Skocz do zawartości
Nerwica.com

Holybreath

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Holybreath

  1. W odpowiedzi do Agusi: Widzisz, ja za wszelka cenę chce uniknąć psychiatry. Nie dlatego ze boje się diagnozy. Kilka lat temu bylem z wizyta właśnie u psychiatry i niestety po kilku spotkaniach skończyło się tym, ze zraziłem się całkowicie do środowiska (wtedy) i psychologów i psychiatrów. Niestety ale ich metody leczenia najczęściej ograniczają się do zaaplikowania leku. Jest za dużo myśli - wiec trzeba podać lek żeby ograniczyć wydzielanie płynu który te myśli powodują. Występuje lęk - ok, ograniczmy go lekiem na uspokojenie. Niestety, przejrzyj czasem fora gdzie ludzie piszą, że idą bo psychiatry tylko po receptę. Bardzo łatwo jest zobaczyć szybki efekt podając lek. Niestety, najczęściej w ten sposób można wyleczyć tylko objawy, nie przyczyny choroby. Jeśli przychodzi się do dobrego psychologa to on próbuje się dowiedzieć - skąd ten lęk? Jak postrzegamy siebie w świecie, jak myślimy, że ludzie nas widza. Psycholog wierzy, że to w nas jest odpowiedź. Nie w diagnozie która jest w głowie psychiatry. Trzeba nam tylko dodać motywacji i bodźców aby ja odnaleźć. Nie próbuje za wszelka cenę zaszufladkować problemu od razu do konkretnej choroby umysłowej. Tak jak to robi najczęściej psychiatra, który potrzebuje nas tylko po to żeby usłyszeć kilka objawów które przypisze do czegoś co już zna pod nazwa - schizofrenia, autyzm itp. Oczywiste jest, że jeśli jest to dobry psycholog to on konsultuje się z psychiatra. Podobnie jest w moim przypadku. Nawet na początku naszych spotkań moja Pani psycholog miała dziwne podejrzenia w stosunku do obrazowego i symbolicznego sposobu opisywania niektórych problemów przeze mnie. I właśnie konsultowała się z psychiatra w tym celu aby sprawdzić czy nie jest to właśnie początek schizofrenii. Zostaliśmy z ta teza przez jakiś czas. Aż po jakimś okresie, poznając mnie bliżej Pani psycholog dowiedziała się, że jest to właśnie specyficzny i mój sposób opisu problemu. W myśl zasady ze jeden obraz znaczy więcej niż tysiąc slow. I teraz pomyśl, ze jeśli poszedłbym za radą aby odwiedzić wtedy psychiatrę to najpewniej dostałbym leki i znów odwróciłbym się od świata psychologów-psychiatrów bo potwierdziłoby się znowu to samo. Że nie słuchają. Uważam ze leki są niezbędne w niektórych przypadkach. Ale jest o wiele więcej przypadków gdzie wręcz są niedozwolone. Niestety, czysto materialne ujecie człowieka przez większość psychiatrów jest zbyt często powielanym błędem. Nie wiem dlaczego tak mocno obstajesz przy tym, że za wszelka cenę powinienem odwiedzić psychiatrę. Czy to, że ktoś ma problemy w kontakcie z ludźmi, że często brakuje mu tematu do rozmów, gdzie jest to powiązane z rozpoznaniem fobii społecznej jest aż takim wskaźnikiem poważnej choroby umysłowej? Czy swoich pacjentów też tak szybko kierujesz po diagnozę do psychiatry? W odpowiedzi do Wieslawpas: :) od kilku lat nie używam alkoholu. Penie dlatego że w przeszłości go nad-używałem. Głownie właśnie z takich powodów ze faktycznie, po wypiciu przysłowiowych trzech piw stawałem się aż zanadto rozmowny :) W odpowiedzi do Victorek: Z pewnością siebie jest u mnie dwojako. Z jednej strony mam bardzo niska samoocenę w bezpośredniej konfrontacji z ludźmi. Wydaje mi się ze jestem gorszy od wszystkich. Z drugiej strony od jakiegoś czasu zauważyłem we mnie wielki egoizm. Zawsze wiem lepiej, naj-lepiej. Praktycznie każdy dłuższy kontakt z ludźmi kończy się konfliktem, który ja nauczyłem się obracać tak, że zawsze wychodzi, że to ta druga osoba jest winna. Nie ja. Ja jestem najlepszy i to tylko kwestia czasu żeby wszyscy się o tym przekonali.. :) Niestety, albo na szczęście, zacząłem sobie uświadamiać ten problem. Wraz z tym powróciła moja nadzieja ze wreszcie uda mi się otworzyć na ludzi. Zniszczyć ten egoizm który jest moim kamieniem grobowym. Zobaczyć ze ludzie są TAM, w świecie a nie w mojej głowie, która ich przepoczwarza w karykatury i wywołuje niechęć i nienawiść do nich. Myślę ze wewnętrznie jestem dobrym człowiekiem. Potrzebuje tylko umrzeć dla siebie. Zniszczyć swoje ja, które zawsze jest z przodu a w to miejsce wpuścić ludzi za którymi tak tęsknie. Pozdrawiam i dzięki
  2. :) Czyli psycholog dlatego ze nie jest lekarzem psychiatra nie potrafi zdiagnozowac choroby umyslowej po roku terapii? A kilka zdan z postu tak? Bardziej prosilbym o konstruktywny przyklad z wlasnego zycia niz o proby diagnozy. W kazdym razie dziekuje.
  3. Psycholog wykluczył u mnie schizofrenie. Tak jak pisalem moja terapia trwa juz od roku a opisany przeze mnie problem trwa od kiedy pamiatam czyli pewnie kilkanascie lat albo i dluzej. Wiec jesli mialby to byc powod do rozpoczecia u mnie jakiejs powazniejszej choroby umyslowej to chyba juz by sie to stalo. Oczywiscie to nie dlatego ze to ja jestem wygodny i ze chce zeby ktos za mnie rozpoczynal rozmowe i ja prowadzil. Jesli by tak bylo to po co bym o tym pisal. Jest to dla mnie ogromny problem i jesli bylbym w stanie to z przyjemnoscia zaczynalbym i prowadzil rozmowe. Zreszta mam w doswiadczeniu pewne przeswity normalnosci kiedy czuje pewne otwarcie na rzeczywistosc i wtedy sam chetnie wiele mowie i nie jestem bynajmniej leniwy. Napisalem ze ten problem dotyczy tez bliskich po to zeby ktos nie odpisal ze jestem poprostu niesmialy i ze mam problemy z nawiazywaniem kontaktow. Mysle ze ten problem o ktorym pisze jest bardzo mocno powiazany z moim glownym problemem i jest tak naprawde tylko objawem tego co stanowi wlasnie zrodlo i zasade tego z czym sie borykam. Dlatego tez licze na to ze moze znajdzie sie ktos kto odczuwa podobnie, dla kogo znalezienie tematu do rozmowy i podtrzymanie kontaktu tez jest problemem. Bo byc moze okaze sie ze mamy wiecej podobnych objawow co mogloby pomoc w ostatecznym zrozumieniu i ustaleniu tego co tak naprawde mi dolega.
