strengelets
-
Postów
10 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Odpowiedzi opublikowane przez strengelets
-
-
ja już schizofrenie przechodziłem... a dokładnie to miałem jeden epizod... i powiem wam szczerze, że nie jest tak źle.. w życiu nie miałem takiej jazdy gorszy problem w tym, że można wtedy kogoś skrzywdzić bo wszystko co przyjdzie Ci do głowy staje się prawdą... mój brat naprzykład przez moment był Lordem Vaderem
-
a ja jestem z tych którzy właśnie powoli z tego wychodzą... i wierz mi, że tylko dzięki własnej walce. Niestety na nerwicę nie ma tak naprawdę magicznego lekarstwa... są leki które łagodzą objawy (przy okazji niszcząc nasze człowieczeństwo - moim zdaniem). Ja bym nawet nie nazwał tego chorobą - cierpią na to po prostu wrażliwi ludzie, którzy nie potrafią odnaleźć się w świecie. Lecz mimo tej wrażliwości... trzeba spróbować stawić czoła światu, chyba, że zamiast życia wolisz egzystencję.
-
Gosiulka ma rację. Ja zrobiłem dokładnie to samo... i tak przeciesz wszyscy umrzemy... dzisiaj czy jutro? co za różnica:P
-
-
wróbelek ma rację, i po prostu nie bój się zmian... ja zawsze szedłem w inną stronę jak mi się przestawało gdzieś podobać :)
-
ja w sumie choruję od jakiegoś czasu... też ciężko mi się było znaleźć w jakiejkolwiek pracy... tymbardziej, że były to zajęcia bardzo stresujące wymagające kontaktu z ludźmi... akwizytor, kelner, sprzedawca w sklepie... no jakoś nie bardzo, ale myślę, że w końcu znalazłem coś dla siebie... zrobiłem prawojazdy C.. i jeżdżę Ciężarówką... (początki nie były łatwe, ale jest ok) nikt mi się nie wcina... czuję się wolny, auto daje poczucie bezpieczeństwa...
-
może i nie ma konkretnej recepty, ale mi się wydaje, że niska samoocena bierze się z tąd, że większość z nas po prostu siedzi w domu na dupie i prawie nic nie robi... ja tak żyłem przez jakieś 3 lata, a samoocena zaczyna się poprawiać w momeńcie kiedy zaczynamy pokonywać swoje "nie mogę".
-
ja na Twoim miejscu zmienilbym prace na mniej stresujaca, moze cos fizycznego?
-
nie jestem pewien czy to dobry pomysl,ale chyba najlepiej stawic czola swoim lekom. Opowiem pewna historie z mojego zycia, ale najpierw wstep. Otoz mam problemy w kontaktach miedzyludzkich, bardzo sie stresuje przed spotkaniem kogos, rozmowa, dialogiem i nie wazne czy to obca osoba czy bliski znajomy (z obcymi idzie mi nawet lepiej). Ale do rzeczy. Nie dawno zrobilem prawojazdy kat. C (samochod ciezarowy). Znajomy ma firme transportowa wiec zaproponowal mi, ze moge kilka razy pojechac w trase i zobaczymy co z tego bedzie. Przed pierwszym wyjazdem stresowalem sie tak bardzo, ze nie spalem cala noc, rano wstalem z lozka i poszedlem na miejsce zaladunku. Kiedy zobaczylem tego 7 tonowego "potwora" nogi sie pode mna ugiely (pewnie wielu z was pomysli "hej, przeciez juz jezdziles tym na kursie" ok, ale byl duzo mniejszy i mialem obok instruktora, ktory w moim mniemaniu kontrolowal wszystko). Na domiar zlego zaladowali mi 5-o tonowy wozek widlowy, to juz bylo za wiele jak na moj katastroficznie myslacy umysl. Do tego doszlo nie wyspanie, bylem nie przytomny, praktycznie nie bylem w stanie myslec, co mnie dodatkowo przerazalo ze wzgledu na zadanie jakie mnie czekalo. Ale skoro wczesniej powiedzialem, ze zawioze ten cholerny wozek to wsiadlem i pojechalem. Jade... 50km/h, rece kurczowo zacisniete na kierownicy, kazdy zakret 10-20km/h (auto miało zawieszenie na poduszkach powietrznych - bardzo miekkie i człowiek czul, ze w kazdej chwili moze po prostu polozyc sie na boku). Poza tym szeroki rozstaw osi powodowal, ze nie moglem wpasowac sie w koleiny wiec rzucalo mna na boki, gdy mijalem jakies auto prawie stawalem w miejscu, zeby nie wpasc na nie lub do rowu. Nie wspomne juz jak sie czulem gdy GPS doprowadzil mnie do drogi ze znakiem "Uwaga! nawierzchnia w bardzo zlym stanie" (mozecie sobie wyobrazic co w polsce oznacza taki znak). Mialem ochote zostawic auto, wsiasc w autobus i wrocic do domu. Ale wiedzialem, ze jesli to zrobie to bede wypominal to sobie do konca zycia. W koncu dojechalem na miejsce. Po rozladunku musialy minac 3 dni az doszedlem do siebie. "Spalem" w kabinie. Cudzyslow, poniewaz adrenalina we mnie wezbrala do tego stopnia, ze przez kolejne 2 noce nie zmruzylem oka. Do tego z powodu wycienczenia (tak mysle) mialem halucynacje akustyczne (tkzw. glosy w glowie). Po 3 dniach wrocilem do domu, powrot byl juz nieco lepszy, nauczylem sie, ze nie mozna walczyc z koleinami, wtedy auto samo sie wpasowuje, poza tym nie mialem tego przekletego ladunku. Teraz jezdze w tygodniowe trasy, jedna reka trzymam kierownice, druga jem kanapke, a w glosnikach rozbrzmiewa country;) Ale najdziwniejsze jest to, ze i z ludzmi idzie mi lepiej. Tak wiec moim zdaniem najlepsza metoda na stres jest po prostu powiedziec mu FU*K YOU!
Strach przed schizofrenią
w Schizofrenia
Opublikowano
chciałem przez to tylko powiedzieć... nie bójcie się tego czego nie znacie... bo może to wcale nie jest takie straszne?