Od jakiegoś czasu mnie zastanawia, czy nie jestem socjopatką. Nie wiem, czy tak na prawdę umiem przejmować się drugim człowiekiem. To nie jest tak np., że nie chcę przebywać z jakimiś ludźmi, tylko bardziej tak, że oni mnie do końca nie obchodzą. Zamiast nich mógłby być ktokolwiek inny. Praktycznie mnie nie rusza to, jak tracę z kims kontakt/ktoś mnie ignoruje. Z moja rodziną jest podobnie (jestem młodą dorosłą, żyję z rodzicami).
Nie przypominam sobie, bym umiała z kimś nawiazac jakieś bliższe relacje w dzieciństwie (w stylu przyjaźń). Za to wydaje mi się, że jako dziecko kochałam rodziców. Ponadto tez 3 razy w życiu miałam na kogoś crush-a, ale to się skończyło bardzo dawno, nic nie wynikło z tego i nie do końca jestem w stanie zrozumieć związki romantyczne.
Mam też wrażenie, że brakuje mi empatii, nie do końca rusza mnie ludzkie cierpienie, albo w ograniczonym stopniu. Jeśli robię coś dobrego to raczej 'dla zasady', anizeli przez współczucie.
Poza tym wydaje mi się, że moje emocje są jakoś przytępione, słabsze niż powinny być.
Ponadto zawsze sprawiało mi trudność nawiazanie relacji przyjacielskich z drugim człowiekiem, o ile nie byłam z jakiegoś powodu wciśnięta w nią przez jakieś wydarzenia wokół mnie. Zastanawiam się, czy to właśnie nie z tego powodu, że tak na prawdę drugi człowiek mnie nie interesuje.
Jeśli chodzi o inne rzeczy zwiazane ze mną, bardzo dużo rzeczy się boję, boję się ośmieczenia, kreatywności, robienia nowych rzeczy (?). Od kilku lat mam też chyba jakieś zaburzenia depresyjne, ale brak troski o konkretnego człowieka chyba jest starszy. Mam też pewną niezdrową obsesję, która sprawia mi sporo bólu psychicznego i chyba wynika z tego, że nie umiem pogodzić sie z pomyłka. Jestem też w ostatnim czasie dość apatyczna
Być może powinnam się bać tego że mogę być socjopatką, ale jakoś mnie to nie obchodzi. Po prostu chciałąbym wiedzieć, co jest ze mną źle
Podsumowując, zastanawiam się, co jest ze mną źle, czy nie jestem czasem jakaś socjopatką, względnie co jest ze mną nie tak?