie niż kopnę w kalendarz). Żadna szanująca się kobieta nie będzie chciałaby być z kimś, kto tylko robi w markecie. Zresztą, jakby reagowałaby jej rodzina/znajomi? Niby ona jest osobą dorosłą, ma jakąś niezależność, ale wystarczy umiejętnie podejść psychologicznie i ze związku nici :(( Prezes banku może być z sprzątaczką, ale Pani prezes banku z cieciem to już nie bardzo.
  5. Skąd mam wiedzieć? Nie czytam w jej myślach, a nawet bym nie chciał. Żartuję, żeby się ze mną nie umówiła nawet, jakby Unia Europejska wymyśliłaby tego typu dotacje (Chwila! Może takie coś za chwilę wymyślą? Już nie takie absurdy wymyśleli). Jeśli chodzi o portale: Oczywiście, że je próbowałem! Pierwszy raz zarejestrowałem się na portalu Sympatia w 2007 r. jako 17-letni smarkacz. To był ten portal, w którym poznałem koleżankę "na dystans", z którą się nie udało (zdecydowanie przez moją głupotę, debilizm i tchórzostwo). Próbowałem w późniejszych latach na innych portali/aplikacji: Boo, Badoo (tutaj zaznaczam, że moja koleżanka poznała swojego męża właśnie na tym portalu), Bumblee, randkowy Facebook. Nawet był raz na żywo na speed-dating (mam z tej "imprezy" bardzo złe wspomnienie). Ale nic z tego nie wyszło. Naprawdę próbuję i próbuję, i dalej nic Szlag by to trafił! Dzieciate?! O nie! Nigdy, nigdy, przenigdy! Niektórzy mówią o takich sytuacjach: "to jest tak sprzątasz po imprezie, na której nie było się zaproszonym". Ja na to mówię: "To tak, jakby się wskoczyło na głęboki basen a nie nauczy się podstaw pływania". Dla mnie bycie z samotną mamuśką (w skrócie SM) to jest bardzo kiepski wybór, a dlaczego? 1. Wejście w taką relację jest jakby wejście "z doskoku". Jest to bardzo nienaturalna kolej rzeczy. Inaczej, kiedy bym poznał kobietę, stopniowo lepiej się znamy. Potem jesteśmy w związku, po jakimś czasie ślub i potem dziecko. Chodzi o kolejność, "porządek", naturalny ciąg wydarzeń. Wszystko przebiega w swoim tempie. Z SM byłoby to przeskoczenie nie jednego, a kilku etapów na raz! A dla takiego świeżaka jest to bardzo niekorzystne! Nie lubię pośpiechu! 2. Patrząc z perspektywy dzieciaka to jak ma sobie wyobrażać, że w jego dotychczasowym życiu nie dość, że za dużo rzeczy się dzieję (i tu nie mam na myśli tych dobrych) i jeszcze miałby w jego malutkim żywocie pojawić się kompletnie OBCY facet?! Jak ma się z tym czuć?! To jest bardzo niekomfortowa sytuacja. To będziecie coś w rodzaju rywalizacji, ale w bardzo toksycznym wydaniu. Bo i mały, i ja chcemy mieć jak najwięcej uwagi od partnerki/matki (zależy z jakiej perspektywy). To jest to konflikt interesów. 3. Byłbym od początku na samym końcu hierarchii. Logiczną rzeczą jest to, że kiedy pojawia się w życiu dziecko, to na nim się skupiamy. Bo trzeba nim się zaopiekować. Nie neguję tego. Jednak ta sytuacja jest ściśle powiązana z punktem 1. Co innego, gdyby wszystko przebiegało po jakimś czasie, naturalnej kolei rzeczy. W przypadku SM, od razu byłbym na końcu, bo hierarchia SM by była taka: Najpierw dziecko, potem rodzice/rodzeństwo, następnie znajomi, dalej pies/kot czy inna paprotka przy oknie, a końcu...partner. Jaki to jest sens wejść w relację, gdzie od początku byłbym na samym końcu?! Żaden! Poza tym, musiałbym "grafik" dostosować pod dziecko. Przykład: powiedzmy, że planowałem się spotkać z SM i nagle musi odwołać, bo dziecko chore. I tu jest źle, i tu niedobrze, bo: ja się wkurzam, bo ze mną się nie spotka, ale...gdybym się ze mną umówiła, to obaj wyszlibyśmy na potwory, bo chore dziecko cierpi. Pogmatwane, prawda? 