Hej. Jestem w drugiej klasie liceum, no coz, mam dopiero siedemnascie lat i walke z nerwica lekowa za soba. Dlatego chcialabym troche pomoc innym, ktorzy maja ten sam problem - wiem ze nie jest to latwe. I wcale nie jest prosto z tym wygrac: ponieważ nie ma takiej choroby jak nerwica lękowa. Nie powodują tego ani bakterie, ani wirusy. Nie ma na to żadnego skutecznego lekarstwa. Więc... o co w tym wszystkim chodzi??? Otóż, to jest MOJA odpowiedź:
Kiedy rok temu poszłam do nowej szkoły wszystko się zmieniło. Po prostu, z dnia na dzień. Bez przyczyny. Zaczęłam się bać, mieć okropne bóle brzucha, zamykałam się w sobie, na lekcjach odwracałam uwagę od wszystkiego innego niż myślenie o tym jak jest ze mną źle, czy rysowaniem. Nie umiałam nigdy na sprawdzian - strach się pogłębiał. Powiedziałam o tym mojej przyjaciółce - nie zrozumiała mnie. Pierwszy tydzień nie mogłam spać. Musiałam nawet przespać, czyt. przeleżeć dwie noce w pokoju mojej siostry, nie MOGŁAM zostać sama. Najgorszy tydzień mojego życia. Codziennie płakałam. Nie chciałam wychodzić z przyjaciółmi. Założyłam bloga. Pisałam tam o tym, jak ze mną źle i że nie mam już siły. Myślałam o samobójstwie. A najgorsze że ataki miałam średnio kilka razy dziennie, najczęściej w szkole. Wtedy po prostu odłączał mi się mózg, skulałam się w sobie, pociły mi się i trzęsły ręce, moje ciało pracowało na megasilnych obrotach, kręciło mi się w głowie, wyniszczałam siebie. Kiedy lekcja toczyła się dalej ja toczyłam wewnętrzną walkę sama z sobą, nikt nic nie zauważał. Kiedy w końcu było już bardzo ciężko poszłam na USG. Ale, jak powiedziałam, nerwica to nie jest choroba, nic nie wykryto. Wszystko doskonale. Więc dlaczego boli? Doszło do tego, że bałam się jechać w odwiedziny do rodziny, nie chciałam iść gdzieś z przyjaciółmi. Nocować u kogoś?! Bałam się już na kilka dni wcześniej. Codziennie wchodziłam na takie jedno forum poświęcone właśnie nerwicy lękowej i za każdym razem miałam atak. Więc po co wchodziłam? Może myślałam, że mogłabym się od kogoś czegoś dowiedzieć? Jasne, dowiedziałam się tylko że należy myśleć pozytywnie, że to tylko zależy ode mnie. Teraz widzę ile w tym prawdy, ale wtedy dołowało mnie to ogromnie. Bałam się. Jak miałam myśleć pozytywnie? Te wszystkie rady były bez sensu. Poza tym... więcej było i tak pytań niż odpowiedzi. Nie wiem sama, czego tam szukałam. Ah! Samo nazwanie tego ciężkiego przypadku, jaki nas dotyka NERWICĄ LĘKOWĄ jest po prostu straszne. Wtedy jeszcze trudniej nam z tym wygrać. Ale jeżeli nie wiemy z czym mamy do czynienia, to także z tym nie wygramy. TAK WIDZIAŁAM TO JESZCZE PARE MIESIĘCY TEMU.
Pierwszy krok stał się... No cóż, były to ferie. Po ponad półrocznej walce z samą sobą byłam wykończona. Ah, miałam dodać że kiedy jest się w takim właśnie stanie nie widzi się dla siebie przyszłości. I nie można sobie przypomnieć, jak to było kiedy wszystko było dobrze. Wydaje się to takie... jak za oceanem, ogromnie odległe. Więc, wyjechałam z rodziną na kilka dni w góry. I nagle zniknęło. ZNIKNĘŁO CAŁKOWICIE! Nie mówię teraz: jedźcie w góry, bo tam znika, po prostu... każdy jest indywidualny. Jednak... do szkoły wróciłam z tym okropnym nastawieniem. Wróciło. Wakacje. To były najcudowniejsze wakacje mojego życia. Zniknęło na całe dwa miesiące, bałam się, że w czasie szkoły wróci. Wraca. Oczywiście, że wraca. Ale ja już nie pozwalam, nie dam się. Nie pozwolę sobie zniszczyć siebie. Od rozpoczęcia roku szkolnego... a już jest z 40 dni po, miałam kilka ataków. Małych, nieznacznych. Najgorszy w pierwszy dzień szkoły, inny na geografii jakieś dwa tygodnie temu. I to tak po prostu, bez powodu. Ale wszystko się zmieniło. I umiem teraz racjonalnie patrzeć na to i na ostatni rok mojego życia. Potrafię wyciągać z tego wnioski, dużo wniosków:
Nerwica lękowa, chociaż nienawidzę używać tej nazwy, rodzi się w naszej głowie. Tak, właśnie, w głowie. Potem rozchodzi się po ciele. Często atakuje układ pokarmowy, dlatego że mamy nad nim niejaką kontrolę, następnie układ oddechowy, tu też możemy coś nazmieniać. I to nie wszystko.
