Skocz do zawartości
Nerwica.com

zosia_samosia_1985

Użytkownik
  • Postów

    4
  • Dołączył

Treść opublikowana przez zosia_samosia_1985

  1. Spokojnie, nie obrażasz. Alkohol rzeczywiście wtedy był moim bardzo dużym problemem, teraz zdarza mi się wypić raz na dwa miesiące jedno piwo, szklankę cydru albo kieliszek białego wina jak jest jakaś okazja, więc to nie jest problem. Problemem jest raczej wytłumaczenie znajomym dlaczego nie mam ochoty na alkohol Mój dziadek był alkoholikiem (nie poznałam go), z racji tego babcia była bardzo przeciwna alkoholowi, a mama niezdiagnozowanym DDA. Tata często wracał po piwie do domu, ale to taki typ, który lubi sobie walnąć piwko po skończonej robocie. W naszym rozstaniu alkohol nie miał największego znaczenie, bo jak słusznie zauważyłeś sama piłam, więc czemu on miał nie pić Poza tym zawsze staram się równać w górę, a nie w dół, więc wyrwanie się z pijackiego związku było ważne i strategiczne dla mojej przyszłości w trzeźwości.
  2. Dziękuję za odpowiedź No właśnie staram się poznawać nowych ludzi, ale teraz jest utrudniona sytuacja w związku z koronawirusem, mam nadzieję, że wkrótce się z tym uporamy. Portale randkowe już przerobiłam nie raz, to faktycznie ciężka sprawa. Zerknę na dział z miastami, dzięki za podpowiedź, pozdrawiam
  3. Mam 35 lat, od jakiegoś czasu samotność zaczęła mi mocno doskwierać. Zawsze miałam dużo znajomych, w liceum, na studiach, po studiach, w kolejnych pracach, spotykałam się z ludźmi w ciagu tygodnia i w weekend. Wtedy spotkanie ze znajomymi równało się piciu alkoholu, często wracałam pijana do domu, następnego dnia leczyłam kaca alkoholowego i moralnego. Wraz z wiekiem zaczęłam mieć mniej znajomych - większość z nich ma małżonków, partnerów, dzieci. Jeśli chodzi o partnerów to byłam w dwóch poważnych związkach, z których jeden prawie zakończył się ślubem, a drugi trwał jeszcze długo po tym jak się zakończył. Moja sytuacja rodzinna jest taka, że niedawno zmarła moja babcia, która była najbliższa mi osobą, z rodzicami nigdy nie miałam dobrego kontaktu, siostra ma męża i dzieci i swoje sprawy, też nie mamy bardzo bliskiej relacji. Rok temu rzuciłam etat, pracuję w domu, poprzednia praca w korporacji zdołowała mnie, bo mimo ogromnej ilości ludzi czułam się tam bardzo samotna, nie zawarłam żadnych głębszych znajomości, w odróżnieniu od wcześniejszej pracy, gdzie cała firma była jak jedna wielka rodzina. Przyzwyczaiłam się jednak do życia w pojedynkę, polubiłam siebie, prawie w ogóle nie pije alkoholu, lubię swoją pracę, osiągam sukcesy, biorę udział w wielu kursach, konferencjach, warsztatach, wydarzeniach, gdzie poznaję ludzi, chodzę sama do kina, na spacery, jeżdżę rowerem, podróżuję. Sytuacja z koronawirusem sprawiła, że moje życie sprowadziło się do pracy, samotnych spacerów i jeżdżenia rowerem, od marca tylko raz spotkałam się z koleżanką, kilka razy z siostrą i jej rodziną, kilka razy z mamą. Brakuje mi kontaktów z ludźmi, w weekendy nie mam się z kim spotkać, nie ma żadnych wydarzeń, na których mogłabym kogoś poznać, czuję się tak samotna, że czasem nawet uronię kilka łez. Z obecnymi znajomymi kontaktuję się przez internet, ale jakoś żadna strona nie dąży do spotkania i sama nie wiem, czy miałabym na nie ochotę - każde takie spotkanie niewiele wnosi do mojego życia, nie czuję się towarzysko spełniona. Czy ktoś ma podobny problem? Jak sobie z tym radzić? Pozdrawiam wszystkich
×