Skocz do zawartości
Nerwica.com

gre-ta

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia gre-ta

  1. Powodzenia! Myślę, że na tym forum ktoś mógłby Ci poradzić, gdzie się zgłosić, tylko musiałbyś napisać w jakim mieście mieszkasz.
  2. Niestety, oferta sama do Ciebie nie przyjdzie. Musisz sam szukać lub poprosić o pomoc kogoś innego, są opiekunowie/asystenci osób niepełnosprawnych, którzy pomagają w takich życiowych sprawach. Musiałbyś się do takiej osoby zgłosić i ona pomogłaby Ci znaleźć pracę i potem w ewentualnych trudnościach. Warto spróbować.
  3. Czy próbowałeś się zatrudnić w zakładzie pracy chronionej (są stanowiska specjalnie dla inwalidów)? Mam znajomą, która jest po Heine-Medinie (porusza się z wielkim trudem) oraz ma upośledzenie umysłowe w stopniu lekkim i zatrudnili ją w biurze na 1/2 etatu (nie wiem co tam robi). Codziennie dowozi ją do pracy i potem przywozi z pracy opiekun z opieki społecznej.
  4. Bez zgody mogą Cię hospitalizować chyba jedynie jak stanowisz zagrożenie dla siebie lub innych...?
  5. Po pierwsze: nie wiem czy oni nie kłamali, jednak jeśli tutaj ludzie opowiadają o swoich sprawach też nie wiesz, czy nie kłamią. Ja uznałam, że nie mam powodu im nie wierzyć. Dodam, że swoich historii nie opowiedzieli mi jednym ciągiem, po prostu poskładałam w całość wszystkie ich wypowiedzi dt. ich życia. Ci ludzie zachowywali się zupełnie normalnie przez większość czasu: byli rozsądni, kulturalni, pamiętali o sprawach codziennych (leki, opłaty itp.), poza tą matką nieślubnego dziecka, która co 3 miesiące zaczynała słyszeć głosy, ale i wtedy zajmowała się domem, robiła zakupy, sprzątała, gotowała, prała (nie miała innych krewnych), dopiero jak już nie mogła wytrzymać szła do szpitala, w szpitalu lekarz zawsze jej mówił: pani to przychodzi do szpitala jak na wczasy. A wszyscy mieli zdiagnozowaną schizofrenię lub depresję maniakalną. Po drugie: lekarz naprawdę nie wykazał żadnej empatii, również ta pacjentka skarżyła mi się, że czuje się olewana i dawno chciała zmienić lekarza, ale nie wie jak ma to zrobić (z powodu choroby była dość bezradna w sprawach, które wykraczały poza codzienność).
  6. Nie zdawałam sobie sprawy, że moja wypowiedź zostanie tak poważnie potraktowana. Uważałam, że jest to po prostu głos w dyskusji. Pani, której przypadek opisałam wcześniej też miała urojenia i słyszała głosy, ale na początku miała prawdopodobnie tylko obniżony nastrój z powodu tkwienia w nierozwiązywalnej przykrej sytuacji, ale nie uzyskała pomocy i to się dopiero później rozwinęło się to do omamów, po dłuższym czasie. Może nie wyraziłam się dość jasno, chodziło mi o to, że gdyby na początku tych problemów pomógł jej psycholog to może udałoby jej się uodpornić na wpływ otoczenia. Ona zaczęła mieć przekonanie, że zrobiła coś niewybaczalnego i to poczucie winy i przekonanie, że wszyscy ją potępiają prawdopodobnie były przyczyną początku jej problemów. Została z tym sama i po roku była już w takim stanie, że poszła do psychiatry (nie mogła spać, nie mogła jeść, wierzyła, że wszyscy są przeciwko niej, przestała chodzić do pracy, mimo że wcześniej przez 20 lat nie wzięła ani jednego dnia chorobowego!) Przypadki, które ja tu opisałam to jest powtórzenie tego co mi opowiedzieli o swoim życiu ludzie ze zdiagnozowanymi chorobami psychicznymi. Wnioski są moje, ale historia ich życia jest powiedziana przez nich, to tak jakby oni ją sami opowiedzieli. Człowiek, który ma problemy psychiczne często tak głęboko tkwi w toksycznej sytuacji, ze sam nie zdaje sobie z niej sprawy, dopiero jak się z oku na to spojrzy to pewne fakty zaczynają się kojarzyć ze sobą.