4. Kontakty z ex-partnerem. Pół biedy, gdyby SM ostatecznie rozliczyłaby rozstanie z swoim poprzednikiem. Gorzej, gdy te kontakty mają od czasu do czasu miejsce i co gorsza taki koleś może mieć "bogatą" kartotekę. Nie ma zamiaru narazić swojego zdrowia i życia (także moich najbliższych), bo natrafiłbym na jakiegoś patusa. Zresztą, SM wybrała taką osobę, więc o niej też niezbyt korzystnie świadczy 5. Istnieje stwierdzenie, że "Nieważne, kto spłodzi. Ważne, kto wychowuje". Tak naprawdę obydwie rzeczy mają takie znaczenie! Geny też warunkują cechy charakteru, nawyki, skłonności do uzależnień. Oczywiście środowisko, wychowanie też ma znaczenie, ale proszę nie mówić, że "nie jest istotne, kto płodzi", bo ma! 6. Zerowy wpływ na wychowanie takiego dzieciaka, nie można postawić żadnych granic, ani nawet zwrócić uwagę. Bo usłyszysz od małolata "nie jesteś moim ojcem". To samo powie SM. Jak w takiej sytuacji zdobędę autorytet, szacunek?! Jest to nie do przeskoczenia. Wiem, że napisałeś pół-żartem, pół-serio, ale na te sprawy jestem bardzo uczulony! Wolę zdecydowanie być z kobietą, która ma pod tym względem "czyste konto". Nawet, jakby nie chciałaby/nie mogłaby mieć dzieci, to jest dla mnie o wiele lepsza relacja niż z SM. Więcej spokoju, znacznie mniej przepychanek, nie muszę walczyć o czyjeś względy/uwagę, dłużej pożyję (bo mnie ex nie pobije).
  6. Wiem, że jestem dziwny i wiesz co? W sumie się tego nie wstydzę Gorzej już być nie może. W tym przypadku mnie to nie śmieszy. Bardziej mnie po prostu cieszy. A jeśli chodzi o poczucie humoru: lubię "sucharskie" poczucie humoru. Uwielbiam klimaty Monty Python
  7. Tak do niej pasuję, że nie chce się ze mną umówić, choćbym był cytuję: "ostatnim facetem na Ziemii". Założę się, że nawet, jakby UE by jej dopłaciła, to też byłaby na nie Ale mówiąc serio to nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. Pracy szukam pod swoje lub "około" mojego wykształcenia. Może być biurowa, gdzieś w adninistracji/urzędzie/firmie. Nie po to się kształciłem, by przez całe życie robić jako fizyczny. Tym bardziej, że pracując w sklepie mam różne zmiany. Ostatnio mam dużo nocnych zmian i mam tego powoli dosyć! To nie jest na mój organizm. Nie mam przez to życia. Poza tym, nie chcę wyjść na nieudacznika. Która kobieta umówi się z kolesiem, który mi mgr pracuje jako kasjer?! Jeśli chodzi o mój niedoszły wyjazd sprzed wielu lat: byłem bardzo podekscytowany, "jarałem się" tym. Tylko, że no właśnie stchórzylem, bo słuchałem się swoich rodziców i to był mój błąd. Moim zdaniem, ma trochę wpływu na moją sytuację, bo by mogło się wszystko inaczej potoczyć, a tak? Później na studiach też próbowałem poznawać dziewczyny i i w ogóle nowych ludzi, ale efekt był mizerny. Która by miała discorda? Tam głównie są osoby 15-20 lat, także tam poczułbym się "staro". Dla przykładu, od 3 lat chodzę na Pyrkon i głównie są młode osoby. Rzadko jest ktoś w moim wieku, albo w podobnym. Głupio mi tak chodzić samemu, nie mam nikogo, kto by się ze mną zabrał Ciuchcie uwielbiam od najmłodszych lat i z tego nigdy nie zrezygnuje Moi siostrzeńcy już się zarazili moją pasją, także w przyrodzie nic nie ginie Chętnie bym się chciał dowiedzieć, co mogę zmienić u siebie, bo naprawdę nie wiem, co robię tak naprawdę dobrze i źle. A każdy mi mówi zupełnie co innego.
