Cóż, nie wiem jak zacząć. Już ogrom czasu, właściwie od rozpoczęcia gimnazjum i takiej większej burzy hormonów stan mojej psychiki uległ kompletnej destrukcji. Od co najmniej 10 lat męczy mnie kompletna andehonia, bezcelowość w życiu, pustka i brak energii zarówno psychicznej jak i fizycznej. Uprawiałem przez ten czas bardzo długo sport, sprawiał mi frajdę ale czułem braki w energii, braki w koncentracji i motywacji podczas jego uprawiania. Męczyłem się szybciej niż osoby regularnie palące i pijące w ogromnych ilościach alkohol lub które miały gorsze warunki fizyczne ode mnie. Regularnie wykonywałem badania, wyniki miałem ok, brałem przez jakiś czas izotek na trądzik. Byłem zawsze aktywnym dzieciakiem, z wieloma pomysłami na życie, angażem i taką chęcią brania wszystkiego garściami. Teraz to jakby wszystko się gdzieś tli, ale nie umiem znaleźć w sobie motywacji. Mam 22 lata, studiuję, jakoś mi to idzie ale w ogromnych bólach i mimo tematyki która mnie w jakiś sposób ciekawi nie umiem tego przetrawić i męczę się. Boję się iść do pracy, boję się rozmów kwalifikacyjnych, że popiszę się jakimś brakiem wiedzy albo kompletnie się tam ośmieszę chociaż pracowałem już w paru miejscach, lecz raczej to były prace sezonowe, nie chcąc nikogo urazić ale czułem się tam w jakiś sposób odmieńcem bo wydawało mi się, że byłem jedyną osobą na poziomie, nie potrafiłem się tam odnaleźć. Generalnie nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów, gdy czuję się w grupie osób o podobnych charakterach swobodnie to jestem normalnym człowiekiem. Dobija mnie ten brak chęci i energii, jestem zmęczony nie potrafię się zmotywować i brak mi inicjatywy. Przepraszam, ża chaotyczny opis, szukam wsparcia i osób o podobnych odczuciach. Chętnie odpowiem na jakieś pytania gdyby pojawiły się jakieś wąpliwości.