  4. Witam Od roku regularnie uczeszczam na psychoterapie. Mniej wiecej moj problem jest rozpoznany jako fobia spoleczna-zaburzenie osobowosci. Pisze mniej wiecej gdyz ani z jednym ani z drugim problemem nie utozsamiam sie w pelni. To znaczy nie rozpoznaje tego jako faktyczne zrodlo mojego problemu. Tutaj chcialbym zapytac Was - czy tez podobnie jak ja macie problem z takim zwyklym porozumiewaniem sie z ludzmi? Chodzi mi o to, ze ja najczesciej nie potrafie na dluzsza mete podtrzymac kontaktu. Po chwili rozmowy, po wymianie jakichs podstawowych stwierdzen na jakis temat w glowie pojawia mi sie pustka. Nie mam kompletnie o czym rozmawiac. I to niewazne czy jest to ktos bliski z mojej rodziny czy osoba ktorej nie znam zbyt dobrze. Moze to byc nawet ktos kogo lubie i z kim mam szczera ochote tak zwyczajnie porozmawiac. Czasem usilnie szukam w glowie czegos o czym moglbym powiedziec albo zapytac ale nic sie nie pojawia. Jest to jeden z glownych powodow dla ktorych jestem sam, to znaczy nie w zwiazku. Kilka razy w przeszlosci kiedy bylem dluzej z dziewczyna zawsze wczesniej czy pozniej pojawial sie ten problem. Po kilku tygodniach wszystko o czym moglem powiedziec sie konczylo i znow pojawiala sie ta znana pustka. Klopotliwe milczenie i.. W konsekwencji rozpad zwiazku. Tez problem wiaze sie z moim glownym problemem. Gdyz zeby miec o czym porozmawiac trzeba miec jakis przeplyw bodzcow z zewnatrz przez swiadomosc. Zazwyczaj jest tak, ze przezywamy rzeczywistosc zewnetrzna - tak ogolnie rzecz biorac. Jestesmy otwarci i niczego nie filtrujac pozwalamy temu co dzieje sie na zewnatrz nas a takze tego co dzieje sie w nas poprostu przeplywac przez nasza swiadomosc. Te tresci ktore jakos bardziej nas poruszaja gdzes zapamietujemy i mamy spontaniczna ochote zeby sie nimi podzielic. Taki jest jak mysle naturalny proces ktory umozliwia wlasnie takie ludzkie rozmowy. W moim przypadku, jak mysle jest tak, ze nie pozwalam na swobodny przeplyw tych bodzcow z zewnatrz przez moja swiadomosc. Wydaje mi sie, ze gdzies bronie sie przed tym zeby cos co przychodzi z zewnatrz dotarlo do mnie na tyle gleboko zeby mnie poruszylo. Czy ktos z Was ma podobnie? Pozdrawiam
  5. Nie chodzi mi o utwierdzanie sie w przekonaniu. Przeczytalem juz wiele postow na temat fobii spolecznej i z tonu w jaki ludzie wypowiadaja sie na temat leczenia i poprawy wynikalo by ze to jest praktyczne niuleczalna choroba. Wiele osob pisze ze leki nie pomagaja. Ze siedza w domach zamknieci przed swiatem juz od kilku lat. Ciagle bez nadziei na wyzdrowienie. Bardzo malo jesli w ogole jest glosow za tym ze komus sie poprawia. Ze widzi swiatelko w tunelu a juz w ogole nie przeczytalem ani jednego posta ze ktos konkretnie mial fobie spoleczna i z tego wyszedl. Stad pytanie.
  6. Witam To moj pierwszy post tutaj. Jakis rok temu sam zdiagnozowalem u siebie fobie spoleczna. Ze swoja - jak sie okazuje - choroba sam walcze juz od okolo 10ciu lat. Nigdy nie chcialem przed soba przyznac ze jestem chory. Zawsze myslalem ze to moj krzyz zyciowy i ze jest to moje zyciowe wyzwanie - pokonac "to". Ostatnio stwierdzilem ze jednak nie dam sobie sam rady. Juz wiele zrobilem, ale ciagle nie moge przejac kontroli nad lekiem. Nie moge go "zlapac" zeby zaczac z nim walczyc. "To" dziala niezaleznie odemnie. Zdecydowalem sie siegnac konkretnie po pomoc (mysle o terapii grupowej na Lenartowicza w Krakowie). W zwiazku z tym mam do Was pytanie: Czy ktokolwiek z Was wyszedl na dobre z fobii spolecznej? Albo czy ktokolwiek zna kogokolwiek kto moze powiedziec ze wyszedl z tego calkowicie. Ze juz w pelni ma kontrole nad wlasnym lekiem? Czy jest to w pelni wyleczalne? Z pytaniem zwracam sie do Was jako do ludzi ktorzy sami z tym walcza (walczyli). Nie chodzi mi o teoretyczne stwierdzenia lekarskie czy naukowe typu "oczywiscie, fobia spoleczna jest w pelni wyleczalna" tylko o to jak jest naprawde. Jakie sa REALNE szanse na wyzdrowienie. Dziekuje z gory i pozdrawiam
×