  8. Na pewno z ściemnianiem mi nie wyjdzie, bo kłamać nie umiem Z aplikacji czy portali randkowych korzystałem kilka - sympatia, boo, badoo, bumble. Nigdzie nie udało mnie się. Największą szansę, miałem w pierwszej z wymienionych portali. Miałem prawie 18 lat. To była połowa sierpnia 2008. Od kilku wtedy miesięcy pisałem z koleżanką. Było spoko. Tylko był jeden problem nasza odległość wynosiła z 300 km. Postanowiłem do Niej pojechać w wakacje, ale niestety plan poszedł się "kochać", bo mnie rodzice mnie nie puścili mimo wielu błagań! Niby ta dziewczyna nie była na mnie zła, ale kilka tygodni później okazało się, że ma kogoś. Bardzo mnie ta sytuacja wkurzyła i zabolała! A najgorsze w tym wszystkim jest to, że obiecałem Jej, że przyjadę. Od tej pory nie znoszę obiecywać. Mam dużą nauczkę. Jeszcze tamta sytuacja ciągnie się za mną do dziś. Mam zainteresowania: czytanie książek, gry komputerowe, pociągi (możecie mówić, co chcecie!, anime i mangi, żużel, rysowanie, słuchanie muzyki (poza disco polo i rapem, bo tych gatunków nie znoszę). Chcę się kiedyś wybrać do Japonii oraz zwiedzić drogę 66 w USA Nie wiem, czy są jakieś koleżanki, które chociaż mają cześć z ww. zainteresowań. Na pewno nie chcę się nikomu przypodobać. Nie mam zamiaru być "plasteliną". Jeśli któraś kobieta polubi mnie za to, jakim jestem człowiekiem - to już coś. Ale czy taka się znajdzie. Za kilka dni skończę 35 lat. Kiedyś uwielbiałem urodziny. Teraz ich nienawidzę w opór, bo mi przypominaja, jak bardzo sobie marnuje życie i jestem przegranym Zaznaczyłem się na mapie i tylko jedna znacznie starsza od siebie kobieta do mnie napisała i odmówiłem. Nie chce być z kimś znacznie starszym od siebie, bo bym się czuł bardzo niekomfortowo. Nie chcę drugiej matki. Tylko słyszę rady typu "idź do biblioteki czy czytelni". Serio? Kto w dzisiejszych czasach i to w dużych miastach chodzi do bibliotek? Jedynie w czasach szkolnych się tam chodziło. Przecież można kupić książki w księgarni, a jak ktoś ma czytnik to można kupić ebook. Mnie po prostu kobiety albo mnie wysyłają do friendzone, albo jestem opcją/kołem zapasowym. Powiedz mi, po co mam żyć?! Dla kogo?! Nie mam absolutnie żadnego sensownego powodu, by dalej egzystować. Do tej pory nie zaznałem zbyt wielu pozytywnych rzeczy. Od zawsze byłem "karmiony" negatywnymi bodźcami. Więc samobójstwo w moim przypadku byłoby najlepszym wyjściem. Bo nawet nie mam pomysłu na inne życie. Całe życie podporządkowałem się jednemu "celowi" - znalezieniu partnerki i co? Jajco Nie mam po co żyć, jak zdechnę to ludzie o mnie szybko zapomną. Wszystko jest stracone. Niedawno poszedłem zrobić nowe zdjęcie do cv, bo chcę zmienić pracę. Tylko, czy ktoś mnie weźmie z tak słabym cv? (mimo ukończenia studiów? Jestem po studiach ekonomicznych, a pracuję