Witajcie,
Nie wiem, od kiedy zmagam się z nerwicą, nigdy nie podjęłam się jej leczenia. Nerwica najczęściej pojawiała się po silnych, burzliwych wydarzeniach i wraz z ich uporządkowaniem jej objawy uciekały. Chciałam podzielić się z Wami swoją historią i porozmawiać z tymi, którzy "mają podobnie". W grudniu tamtego roku musiałam podjąć decyzję o eutanazji swojej kotki, bardzo to przeżyłam. Temat jej odejścia wyparłam, podobnie jak emocje i myśli, które wciąż mimowolnie wywoływał. Co raz częściej towarzyszył mi niepokój, lęk, a wraz z nimi bóle w klatce piersiowej, obawa o swoje zdrowie. Stałam się tak wrażliwa na jakiekolwiek sygnały płynące ze swojego ciała, że byle kłucie powodowało we mnie wówczas paraliżujący strach. Dziś bóle w klatce piersiowej ustąpiły miejsca suchości w gardle, poczuciu guli w gardle, problemom z oddychaniem, strachem przed zostaniem samą w domu. Towarzyszy mi wrażenie, jakby cały czas coś zalegało mi w przegrodzie nosowej, gardle, jakby flegma, ale w formie jakiejś stałej cieczy, której nie jestem w stanie przełknąć wraz ze śliną, wodą, czymkolwiek. Do tego dochodzi poczucie spłyconego wydechu, jakby brakowało mi tlenu i miała się zaraz udusić. Czy ktoś z Was mial/ma podobne objawy? Jeśli tak, jak sobie z nimi radzicie?
Pozdrawiam,
B.