Witam siebie i innych na forum. Na początek dla siebie i innych wrzucam swój własny post (z innego forum) sprzed ponad 6 lat (dokładnie 20.03.2017, wtedy przyjęłam nick mak). Chcę SAMA zobaczyć, a może przy okazji pokazać innym, co się zmieniło przez ten okres czasu. Zamierzam przeczytać i zrobić update, żeby zobaczyć progres. Dawno nic nie pisałam, a potrzebuję teraz działania oraz spojrzenia na siebie z zewnątrz. W myśl zasady: "Najpierw działanie,a potem przychodzi motywacja". "Zapisałam się na to forum na razie w najgłębszej tajemnicy. Przed swoją rodziną - mężem i dziećmi. Po co Ci to, pytam siebie? Masz tyle obowiązków na głowie - obiad, praca, pranie, prasowanie, okna, zadania domowe syna, sprzątanie... Jeszcze musisz wyjść na spacer, żeby syn nie siedział cały czas przy komputerze [-X . Więc po co?? 1) Chciałbym się w tym miejscu przyjrzeć sobie samej (rodzaj darmowej autoterapii) i zobaczyć czy mam szansę się zmienić i zobaczyć może swój progres lub jego brak, czy mam szansę żeby podjąć terapię u psychologa/psychiatry, tak by pozbyć się lęku przed sytuacjami społecznymi, by polepszyć swoje życie zawodowe i osobiste. 2) Chciałabym uzyskać jakąś motywację do życia poprzez wsparcie osób, które wiedzą jak trudne mogą być prozaiczne czynności (ale bez zbędnego użalania się już nad sobą, och jacy my jesteśmy biedni i chorzy). 3) Chciałabym znaleźć chociaż wirtualnie (czy jest ktoś z Wielkopolski?) i podobnych do siebie ludzi, tak żeby wiedzieć, że nie jesteś w tym sama i chyba cię nikt nie rozumie, że nie da się tak prostu "wziąć w garść", bo nie wiesz od czego zacząć i nawet nie wiesz czy to ma sens. 4) Chciałbym móc szczerze, bo anonimowo wyrzucić to co mi najbardziej nie pasuje w moim życiu i dlatego proste rzeczy muszą być dla mnie tak trudne. Może samo opisanie odejmie trochę kłopotów? Mam na imię Monika, rocznik '77. Mój nick to mak (maki są czerwone) - inicjały od imienia i nazwisk, ale też moje najgorsze przekleństwo. Moja twarz, szyja, ramiona, uszy robią się czerwone przy wystawieniu/narażeniu się na jakieś sytuacje związane z rozmową z innym człowiekiem. Przy dłuższym czasie czerwień zamienia się w czerwone plamy). Są oczywiście jeszcze inne objawy - potliwość, uczucie uderzenia krwi do głowy, bóle głowy, zimne, trzęsące się ręce, łamanie się głosu, nieumiejętność znalezienia odpowiednich słów, ale ta czerwoność jest jednak widoczna. Moje objawy pojawiły się ok. 2 klasy szkoły podstawowej i niestety nic się nie zmieniło do dziś. Nauczyłam się z nimi żyć: - kamuflować (makijaż - obowiązkowo zabierany podkład gdy wiem, że może mi się to przydarzyć; koszulki tylko takie na których nie widać potu) - ukrywać (włosy nigdy niezwiązane, siedzenie w pierwszych ławkach - najpierw w swojej szkole, a teraz na zebraniach z rodzicami), - niwelować alkoholem, - ale PRZEDE WSZYSTKIM UNIKAĆ, NIE PROWOKOWAĆ I NIE POZWALAĆ ŻEBY DO NICH DOSZŁO, OGRANICZYĆ KONTAKTY Z LUDŹMI DO MINIMUM, NIE CHODZIĆ DO MIEJSC I W TYCH GODZINACH JEŚLI MOŻNA SPOTKAĆ TAM KOGOŚ ZNAJOMEGO, "NIE ZAUWAŻAĆ" ZNAJOMYCH. I voilà. Można z TYM żyć ponad 30 lat, a nawet pewnie do końca życia. Można skończyć studia, pracować jako nauczyciel (!), zdobyć i utrzymać (20 lat) męża, urodzić i wychowywać dzieci (w tym jedno z autyzmem), prowadzić firmę i dom, wyprawiać święta, uprawiać seks, spotykać się ze znajomymi... Całkiem normalne, fajne życie. (Nie powiem jestem z tego dumna, ale mam poczucie że moje życie jest takie jak jest głównie dzięki mojemu mężowi.) Wszystko okupione olbrzymim stresem, migrenami, wykończeniem psychicznym i poczuciem niezrozumienia, dodatkowo "okraszone" poczuciem niespełnienia, pustki, samotności, całkowitym brakiem motywacji, odkładaniem na "później", poczucia bezsensu, zmuszaniem się do wielu rzeczy. A wreszcie nienawidzeniem każdego aspektu swojego życia - swojej pracy, męża, domu, samochodu, wyglądu, ubrań, zachowań swoich dzieci, niedostatecznej liczby znajomych, braku koleżanki (nie mówiąc o takim luksusie jak przyjaciółka). Poczucie niezadowolenia przenosi się też już na to w jaki sposób funkcjonują moje dzieci, tzn. jestem też niezadowolona z ich życia i boję się, że będą miały tak jak ja. W przenośni stworzyłam sobie taki wygodny, miękki, czerwony kokon (przy ogromnym wykorzystywaniu motywacji mojego męża, który gdy jest na mnie wściekły mówi, że czuje się tak jakby miał jeszcze jedno dziecko), jednak w tym kokonie jest kolec, który mocno uwiera. Każde wyjście poza kokon boli jednak bardziej niż uwieranie kolca. No i jest jeszcze strach, że ktoś może mi zabrać ten kokon. Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca tej wiadomości, to bardzo mnie to cieszy. Pisałam ją długo, rozbolała mnie głowa, wyszły rumieńce i mam mokre pachy. STANDARD".