Skocz do zawartości
Nerwica.com

Yarpen890

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Yarpen890

  1. Dziękuję za radę. Faktycznie może jako jedynak mam z rodzicami dość silną więź. Zawsze staram im się pomagać w różnych rzeczach. Może to trochę ironiczne, ale myśląc dokładniej atak płaczu wywołało u mnie zakupienie gazety. Zawsze z rana kupowałem dla rodziców gazety, które przynosiłem po pracy. Kiedy wczoraj przyniosłem gazetę do domu nagle mnie naszły myśli osamotnienia i pustki. Zauważyłem, że mieszkanie jest strasznie puste. Staram się patrzyć na wszystko pozytywnie i szukać plusów. Na pewno jestem zadowolony, że jestem bardziej usamodzielniony. Jak pisałem przez dłuższy czas mieszkałem poza domem. Jednak smuci mnie przyjście do mieszkania i witająca mnie cisza. Normalnie coś się zawsze działo, ktoś się do mnie odzywał itp. A teraz nic.
  2. Dobry wieczór, Piszę moją kwestię w tym wątku, ponieważ nie wiem do końca gdzie umieścić temat. Po przejrzeniu kilkunastu wątków na forum mój problem może wydawać się małostkowy i można mnie ocenić na "przewrażliwionego". Postanowiłem napisać jednak, ponieważ sytuacja zdarzyła mi się pierwszy raz, a w rodzinie miałem kilka osób z depresją itp. Może też po prostu muszę to gdzieś komuś powiedzieć. Wracając to tematu głównego. Cała sprawa związana jest z wyprowadzeniem z domu jak to się mówi na swoje. Jakiś czas temu przekroczyłem trzydziestkę i wczoraj wieczorem oficjalnie wyprowadziłem się do własnego mieszkania z domu rodzinnego. Już od paru lat stale nie mieszkałem z rodzicami z powodów studiów w innym mieście lub pracy (krótsze/dłuższe okresy). Jednak po każdym, etapie zawsze wracałem do domu rodzinnego. Miałem w podświadomości, że wracam do kogoś. Z zamiarem stałej przeprowadzki szykowałem się około roku (remont mieszkania itp.) i tak się wyprowadziłem. Z moimi rodzicami uważam, że miałem normalny kontakt jak to w rodzinie pomagałem im jak potrafię, czasem się kłóciło. Jakoż, że oboje mają różne schorzenia to starałem się na co dzień pomagać z różnymi sprawunkami, sprzątaniem w domu etc. Miałem wyrobioną pewną rutynę w ciągu dnia praca - dom. Jak już wspomniałem wcześniej mieszkałem już dłuższe okresy samodzielnie, lecz przyjeżdżałem przynajmniej raz w miesiącu do domu. Tutaj myślę, że jest ważna kwestia "dom". Niezależnie od odległości zawsze miałem w podświadomości, że wracam do domu. Żyjąc z rodzicami zawsze miałem do kogo się odezwać i coś zrobić. Dzisiaj jadąc rano do pracy nagle naszła mnie myśl, że opuściłem już na stałe dom - poczułem jakby coś zostało przecięte. Wywołało to u mnie falę płaczu. Udało mi się to opanować i normalnie przepracować dzień. Myśląc, że poprawie sobie humor zadzwoniłem do rodziców porozmawiać. Niestety wieczorem naszło mnie kilka fal nagłego płaczu aż do ściśnięcia klatki piersiowej. W zasadzie już ponad 17 lat tak mocno nie płakałem. Zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze nie minęła dobrze doba jak zmieniłem adres zamieszkania, że ktoś może mnie nazwać mami synkiem. Jednak z chęcią wysłucham każdej opinii, własnego doświadczenia w tego typu sprawach, dobrej rady. Pozdrawiam.
×