Skocz do zawartości
Nerwica.com

Cześć!

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Cześć!

  1. Witam wszystkich. Jest dla mnie pewnym pocieszeniem, że nie tylko ja mam ten lęk. Jest on jednak u mnie trochę dziwny. Pojawia się wyłącznie z nadejściem jesieni trwa kilka dni i ginie. Jestem osoba raczej wyznającą sentencję carpe diem, mam dziewczynę, mam masę znajomych, studiuje, ogólnie rzecz ujmując dobrze się bawię. Co do samej śmierci jestem osobą wierzącą (katolikiem) wierze, że po śmierci czeka mnie zbawienie i cały rok gdy o niej myślę...(i może to głupio zabrzmi) uśmiecham się na samą myśl o niej/tym. Ale nie na początku jesieni, gdy nie mam z kim pogadać bo współlokatorzy wyjechali, gdy siedzę sam w domu, gdy robi się ciemno jest fatalnie i mam problemy ze spaniem przez co myślę że mój mózg umiera. Wiem że to przejdzie, dzisiaj już jest lepiej niż wczoraj, ale jednak ciągle jest. Myślę o niej kilka razy, ale raz na te kilka razy mam taką wizję że żyje 80 lat(załóżmy), a potem w nieskończoność mnie nie ma. K O S Z M A R! Sztywnieje ze strachu, przechodzi mi jedna wielka ciarka, a nadnercza mam wrażenie, że powodują taki wystrzał adrenaliny, że mnie zaleje. Rok temu gdy o tym pomyślałem i przyszedł ten krytyczny moment zwyczajnie zwymiotowałem. Jak już wspomniałem przechodzi mi powoli zawsze trwa to plus minus tydzień i zawsze na początku jesieni. Pozdrawiam wszystkich z podobnym problemem i pamiętajcie "always look on the bright side of death" (ja mam z tym tylko problem jesienią).
×