  7. Nie zaprzeczam istnieniu chorób, tylko twierdzę, że w wielu przypadka zaburzeń psychicznych (nie chodzi o tak poważne schorzenia jak schizofrenia, tylko o lżejsze zaburzenia) psychoterapia mogłaby zahamować rozwój choroby. Przykład z życia osoby, którą znam: Chłopak 24 lata, inteligentny, zdolny, otyły (ważne). Dobry uczeń technikum. W ostatniej klasie wyszło na jaw w szkole, ze jego matka ma problemy psychiczne i trafiła do szpitala. Cała szkoła naśmiewała się z niego, jego matki i jego otyłości. Chłopak zaczął opuszczać lekcje, wagarować, ale nikomu nie powiedział jaka przyczyna. Przestał wychodzić z domu, zawalił całkowicie szkołę, ale nie chciał powiedzieć dlaczego. Przez 3 lata nie wychodziła z domu, praktycznie siedział cały czas przy komputerze lub leżał na łóżku. Po tych 3 latach miał nadwagę 50 kg. Matka była bezradna (nie mieli innej rodziny). Miał trafić do domu opieki społecznej. Udało mi się załatwić mu psychoterapeutkę, która zgodziła się przychodzić do niego do domu i rozmawiała z nim o jego problemach (wtedy wyszły przyczyny, że nie chodził do szkoły, matka była świadkiem, bo mieli tylko jeden pokój). Po roku terapii chłopak wrócił do szkoły(wieczorowej tym razem), zdał maturę i dostał się na Politechnikę. Oczywiście nie zrezygnował z brania leków, ale bez psychoterapii nadal siedziałby w domu. Z takich sytuacji wnioskuję, że psychoterapia jest pomocna.
  8. Ja nie znam się na leczeniu farmakologicznym i nie chcę się wypowiadać na ten temat. Zresztą ten dział nie dotyczy schizofrenii, ani innych poważnych chorób. jak zrozumiałam dotyczy innych (tzn. lżejszych) przypadków. Chwaląc psychoterapię oparłam się na przypadkach ludzi z problemami psychicznymi, którzy wprawdzie mieli już chorobę zaawansowaną, kiedy ich poznałam, ale sądząc z początków ich problemów, gdyby wtedy zastosowaną psychoterapię to być może choroba by się nie rozwinęła (nie twierdzę, że terapia miała być zamiast leków). Opiszę jeden przypadek, proszę samemu wyciągnąć wnioski: Historia kobiety 60. letniej, chorej od 40 lat: Jej rodzice byli prawnikami (ojciec sędzią sądu okręgowego), oboje bardzo ambitni. Bardzo im zależało, aby dziewczyna poszła w ich ślady, czyli studiowała prawo. Ona była nieśmiała, średnio inteligentna, ale nie głupia, chciała zostać nauczycielką, rodzice nie zgodzili się. Ona bardzo kochała rodziców i uważała ich za najlepszych na świecie. Po maturze zrezygnowała ze swoich planów i zdawała na prawo, tam było niezwykle trudno się dostać, więc jej się nie udało. Przejęła się tym, ale raczej dlatego, że rodzice byli zdruzgotani i pełni wstydu za nią i mieli do niej ogromne pretensje, których nie była w stanie wytrzymać. Wpadła w depresję, przestała jeść, przestała wychodzić z pokoju. Matka zaprowadziła ją do psychiatry i praktycznie wymusiła na nim, żeby zdiagnozował u niej chorobę psychiczną i zapisano jej leki, o żadnej terapii nie mogło być mowy, ponieważ matka nie chciała aby o ich domowych sprawach rozmawiać w obcymi. Dziewczyna zaczęła brać leki i brała je już nieprzerwanie przez resztę życia (już na żadne studia nie poszła, nie poszła też do żadnej pracy, mieszkała z matką przez resztę życia, matka dożyła 95 lat). Natomiast matka tłumaczyła wszystkim znajomym, że córka nie dostała się na studia ponieważ niestety jest chora psychicznie. Dodam, że dziewczyna do końca życia wierzyła, że rodzice zrobili to co dla niej było najlepsze i do głowy jej nie przyszło, że presja na nią wywierana była niewłaściwa. Wydaje mi się, że gdyby na początku tych problemów psycholog przeprowadził terapię to pomógłby tej dziewczynie zrozumieć istotę jej problemu, przyczynę tej depresji i choroba nie rozwinęłaby się. Byłam z tą panią u lekarza (ale nie na pierwszej wizycie, tylko na późniejszych) i widziałam jaki był stosunek lekarza do tej kobiety i jej problemów - nie tylko nie pytał jak się czuje, ale nie chciał w ogóle słuchać, kiedy ona sama próbowała to opowiedzieć. Po prostu dał jej recepty na leki i tyle. Widząc to i słuchając co ta kobieta opowiadała o lekarzu doszłam do wniosku, że zdiagnozował ją bardzo pobieżnie, tzn. opierając się tylko na jej objawach, nie interesując się jej sytuacją życiową. Moje wypowiedzi dotyczą ludzi, z którymi miałam kontakt, nie przypuszczałam, że będzie się to generalizować na wszystkie przypadki.