Pierwsze pytanie, jakie powinniście sobie zadać brzmi:
CO Z MOIM ŻYCIEM BYŁO NIE TAK, ŻE TERAZ JEST TAK ŹLE?
Bo to nie jest nigdy tak, że jesteśmy szczęśliwi i nagle nas to dosięga. Wtedy to byłoby zbyt proste. Musimy wrócić do wczesnego dzieciństwa. Tak, miałam nerwicę lękową (ufff) w dzieciństwie. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego dopiero teraz, kiedy o tym piszę. Miałam... sześć lat, chyba. Poszłam na pogrzeb. Zawsze byłam wrażliwa, ale to była przesada. Nie znałam tego człowieka. I wtedy, pamiętam, ten tydzień po pogrzebie... był czymś w stylu mojego pierwszego tygodnia w nowej szkole. Ale, byłam dzieckiem, i od razu kiedy to minęło zapomniałam o tym, zresztą było krótkie i nieistotne. W moim życiu wydarzyło się coś jeszcze, ale o tym nie chcę mówić. Po prostu, jeżeli coś wydarzy się w waszym dzieciństwie i nie potraficie wtedy tego zrozumieć, zapominacie. Ale kiedy dorastacie... Wszystko jest inne. Wtedy to wraca. I najgorzej jest w momentach, kiedy wszystko się zmienia. Nowa szkoła, nowa praca, rodzina. Jak z tym wygrać? Nie ma określonego sposobu. Każdy musi sam do tego dojść. Nie, nie jest to proste. Jest to bardzo trudne. I właściwie... Bardzo poważne, jednak kiedy już minie, wtedy wszystko wraca do normy. A jest nawet lepiej. Najważniejsza rzecz, z jakiej jestem dumna i która pomogła mi wygrać z tym, co mnie dręczyło:
NIE BRAĆ ŻADNYCH LEKÓW! Powtórzę: to nie jest choroba. To jest w twojej głowie, ty masz z tym wygrać. Jeżeli sięgniesz po leki: to wtedy masz przed sobą dwie walki do stoczenia: jak odstawić leki, a wtedy jeszcze: jak pozbyć się tego czegoś, co nie chcę cię uwolnić. Po co sobie utrudniać? Żeby na 10 minut było lepiej? A potem? Wy macie to zwalczyć, a nie stłumić, ludzie!
Nie umiem wam pomóc. Zresztą w ogóle nie powinnam tego robić. Bo nie jestem w stanie. Nikt nie jest. Żaden psycholog także. On może wam jedynie przepisać leki, czy, co lepszy, może pomóc wam wejść na właściwą drogę i pokierować was. Ale reszta... Nie należy do niego.
Chcę wam udzielić kilku rad, teraz, kiedy już trzeźwo patrzę na to wszystko z dystansu czasu:
1. Nie poddawajcie się czasowi. Miejcie ustalone godziny na sen (najważniejsze to nie zarywać nocy), na życie towarzyskie, na pracę czy szkołę. Im więcej czasu spędzacie poza domem, im więcej czasu przebywacie z ludźmi, tym bardziej odciąga was to od myślenia o waszych wewnętrznych rozterkach.
2. Wakacje! Tutaj akurat chodzi o to: słońce, śmiech, zabawa - to wam naprawdę pomoże. Akurat tego jestem pewna. (Dochodzę do wniosku że ludzie w polsce są bardziej znerwicowani i przemęczeni właśnie przez nasz kimat. W bardziej egzotycznych miejscach nie ma się nawet potrzeby myślenia o przygnębiających nas rzeczach. Tak, słońce potrafi wiele).
3. Sport. Dużo sportu. Narzucony sport. Nie chce cię się? I tak musisz. A kiedy najdzie cię jeden z tych strasznych ataków: pobiegaj. Biegnij, aby go zgubić.
4. Zbieraj dużo pamiątek z chwil, które były dla ciebie wspaniałe. Potem, oglądając je, będziesz czuł że masz być z czego dumny w życiu.
5. Postaw na warzywa. O TAK! To jest prawda.
I CO NAJWAŻNIEJSZE: nie zaniedbuj spraw, które są twoimi obowiązkami!
Któregoś dnia TO dojdzie do wniosku że nic u ciebie nie wskóra, nie zniszczy cię, i pójdzie sobie tak samo, jak przyszło. Jednak ty musisz w to wierzyć. I trzymam za was wszystkich kciuki. I wiem, że do mnie też wróci nie raz. Niech wraca. Nie boję się. Jestem gotowa walczyć. O moje życie. O moją przyszłość.
chcesz pogadać? anulka1006@o2.pl