Cały czas o tym myślę, nie potrafię rozmawiać. Czy to tak normalnie czy to o poważniejszych sprawach, uczuciach. Nawet z bliskimi czyli z babcią i ojcem(tu akurat się nie dziwię, jest alkoholikiem przez większość mojego życia był pijany, ostatnio wstawił sobie wszywke i nie pije, ciekawe na jak długo....). Jeszcze z 3 lata temu(jakoś do 2k19, teraz mam 20lat btw) z babcią gadałem normalnie, teraz to większość dnia przesiaduje przed komputerem. Odziwo kolegow i kolezanki jakies tam jeszcze mam, ale czuje jak sie powoli ode mnie oddalaja i im sie nie dziwie jak jestem tak zamkniety w sobie. Do niedawna naduzywalem alkoholu i narkotykow(z naciskiem na to pierwsze). Alkohol działał na mnie jakby był magicznym lekiem(brzmi jak alkoholizm, wiem), pomagał mi się otwierać na ludzi a jak do domu wracałem to z babcia godzinami potrafilem gadac, jednak teraz juz przestal na mnie dzialac w taki magiczny sposob wiec przestalem pic i zazywac. Czuje sie jak male dziecko zamkniete w ciele doroslego i mam juz tego powoli dosc. Nic nie wskazuje na to by kiedykolwiek mi sie polepszylo