Skocz do zawartości
Nerwica.com

out5ider

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez out5ider

  1. Nie rób tego stary, też miewałem takie myśli. One się będą pojawiać w gorszych chwilach, ale po czasie zawsze wyjdzie słońce. Może nie będzie jakoś fajnie, tylko względnie ok, ale na pewno lepiej niż wcześniej. Wiele byś stracił, gdybyś odszedł, a przede wszystkim nie tylko Ty. Na przykład wspomniany przez Ciebie ojciec - cała pomoc poszłaby w pizdu. Jak będziesz osiągał kolejne cele w swoim życiu, one będą Cię dowartościowywać i będzie lepiej, uwierz mi. Szukaj czynności, które lubisz. Wiem, że jest ciężko, bo może Cię dopaść anhedonia, ale ona też ma różny stopień nasilenia. Problem z przyszłością jest taki, że często chciałoby się mieć kontrolę i ją znać, chociaż częściowo. Życie jest nieprzewidywalne i to jest poniekąd straszne. Myślę, że ten nasz brak spontaniczności, sztywność zachowań i bogaty świat wewnętrzny jest problemem, bo na zewnątrz się po prostu za dużo dzieje i jest wiele opcji, co może się stać. Ciężko to ogarnąć. Stąd ucieczka w głąb siebie, w skorupę. Jest o tyle ciężej, że depersonalizacja może utrudniać tą ucieczkę i robi się bałagan, pojawia się pustka. Myślę, że wiem o jaką pustkę Ci chodzi - brakujące puzzle, których nigdzie nie ma. Myślę, że tak może być przez całe życie. Paradoksalnie ta właśnie pustka to nasz towarzysz. Chyba przyzwyczaja nas do siebie, a my do niej. Nie chcę filozofować, ale często łapię rozkminę i właśnie idę sobie z tą pustką w niepewną przyszłość. W ogóle parę lat temu myślałem, że już jestem dorosły i wszystko będzie stabilnie i z górki, a proza życia dopiero się kończy zaczynać. Walka o przetrwanie, czas start. Gdzie studiujesz i w jakim trybie? Bierzesz jakieś leki? Pozdrawiam.
  2. Cześć, Fajnie, że mogę napisać pierwszy komentarz w 2023 roku i w ogóle. Chciałbym podzielić się swoją historią, nie będzie to wiadomość o zabarwieniu pozytywnym, tylko jeszcze lepszym, schizotypowym . Znaczy na starcie chcę podkreślić, że celem mojej wypowiedzi jest pokrzepienie pozostałych - chcę się Wam odwdzięczyć dobrzy, wyjątkowi ludzie. Fajnie, że dajecie radę i nie postanowiliście ze sobą skończyć, tak jak te 15 osób dziennie w Polsce. Od dziecka byłem osobą wyróżniającą się, lubiącą swoje własne towarzystwo, ale dość szybko przekonywałem się co do niektórych i wtedy potrafiłem wczuć się w rolę. Dostosowywałem się do sytuacji, jednak troszkę udając pewność siebie. W wieku 4 lat przeżyłem rozwód rodziców, ale miałem dobre warunki w domu. Mama poznała parę lat później ojczyma i są razem do tej pory - zajebiści ludzie. Ojciec wywiązywał się z alimentów itd. Zawsze miałem dobre wyniki w nauce, mimo małych wysiłków. Jednak problemy z zachowaniem były od początku i wynikały one z zamiłowania do towarzystwa 'spod ciemnej gwiazdy' oraz braku odpowiedniej relacji z ojcem. Myśli dysmorfofobiczne oraz dość intensywne i nietuzinkowe potrzeby seksualne towarzyszyły mi od dziecka. W gimnazjum zacząłem palić trawę i pić piwa. W liceum zacząłem zażywać amfetaminę. Między 17, a 21 rokiem życia byłem dość mocno wrąbany w używki, na tyle, że trafiłem na terapię uzależnień. Cofnijmy się troszkę w czasie... W wieku 19 lat udało mi się cudem ukończyć szkołę średnią i zdać maturę. Zacząłem studiować i nawet zaliczyłem pierwszy rok, ale w pewnym momencie lęki i brak wyraźniej postaci własnej osoby sprawił, że się totalnie pogubiłem i potrzebowałem pomocy. Zrezygnowałem z edukacji. Chciałem wrócić