jako kasjer. Żadna kobieta nie weźmie kogoś nieambitnego jak ja). Nie wiem. A nawet, jak zmienię pracę to czy kogoś wartościowego poznam? Bo przy obecnej robocie, to coraz bardziej się staczam. Chcę naprawdę, żeby mi cokolwiek wyszli, ale jestem w takim wieku, że powinienem swoją "pozycję" ustabilizować na dobre, a nie dopiero budować. Która kobieta takim frajerem się zainteresuje? (już raz dostałem ochrzan za to, gdzie pracuję)
  9. To jeden z moich największych problemów. Od najmłodszych lat mam z problem, że biorę wiele rzeczy do serca (szczególnie tych negatywnych!). Bardzo rzadko doświadczyłem pozytywnej (ale takiej od serca!) opinii czy jakiekolwiek miłe słowo, o wsparciu nie wspominając. Niezależnie od tego, czy to było w domu, czy w szkole, czy w jakimkolwiek innym miejscu. Nigdy nie mogłem powiedzieć, co myślę, co czuję. Bo byłem albo zbywany, albo za kontrargument typu "Przestań się użalać! Inni mają gorzej!". "Aha, czyli moje problemy nie są warte rozmowy i miałbym bawić się w altruistę, który miał wszystkich zadowolić?" - tak nie raz myślałem. Albo miewałem z tego powodu bardzo duże nieprzyjemności (czytaj:ostre kłótnie). Ciężko mi jest, bo nigdy nie byłem u żadnej osoby kimś ważnym. Często byłem i jestem człowiekiem ostatniego wyboru. Chyba, że" paliło się", to wtedy przypomnieli o moim istnieniu. Po wykonaniu przysługi, znów byłem odstawiony" na ławę". Nie wiem, czy ktokolwiek z Was doświadczył podobnej/podobnych sytuacji co ja?! Ktoś kiedyś rzekł, że" co ciebie nie zabije, to cie wzmocni". Tylko, że tyle razy byłem "dźgany" i traktowany jak śmieć, że nie widzę dalszego sensu życia. Nie mam powodów, by dalej to wszystko ciągnąć. Zdaję sobie sprawę, że w tym życiu wątpię, żebym poznał wartościową towarzyszkę mojej drogiej zwanej życiem. Zresztą, kto by chciał iść tak trudną i nieprzyjemną drogę, prawda? Przecież Panie wolę bogatego przystojniaka z giga pewnością siebie. A nie takiego przegrywa co ja. Nie mówię, że inni mają gorzej, bo nie mam porównania. Każdy przeżywa sprawy na swój sposób. Ale mam tego wszystkie dość! Nie daję rady! Nienawidzę siebie! Co teraz czuję?! Wszystko, co najgorsze. Czuję w sobie coraz więcej złości, żalu, gniewu, frustracji, poczucia beznadziei. Coraz bardziej myślę o tym, by wcześniej zakończyć życie, bo nie da się wszystkiego naprawić. Zbyt wiele zepsułem, zbyt wiele straciłem. Chcę po prostu wszystko zacząć od nowa, ale nie wiem od czego zacząć. To tak, jakby mieć przed sobą rozsypywane puzzle i nie wiedzieć, od którego "kawałka" zacząć układać, by w końcu się udało. Moim zdaniem najbliższa przyszłość będzie dla mnie decydująca: albo w końcu coś mi się uda w życiu coś osiągnąć i stopniowo odzyskam radość z życia, albo czas sobie zaopatrzyć w sznur, bo żyć marnie po prostu nie chcę!