  9. Ja nie zalecam nikomu form terapii, ani nikogo nie diagnozuję, jedynie wypowiadam się na temat dobrego wpływu psychoterapii na osoby z problemami psychicznymi. Nie jestem psychoterapeutką, ale osobie chorej może pomóc zwykła życzliwość (oczywiście w tym czasie trzeba też brać leki!). Pani, o której wspomniałam wcześniej była chora psychicznie przez 20 lat, z tego co roku spędzała 6 miesięcy w szpitalu psychiatrycznym. W czasie kiedy miała pomoc z opieki społecznej (3 lata), nie musiała iść do szpitala ani jeden raz.
  10. Drastyczne przykłady, ale chyba nie mogą być przyczyną Twoich problemów. To musiałby być długotrwały wpływ na Ciebie konkretnie, żeby skutkować chorobą psychiczną. Powodzenia z terapią! ale chyba psychoterapia jest bezpłatna...? W psychoterapii ważna jest osoba psychoterapeuty, lepiej sprawdzić wcześniej opinie, np. w internecie, czy jest skuteczny i przyjazny dla pacjenta Chyba zostałam źle zrozumiana... nie odradzam nikomu brania leków... chodziło mi tylko o to, że psychoterapia jest ważna, a bardzo często się ją lekceważy. Pracowałam wcześniej z osobami chorymi psychicznie i każda z nich miała w swojej przeszłości sytuację, w czasie której była poddana trudnej do wytrzymania długotrwałej presji ze strony bliskich (choroba moim zdaniem rozwinęła się ponieważ ci ludzie z tą presją sobie nie radzili, ale nie widzieli związku między zachowaniem otoczenia, a swoją początkowo depresją, a potem poważniejszymi problemami, po prostu uwierzyli, że są nienormalni sami z siebie) - mam nadzieję, że ta uwaga nie jest sprzeczna z regulaminem (?) Oczywiście nie będę się już wypowiadać na temat brania leków.
  11. Nie wypowiadałam się na temat wszystkich przypadków problemów psychicznych, podałam tylko jeden przykład, żeby pokazać, że zlekceważenie przyczyn środowiskowych (co za tym idzie brak psychoterapii) i oparcie się tylko na lekach może być niewystarczające, a nawet szkodliwe. Nie chcę tu opisywać jak leki wpłynęły na tę dziewczynę (wyciszyły głosy, ale miały fatalny skutek na inne sprawy), żeby kogoś przypadkiem znowu nie nakręcić. Chodziło mi o to, że gdyby psychiatra zorientował się na początku, że przyczyną dziwnych zachowań tej dziewczyny może być wywieranie na niej presji przez otoczenie (a wierz mi, jak spotkałam tę jej ciotkę, po tym jakim wzrokiem ona na mnie spojrzała do końca dnia ciarki chodziły mi po plecach, emanowała taką nienawiścią i pogardą, że to było prawie namacalne) i skierował tę dziewczyna do psychologa to być może psychoterapia wyleczyła by ją (jeśli to nie była schizofrenia). Poza tym, że ona miała epizody słyszenia głosów itp. do w pozostałym czasie funkcjonowała w miarę normalnie, nawet kiedy słyszała te głosy to starała się wykonywać swoje obowiązki (zakupy, gotowanie, zajmowanie się dzieckiem). Rzeczywiście, przerażające. Czy były jakieś racjonalne przyczyny tej psychozy? Czy działo się coś stresującego w Twoim otoczeniu wcześniej? Chodzi mi o to, czy jakieś zdarzenia wywołały w Toie te przejaskrawione odczucia? Czytałam kiedyś o dziewczynie, która też miała zdiagnozowaną schizofrenie, też jej się wydawało, że ludzie, a nawet przedmioty ją śledzą i spiskują przeciwko niej - a podczas terapii wyszło na jaw, że miała bardzo kontrolującą matkę, która ciągle ją sprawdzała, czytała jej korespondencję, przeglądała jej rzeczy osobiste, wchodziła niby przypadkiem do łazienki, gdy dziewczyna się myła itp., ale nie chciała się do tego przyznać, dziewczyna czuła, że matka ją tłamsi, a kiedy zgłaszała pretensje robiono z niej wariatkę i niewdzięcznicę... W końcu nie wytrzymała i zaczęła fiksować. Podkreślam, że nie twierdzę, że każdy przypadek schizofrenii bierze się z problemów z rodzicami, tylko że może się tak zdarzyć w niektórych przypadkach. Wtedy przepracowanie tego może pomóc.