do strefy komfortu, do swoich bliskich, aby naprawić swoje błędy i uzyskać od nich akceptację, która mi się kompletnie nie należała. Wziąłem się za siebie i dostałem diagnozę uzależnienia krzyżowego tj od alkoholu i amfetaminy. Mija ponad 4 lata od wyjścia z ośrodka i tyle samo odkąd jestem trzeźwy. Na zewnątrz również uczęszczałem na terapię poznawczo-behawioralną, natomiast było to niewiele spotkań, lecz pomogło mi. Zacząłem intensywnie biegać maratony, a nawet i ultramaratony. Dość mocno się katowałem i zauważyłem, że w tym wszystkim również chodzi mi o to, żeby być na endorfinowym haju. Zrezygnowałem z takiej intensywności i teraz robię to od czasu do czasu. Skupiam się na tym, żeby z niczym nie przesadzać. Oczywiście poza niewychodzeniem z domu Od psychiatry całkiem niedawno dostałem diagnozę zaburzenia schizotypowego. Na początku brałem Nexpram 10, a następnie 20mg i troszkę uspokajał. Szczęśliwie dostałem receptę na Parogen, który przyswajam lepiej. Aktualnie nie chodzę na terapię, ale niedługo zamierzam ją wznowić. Moja choroba można powiedzieć ma na ten moment dość stabilny przebieg, ale zaskakujący jest fakt jej ewoluowania, a co mam na myśli zaraz Wam wytłumaczę. Na początku zaczęło się od tego, że miałem myśli dysmorfofobiczne, wydawało mi się, że wszyscy widzą jakieś nieprawidłowości w moim wyglądzie - tj mała głowa, garb itd, przepracowałem to i już się na tym nie skupiam. Następnie spokoju nie dawały mi urojenia ksobne. Miałem wrażenie tajnego porozumiewania się przez innych oraz mówienia o mnie w prześmiewczy sposób czy też naśmiewania się z mojej osoby. Działo się tak w sytuacjach społecznych tj robienie zakupów itd, cały czas podejrzliwość... Nawet w trakcie treningu biegowego, (który oczywiście odbywał się w porach wieczornych na odludziu), jeżeli ktoś był na mojej drodze, odrazu miałem wobec niego podejrzenia dotyczące stosunku wobec mnie i mojej 'dziwaczności'. Następnie zaczęło się tzw. hocd jak się później okazało. Zacząłem poddawać swoją seksulaność w wątpliwość, czy nie jestem przypadkiem gejem. Miałem parę dziewczyn i wszystko było tak, jak być powinno. (niektóre z czasów nałogu, więc kompletne odrealnienie i nawet nie pownieniem tego liczyć). Natomiast ostatni związek w całkowitej trzeźwości, ale jako osoba z diagnozą zaburzenia schizotypowego był on nieco okrojoną wersją związku... Pracowałem wtedy jako kierowca i spędzaliśmy czas ze swoją dziewczyną we dwoje. Było fajnie, jeżeli chodzi o płaszczyznę seksualną, emocjonalnie dbałem o nią, lubiłem jej sprawiać przyjemność, ale głównie wynikało to z tego, że mniej więcej byłem w stanie określić czego ona ode mnie oczekuje jako kobieta i sprawić jej jakiś prezent, dać drobnostkę, wyjść na spacer, przytulić itd. (Starałem się wczuwać w jej potrzeby) Jednak posiadam potrzeby seksualne, dość spore i emocjonalne, minimalne tudzież chęć rozmowy. Nie byłem jednak w stanie zapewnić jej życia towarzyskiego choćby w 1%. Zawsze ogromna niechęć i sztywność w trakcie kontaktów z jej członkami rodziny(nienawidzę tego i swoich cholernych schiz). Czułem się przy niej swobodnie, natomiast ona jako ekstrawertyczka odczuwała brak bodźców. Chciałem siedzieć tylko sam, lub tylko z nią.. Netflix, wyjazdy weekendowe, generalnie brak ludzi wokół. Zakończyliśmy to i w sumie lepiej czuje się samemu, ze względu na to, że się męczyliśmy. Niech ona rozwinie skrzydła, założy rodzinę itd. W moim przypadku na ten moment to nierealne, o ile w ogóle. W sumie samemu mi najbardziej