  10. Mam nadzieję, że to nie jest tani sarkazm. Każdy ma inną "tolerancję" co do chamskich uwag. Jedni mają na to wywalone, inni wręcz przeciwnie. Jestem otwarty na konstruktywne uwagi, sugestię. Ale jeśli ktoś mi proponuję, by "parzył się" z losową kobietą jak żaby w bajorze, bo tak "wujek/ciocia dobra rada" chce albo próbuje mi wmówić, że jestem jakimś świrem, no to wybacz, ale trzeba postawić granice i reagować! "Kłamstwo powiedziane 100 razy staje się prawdą". Nie wiem, czy byłaś kiedykolwiek atakowana werbalnie przez social media/forum. Ja byłem nie raz zmieszany z błotem pod byle jakim pretekstem. https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Enjo_kōsai
  11. Już to zrobiłem, znalazłem w ustawieniach. Dzięki! Boże, jak ten osobnik (bo nie wiadomo, czy rzeczywiście to "chłop" czy "baba") ostro mi podniósł ciśnienie. Kiedyś miałem do czynienia z osobą podobnego pokroju. Uwierz mi, wtedy ten typek ostro mi zatruwał życie. Do dziś jestem na takie rzeczy bardzo uczulony Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby pastwić się nad nieznaną osobą, która nic jej (czy jemu?) nie zrobiła złego? To jest jakaś chora forma odczuwania przyjemności? A takie "rady" to niech zostawi dla siebie. Bo jeśli nie umie się doradzić, to chociaż niech nie pogarsza drugiej osobie. Ja jeszcze jakoś dam radę, ale jeśli przeczytałaby osoba o bardzo kruchej psychice i bardzo dużym załamaniu nerwowym i jeszcze wypomina się o braku empatii, że to jest wrodzone (co jest to bzdurą, bo można ją nabyć), to jest to szybsza druga do autodestrukcji! Mam nadzieję, że nie posiada poradnii terapeutycznej czy psychologicznej (bo jeśli ma, to trzeba było zgłosić odpowiednim organom, co taki "fachowiec" wypisuje na forum, podkreślam, dla ludzi z problemami mentalnym!), bo takimi radami można nie jedną osobę "posłać do piachu", no bo jaki jest sens żyć, skoro nie można zbyt wiele zmienić w sobie? Żaden. Jeśli ja nie mam (rzekomo) empatii, to ten ktoś (on czy ona?) ma znamiona psychopatii i socjopatii. Bo, jaki jest sens zadawania komuś bólu psychicznego? Nikt przy zdrowych zmysłach nie krzywdzi drugiej osoby i tym bardziej w taki sposób! Niech sama czy sam przepracuje swoje problemy, a nie wyżywa się na innym człowieku. Jedynie mogę życzyć w tej sytuacji 2 rzeczy: raz - żebym tej osoby nigdy nie spotkał w życiu, a dwa - niech odzyska równowagę psychiczną (jest to trudna, ale da się zrobić). To tyle ode mnie w tej kwestii.
  12. Dobra, ogarnąłem ten temat. Wielkie dzięki za pomoc Czuję teraz sporą ulgę!
  13. Domyślam się, żeby jej "nie karmić". Choć fajnie by było, gdybym tych abominacji nie musiałbym czytać. Szkoda zdrowia na kogoś takiego.
  14. Jest możliwość, bym mógł nie widzieć postów uporczywej hejterki? Ani, by nie mogła do mnie pisać? Nie chcę czytać jej obrzydliwych "porad" czy "sugestii" i nie chcę mieć z tą osobą nic wspólnego. Po prostu chcę mieć spokój od toksycznej osoby. Za dużo mi ta osoba zaszkodziła.
×