  12. Nie chciałam nikogo nakręcać. Chodziło mi tylko o to, że czasami przyczyną problemów jest środowisko, w którym człowiek jest zmuszony przebywać, że w leczeniu warto na to też zwrócić uwagę.
  13. Nie wiem co masz na myśli,pisząc "ustawiane"... Ta dziewczyna była codziennie szykanowana i to w sposób perfidny, czyli nie otwarty, ale taki podstępny: szepty na jej widok, znaczące spojrzenia, tworzenie takiej nieprzyjemnej atmosfery, którą trudno nazwać, ona sama nie zdawała sobie sprawy z tego jak to na nią wpływa, nie skojarzyła swoich problemów psychicznych z tymi zachowaniami ludzi, szczególnie ta jej ciotka emanowała wręcz nienawiścią i pogardą, są tacy ludzie, którzy jednym spojrzeniem potrafią ci zepsuć humor na cały dzień... Stałe przebywanie z takimi ludźmi może naprawdę wpłynąć negatywnie na psychikę,a leki tylko pogorszyły jej stan, zaczęła wierzyć, ze jest nienormalna... Moim zdaniem ta diagnoza była błędna, ona nie miała schizofrenii, po prostu została zaszczuta przez otoczenie, szczególnie tę ciotkę i psychika jej nie wytrzymała, to było raczej załamanie nerwowe, ale zaczęła się dziwnie zachowywać i lekarz nie wnikając w sytuację zapisał jej leki, po których było jeszcze gorzej. Ja myślę, że ona będąc osobą zbyt wrażliwą odbierała te negatywne emocje otoczenia zbyt silnie, nie potrafiła się obronić, zaczęła zła, występna, zasługuje na karę itp. i stąd się wzięły te różne omamy. Kiedy się z nią rozmawiało normalnie, w miłej atmosferze to była zupełnie normalna, rozsądna dziewczyna, jak zaczynał się stres zaczynała fiksować.
  14. miałam znajomą, która do 40. była osobą całkowicie normalną, schludną, obowiązkową, a potem nagle zaczęła słyszeć głosy, wydawało jej się, że ktoś ją wiecznie podgląda, okrada, znęca się nad nią. Poszła do psychiatry, ten z miejsca przepisał jej leki, po których było coraz gorzej, dziewczyna trafił do szpitala, gdzie leczyli ją lekami, nikt nie robił jej terapii, nie interesował się jej sytuacją życiową. Po kilku latach diagnozowania u niej schizofrenii i psychozy maniakalną-depresyjnej okazało się, że przyczyna tych głosów może być całkiem realna: dziewczyna w wieku 40. lat urodziła nieślubne dziecko (z żonatym mężczyzną), sprawa się rozeszła po okolicy i ludzie zaczęli okazywać jej swoją dezaprobatę, nic bezpośrednio, raczej szepty, znaczące spojrzenia itp. Najgorsza była jej ciotka, która mieszkała obok i którą spotykała kilka razy dziennie. Baba była naprawdę straszna, pełna nienawiści, z miną jak jakiś bandzior, przy każdym mijaniu tej dziewczyny wpatrywała się w nią z taką miną, że ciarki chodziły po plecach (sama ją widziałam). Dziewczyna mając pewne poczucie winy z powodu nieślubnego dziecka i romansu z żonatym i pod wpływem tych nienawistnych spojrzeń zaczęła fiksować. Gdyby psychiatra ją wypytał o sytuację, zamiast zapisywać jej leki, może dałoby się to zahamować. Niestety, leki wykończyły ją psychicznie i fizycznie. Oczywiście, nie odradzam brania leków, ale terapia w niektórych wypadkach, gdzie przyczyna problemów psychicznych wynika z sytuacji życiowej chorego, jest lepsza.
×