komfortowo, choć jednak czasem jest 'dziwacznie' i samotnie. Tak więc na ten moment borykam się z natręctwami seksualnymi dotyczącymi nawet członków rodziny, co jest jakieś kompletnie irracjonalne i rozpierdala mi łeb. Poczytałem o tym na necie i ludzie dodali mi sporo otuchy. Jesteście cool, dziwacy i wariaci :). Wiem, że to ścierwo wchodzi mi do głowy nieproszone, nie walczę już z tym nawet, bo się nie da. Bardzo kocham swoich bliskich i nie zerwę z nimi kontaktu mimo to, że mózg płata mi figle. Generalnie, to odnoszę wrażenie, że celem tej choroby czy jak kto woli zaburzenia schizotypowego jest to, żeby człowiek totalnie się odizolował, zamknął sam ze sobą i umierał w ciszy, albo popełnił samobójstwo. Nie dajmy się temu, uwierzmy w to, że jesteśmy wartościowi i postarajmy się cieszyć z małych rzeczy, zauważać sens naszego (nie)bytu. Starajmy się ignorować to co niepotrzebne. Czekaj, chwila..... Czyli wszystko? No, niemalże... Czuję niedosyt jeśli chodzi o edukację, na szczęście teraz jest taka uczelnia AEH, która oferuje studia online, więc istnieje możliwość zaspokojenia tego głodu. Jako kierowca wiadomo - wejście do samochodu i brak kontaktu z ludźmi = strefa komfortu. Jak ja się cieszę, że jestem w stanie pracować. Mniejsza, że w kontaktach wszyscy mają mnie za dziwoląga. Przynajmniej jest cel i pożyteczny powód, żeby wyjść z domu. Funkcjonowanie na zewnątrz sprawia, że nie zamknąłem się już do końca w świecie swoich urojeń, na bezpiecznej wyspie mieszkalnej wychodząc jedynie do sklepu i od czasu do czasu widząc się z członkami rodziny. Polecam sport (indywidualny oczywiście, jako jedyny 'możliwy') oraz książki. Ostatnio też się wkręciłem w anime. Kurczę, jak ja bym chciał poznać jakąś zaburzoną fajną kobitkę, która będzie miała podobnie narąbane w swojej ślicznej główce i będziemy mogli razem 'wariować' i się wspierać. Marzenie. Ściskam Was, Dziwak PS : Kiedy dostałem w końcu diagnozę zaburzenia schizotypowego i przeczytałem o nim w DSM-V, a szczególnie w ICD-10 - zwariowałem.... Wiedziałem, że to to. Generalnie to dzięki trafnej diagnozie można poprostu być siebie świadomym i dostosować leczenie, a ile z tego wyniknie, nie wiadomo. Pamiętajcie, że życie nie trwa długo, więc skupmy się na pięknych momentach, a poza nimi na przetrwaniu... W sumie w obliczu wszechświata jesteśmy tylko pierdółkami, postarajmy się nie traktować siebie zbyt poważnie. Wszystkiego Wam nie napisałem, nie chciałem zanudzać. Posiadam 7 z 9 punktów. Aby rozpoznać zaburzenie schizotypowe, co najmniej 3–4 cechy z listy powinny być obecne przez co najmniej dwa lata. niedostosowany i ograniczony afekt dziwne, ekscentryczne lub niezwykłe zachowanie albo wygląd słaby kontakt z innymi, skłonność do społecznego wycofywania dziwne przekonania, myślenie magiczne, wpływające na zachowanie i niespójne z normami kulturowymi podejrzliwość, nastawienia paranoidalne natrętne ruminacje bez wewnętrznego oporu, często o treści dysmorfofobicznej, seksualnej lub agresywnej niezwykłe doświadczenia percepcyjne z włączeniem iluzji somatosensorycznych (cielesnych) lub innych, depersonalizacja i derealizacja puste, rozwlekłe, metaforyczne, nadmiernie wypracowane lub stereotypowe myślenie, przejawiające się dziwacznymi wypowiedziami lub w inny sposób, bez większego rozkojarzenia niekiedy przemijające epizody quasi-psychotyczne z nasilonymi iluzjami, omamami słuchowymi lub innymi oraz myślami podobnymi do urojeń, zwykle występujące bez udziału czynników zewnętrznych.
×